ROZDZIAŁ II

166 20 8
                                    

Yuri

- Jeszcze raz – usłyszałem wręcz wnerwiająco spokojny głos Victora. No ile razy ten cholerny prosiaczek mógł psuć potrójnego Axla? Przecież to był jego popisowy skok! Podobno. A dzisiaj na czternaście prób wszystkie czternaście zawalił. Nawet ja miałem dosyć tej sytuacji. Odepchnąłem się od barierki, przy której poprawiałem wiązanie łyżew i z furią podjechałem do Japończyka.

- Yuuri! Weź się w końcu w garść, bo jak znowu usłyszę Victora łagodnie mówiącego „Jeszcze raz" – przedrzeźniłem go – to natychmiast ściągam go z lodowiska i pierwszym samolotem lecimy do Rosji. Udało ci się ze mną wygrać nie po to, by marnować jego czas na tak żenujące rzeczy – ostatnie słowa wręcz z siebie wyplułem. – Rozumiem, gdybyś psuł poczwórnego Salchowa czy Flipa. ALE SWÓJ ULUBONY SKOK?! – wydarłem się na niego, nie potrafiąc się już dłużej powstrzymywać.

- Yurio, spokojnie. Nie krzycz tak na naszego prosiaczka, straszysz go – usłyszałem raczej rozbawiony niż zły głos Victora i poczułem, jak obejmuje mnie od tyłu. Oparł swoją brodę na czubku mojej głowy i zaśmiał się. – Każdy może mieć gorszy dzień.

- Nie jestem twoją podpórką, Victor – prychnąłem i odwróciłem się do niego, odpychając go lekko. – A jak to powiedziałeś „naszego prosiaczka" trzeba przywołać do porządku, bo dla profesjonalisty nie ma czegoś takiego jak zły dzień. Zawsze trzeba być gotowym do wykonania wszystkiego, co tylko umiemy. – Odwróciłem się od niego i chwyciłem Yuuriego, ciągnąc go w górę. – Także skocz w końcu tego Axla i idźmy dalej z treningiem – warknąłem, po czym puściłem go i pojechałem na drugą stronę lodowiska, nie odmawiając sobie skoczenia perfekcyjnego poczwórnego Salchowa po drodze. Bo czemu by nie?

- Yuuri, może usiądź na razie i odpocznij, a ja zajmę się Yurio?

- N-nie trzeba! Z-zaraz mi przejdzie. Potrzebuję tylko małej chwilki. – Czy on naprawdę musiał się tak jąkać? Zerknąłem na nich ukradkiem, wzdychając cicho. To nie tak, że Victor mnie zaniedbywał... Po prostu... Ech, dziwnym trafem przeszkadzało mi, że Katsukiemu nic się dzisiaj nie udaje. Wolałem rywalizować z nim, gdy był w formie, bo pokonanie go w tym momencie byłoby wręcz żenujące.

- W takim razie poćwicz teraz sekwencję piruetów do „Erosa", a potem zajmiemy się skokami. Yurio! – skrzywiłem się, ale nawet nie chciało mi się zwracać mu uwagi, że wcale nie mam tak na imię. – Co powiesz, żebyś poćwiczył Lutza? Podwójny, potrójny, podwójny i poczwórny. Zobaczymy co z tego wyjdzie – uśmiechnął się szeroko, odgarniając na bok grzywkę. Za to ja spojrzałem na niego jak na kretyna.

- Kombinacje raczej nie składają się z tylu skoków, wiesz czemu? Z jednego prostego powodu, TO JEST NIEWYKONALNE! Nawet TY nie skoczyłbyś tego wszystkiego pod rząd – prychnąłem, ale widząc jego wzrok już wiedziałem, że nie mam wyjścia.

- Yuri, to tylko ćwiczenia, chcę coś sprawdzić. Możesz sobie zrobić nieco dłuższe przerwy między skokami niż zwykle. – Jak on to robił, że wciąż brzmiał łagodnie i radośnie? Czy temu człowiekowi zdarza się być czasem złym?

Westchnąłem po raz ostatni pod nosem i zacząłem jechać, przygotowując się do najazdu. Postanowiłem podzielić to sobie na połowę. Najpierw podwójny i potrójny, chwila na oddech i kolejne dwa. Pierwszy skok wyszedł perfekcyjnie, ale przy drugim lekko się zachwiałem przy lądowaniu. Szlag. Zakręciłem się kilka razy i skupiłem mocniej. Podwójny, a potem poczwórny Lutz. Szczerze mówiąc, z poczwórnym wciąż miałem problem, wychodził mi średnio w 35% przypadków. Skoczyłem podwójnego, wylądowałem, skoczyłem poczwórnego i z sykiem wylądowałem tyłkiem na lodzie. Wściekły zamknąłem oczy i położyłem się, by chwilę odetchnąć. W końcu to było męczące. Ale nie... Usłyszałem, jak Nikiforov zatrzymuje się nad moją głową i po chwili podciągnął mnie do pozycji stojącej.

- Nie było aż tak źle. Prawdę mówiąc spodziewałem się, że przy trzecim skoku już się zachwiejesz. A tu proszę, może nie był perfekcyjny, ale ustałeś go pewnie! – Otworzyłem oczy, znów widząc jego uśmiech. Co ja muszę zrobić, żeby w końcu przestał? Jak można być AŻ takim optymistą? – Weź oddech i jeszcze raz skocz tę kombinację.

Posłusznie wykonałem jego polecenie, w końcu był moim trenerem. Od małego uczono mnie, żeby zawsze ufać trenerowi, bo on zawsze wie, co robi. Jednakże wciąż nie udało mi się ustać ostatniego Lutza. Przekląłem po rosyjsku pod nosem i przewróciłem się na brzuch, nie mając ochoty, aby wstać. Osiem skoków praktycznie pod rząd, nie miałem takiej wytrzymałości jak Yuuri, musiałem chwilę poleżeć.

- Yurio, wszystko dobrze? Przeziębisz się zaraz, jak musisz odpocząć, to zejdź z lodu. No chodź, pomogę ci – usłyszałem nad sobą Victora, ale jedyne, na co miałem siłę, to wyciągnięcie jednej ręki do niego. Oparłem się na nim praktycznie całym ciężarem ciała, pozwalając, by zawlókł mnie na trybuny i położył na ławce. – Wiem, że to było męczące, więc poleż trochę, a ja wrócę do Yuuriego – powiedział jeszcze i z szerokim uśmiechem znowu wjechał na lód. – Yuuri! Wracamy do Axla. Ale zacznij od pojedynczego, bo Yurio jeszcze naprawdę spełni swoją obietnicę i mnie stąd zabierze.

Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem lekko głową. Zależało mi tylko na tym, by Victor mnie uczył. A to, czy będzie to robił w Japonii, w Rosji czy w USA, było mi wszystko jedno. Wyciągnąłem z torby termos z ciepłą herbatą i napiłem się trochę, chcąc szybciej odzyskać siły. Musiałem dzisiaj skoczyć tego poczwórnego Lutza. Po prostu musiałem.

Trzy godziny później, wróciliśmy do domku, żeby zjeść obiad, zregenerować siły w gorących źródłach no i oczywiście po to, żeby Nikiforov mógł trochę pogłaskać swojego psa. Po posiłku, udałem się do swojego pokoju, żeby zabrać rzeczy na zmianę. Mieliśmy dziś jeszcze w planach poćwiczyć po kąpieli u Minako. Grzebanie w szafie przerwał mi dzwoniący telefon. Spojrzałem na ekran i odczytałem wiadomość. TAK! W KOŃCU! Kompletnie zapominając, co miałem zrobić, wybiegłem przed budynek, rozglądając się za taksówką. W końcu ją ujrzałem i już po chwili zaparkowała obok mnie, a kierowca wysiadł, trzymając w ręku przewozówkę z moim kochanym kotem w środku, który właśnie dawał koncert.

- Ivan! W końcu do mnie przyleciałeś! – krzyknąłem, wyjmując zwierzaka i układając go sobie na rękach. – No kto jest moim ukochanym kotkiem? No kto? Kto będzie wkurzać Victora? Oczywiście, że ty. – Tak, gadałem ze swoim kotem. Jakiś problem?! Zapłaciłem Japończykowi za przywiezienie mojego kocura i radośnie wróciłem do środka. – Obejrzyj sobie dom, Ivan. I nie daj się przegonić temu wielkiemu psu, jesteś o wiele groźniejszy niż on – dodałem jeszcze, stawiając go na podłodze. W końcu musiał poznać swój nowy dom.

---------------

Imię kota wymyślone przeze mnie na potrzeby fanfiction. Jeśli kiedyś pojawi się w anime, zostanie zmienione.

Buziaki, kochani :*

Obietnic się nie łamieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz