*Rozdział 11 cz.1*

9.7K 893 368
                                    

Chyba nigdy nie widziałam nikogo bardziej zaskoczonego, niż Zandera w tamtej chwili.

Patrząc na jego minę, zamknęłam oczy. Od razu pożałowałam, tego co zrobiłam, a w mojej głowie pojawiło się setki wyjść, których mogłam użyć zamiast wyjawiania prawdy. Mogłam przecież po prostu odwrócić się i odejść, albo nic nie mówić już wtedy, gdy zaczął pytać o Vincenta. Uznałby, że rzeczywiście się w nim zakochałam i miałabym go z głowy.

Pomyślałam, że mogłabym uciec. Uwolniłoby mnie to od niezręcznej ciszy, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Poza tym to byłoby zbyt jednoznaczne. Zander pomyślałby, że naprawdę coś do niego czułam i zawstydziło mnie moje wyznanie.

Zresztą, czemu się bałam? Był opiekunem, był wampirem... I tak nic by z tego nie wyszło. Powinnam posłuchać Misurie i rozwijać znajomość z Dorianem, zamiast marnować czas i energię na kogoś tak niedostępnego jak Licavoli.

- Dafne powiedziała, że mamy dobry kontakt, więc coś musiało między nami zajść. - powiedziałam niemal szeptem, czując wewnętrzną potrzebę usprawiedliwienia swoich ostatnich słów. Moje zbolałe serce biło jak oszalałe. - Kiedy usłyszałeś, że nie zamierzam nikogo uwodzić, miałam na myśli to, że jesteś opiekunem i to byłoby nie na miejscu.

Chłopak wciąż milczał.

- Pewnie masz mnie teraz za kolejną czarownicę, która rozmawiała z tobą tylko po to, żeby cię poderwać. - zacisnęłam ręce w pięści. - Przysięgam, że tak wcale nie było, ale i tak zrozumiem jeśli nie będziesz chciał ze mną rozmawiać.

Odetchnęłam. Nie miałam pojęcia co bym zrobiła, gdyby rzeczywiście odparł, że powinnam go zostawić w spokoju.

- America... - zaczął Zander. - Posłuchaj...

- Tutaj pan jest, panie Licavoli!

Podskoczyliśmy jak oparzeni, słysząc nowy głos. To była Elisabeth Hills, która szła w naszym kierunku od strony szkoły i wymachiwała energicznie ręką.

- Ani słowa. - syknął Zander, odsuwając się na stosowną odległość.

- Panie Licavoli, wszędzie pana szukałam. - kobieta stanęła obok nas z szerokim uśmiechem. - Miał pan do mnie przyjść od razu po zajęciach z samoobrony. Czekałam na pana.

Chłopak skinął głową.

- Przepraszam. Rozmawiałem z panienką Dusney.

Nauczycielka wyglądała jakby dopiero mnie zauważyła.

- Ach, America. - ujęła moje dłonie w swoje. - Jak się miewasz moja droga? Ćwiczysz pieśń ochronną, tak jak prosiłam na ostatnich zajęciach?

Skrzywiłam się i nieznacznie pokiwałam głową.

- Dobrze, bardzo dobrze. - zwróciła się z powrotem w stronę Zandera. - To jak? Idziemy?

Chłopak zawahał się.

- Czy to pilne? - dyskretnie zaczął się wycofywać. - Musze jeszcze wyjaśnić z panienką Dusney jedną kwestię.

Ścisnęło mnie w gardle.

- Nie, nie trzeba. - zdobyłam się na wymuszony uśmiech. - Wszystko już rozumiem. Niech pan idzie z panną Hills.

Nastolatek chciał coś powiedzieć, ale nauczycielka chwyciła go za ramię.

- Świetnie. - pociągnęła go za sobą. - Załatwimy moją sprawę, a później, jeśli możesz, wpadniesz do pana Darnella. Chciałby cię prosić o malutką przysługę, mój drogi.

Przebudzenie: Córka Wiatru [WYDANA]Where stories live. Discover now