PROLOG

218 25 6
                                    

Victor

- Yuri! Dlaczego tak szybko uciekłeś? - spytałem, chwytając go za ramię tuż przed wejściem na lotnisko. Siłą go do siebie odwróciłem, całkowicie olewając to, że najwidoczniej chciał mi się wyrwać.

- Może dlatego, że nie mam tu już czego szukać? Yuuri wygrał, zostaniesz jego trenerem, a ja wracam do Rosji. Taka była umowa. A teraz mnie puść, muszę się pospieszyć na odprawę, bo samolot mi ucieknie.

- Ale Yuri, to że przegrałeś wcale nie oznacza, że nie będę twoim trenerem. W końcu obiecałem ci, że jeśli wygrasz bez poczwórnych skoków, to ułożę dla ciebie choreografię. Może zapominam o obietnicach, ale ich nie łamię – odpowiedziałem urażony, że w ogóle mógł tak o mnie pomyśleć. - Tu raczej chodziło o to, jak wysoko jesteście w stanie zajść w tak krótkim czasie, zmienić siebie. No i przede wszystkim chodziło o to, czy to Yuuri zostanie moim uczniem.

- Czyli od samego początku miałeś zamiar mnie uczyć? - Dlaczego Yuri wyglądał jakby był na skraju furii? Powinienem się bać?

- No oczywiście. Odkąd tylko przypomniałeś mi o mojej obietnicy. Ale zorganizowanie Hasetsu na lodzie było bardzo zabawne! - Oh, teraz już wiedziałem, że powinienem się bać. - Ale nie jesteś zły, prawda? Rozwinęliście się podczas tego tygodnia, wydobyłeś wrażliwość ze swojego wnętrza, Yuri wydobył seksapil. Teraz mogę was trenować!

- Czy. Ty. Myślisz?! Czy ty w ogóle miałeś pojęcie, przez co przechodziliśmy?! Jesteś największym kretynem, jakiego znam!!! - Bolało. Może dlatego, że krzyczał mi prosto nad uchem. No i jednak mimo wszystko jakoś tam mnie obraził. A ja przecież byłem taki wrażliwy!

- Yuri, ciszej. Ludzie się na nas gapią. Przedstawienia możesz sobie robić na lodzie, ale nie na środku lotniska – dodałem stanowczo i zacząłem go ciągnąć w stronę domku. – No pospiesz się, bo nie zdążymy na kolację. A jak przez ciebie nie zjem swojej porcji potrawki, to na jutrzejszym treningu pożałujesz, że kiedykolwiek przypomniałeś mi o mojej obietnicy – zagroziłem mu całkowicie poważnie.

- Ale...

- Żadnego „ale"! – przerwałem mu szybko, przyspieszając krok. Zdawałem sobie sprawę, że miażdżę w uścisku rękę Yuriego, że zachowuję się jak niecierpliwy szczeniak, ale ja naprawdę oszalałem na punkcie tej potrawki! A skoro od jutra miałem trenować tę dwójkę, to jakoś musiałem się pocieszyć, bo mój los nie rysował się w jasnych barwach. Yuri i Yuuri to zbyt wybuchowa mieszanka, byśmy wszyscy wyszli z tego cało.

Obietnic się nie łamieWhere stories live. Discover now