*Rozdział 8 cz.1*

9.6K 880 64
                                    

Zacisnęłam oczy i czekałam, własnym ciałem osłaniając Lyssę przed wilkiem. Słyszałam jak Sylf dyszał mi nad prawym uchem, ale byłam zbyt sparaliżowała, aby cokolwiek zrobić.

Dyszenie nie ustawało przez długi czas. Ze strachu liczyłam sekundy. Sylf musiał cały czas nade mną stać.

- Nie ruszaj się. - gdzieś w oddali, a może w mojej głowie, usłyszałam przytłumiony głos pana Harsha. - Za nic się nie ruszaj!

Przełknęłam ślinę i powoli odetchnęłam. Dyszenie nasiliło się.

Zaczęłam ekspresowo myśleć. Co mogłam zrobić? Co mogłam zrobić?!

Otworzyłam oczy.

Wychowana w normalnym świecie, nie widziałam zbyt wielu magicznych stworzeń. Owszem, znałam wiele z nich, ale tylko dzięki temu, że mama czasami coś o nich wspomniała, a babcia często pozwalała mi się bawić swoimi magicznymi księgami. Kiedy byłam mała i nie umiałam jeszcze czytać, z zaciekawieniem oglądałam obrazy przedstawiające magiczne istoty, wyobrażając sobie jakie wrażenie musiały sprawiać z bliska, a nie tylko na kartach pożółkłych starych ksiąg.

Leżąc pod Sylfem poznałam odpowiedź.

Pierwszym co zobaczyłam po otworzeniu oczu była ziemia, którą zresztą czułam także w ustach. Leżałam bokiem, odwrócona tyłem do pozostałych magów i nauczycieli. Wokół mnie znajdowało się mnóstwo wystających korzeni. Lyssa poraniła sobie twarz od upadku na jeden z nich. Zauważyłam, że próbowała się odsunąć, ale nie wiedziała jak, bo nieumyślnie ją unieruchomiłam.

- Ani drgnij. - syknęłam, kiedy zaczęła się wiercić.

Sylf parsknął i pochylił się. Nie widziałam go, ale czułam, że obwąchiwał moje włosy i przepoconą od biegu bluzkę.

Usłyszałam odgłos łamanej gałęzi. Sylf odsunął się i warknął głośno, na kogoś, kto pewnie próbował się do nas zbliżyć.

Lyssa jęknęła.

Wykorzystałam okazję i powoli przewróciłam się na plecy. Uwolniłam tym samym dziewczynę, ale była zbyt przerażona, żeby wykonać jakiś ruch. Przylgnęła do ziemi i znieruchomiała.

Powiodłam oczami w bok. Uczniowie ustawili się w zwartym kręgu i w napięciu się w nas wpatrywali. Odette miała strach w oczach, a panna Hills, blada jak nigdy i podtrzymywana przez jakiegoś chłopaka, wyglądała jakby miała za chwilę zemdleć.

Największym opanowaniem wykazywał się pan Harsh. Stał najbliżej i to właśnie on złamał gałąź, żeby zwrócić na siebie uwagę Sylfa. Trzymał w dłoni różdżkę, gotów nas bronić.

„Nie" - powiedziałam bezgłośnie. Atak jeszcze bardziej zdenerwowałby Żywiołaka, a nie chciałam tego, dopóki razem z Lyssą znajdowałyśmy się w zasięgu jego paszczy.

Wilk odwrócił się do nas z powrotem i spojrzał mi prosto w oczy.

Otworzyłam usta.

- Powoli... weź... różdżkę... Lyssy... - powiedział pan Harsh, a jego polecenie odbiło się echem w mojej głowie. - Powoli... weź... różdżkę...

Jeszcze chwilę temu, z pewnością bym go posłuchała. Widząc jednak wpatrzone we mnie ślepia wilka, wszystkie siły nagle mnie opuściły. Czułam się pusta i bezsilna. Nie widziałam w zwierzęciu niebezpiecznej bestii. W oczach Sylfa odbijały się dwie rzeczy: moja okrągła, biała jak ściana twarz i ogromny, przejmujący strach.

Ten strach nie należał jednak do mnie.

- Różdżka... - powtórzył nauczyciel, nie rozumiejąc dlaczego nie reagowałam. - Weź ją.

Przebudzenie: Córka Wiatru [WYDANA]Where stories live. Discover now