30

3.3K 300 51
                                    


 Byłam skołowana. Totalnie.

                 Siedziałam w swoim pokoju i myślałam, próbując ułożyć wszystko w całość. Jordan był wilkołakiem, w miarę silnym Omegą z Shelby, którego pozbyto się przez „problemy". Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Porządniś, jakim był Meadow, nijak pasował mi do obrazu, jaki pojawił się w mojej głowie. Stada odrzucały wilki, które przyczyniły się do morderstwa innego osobnika ze stada, krótko mówiąc, zdrady. Niesnaski pomiędzy wilkołakami zostawały szybko rozwiązane, bo ceniono sobie każdą osobę. Przynajmniej takie zasady panowały w moim starym stadzie. Wszystko byłoby logiczniejsze, gdyby Jordan należał do niewielkiego stada, jak to Cade'a, ale wcale tak nie było.

Jeśli już o Faulknerze mowa...

                     Trzymałam w rękach wyciszony telefon, bawiąc się urządzeniem. Nie miałam odwagi odblokować ekranu, bo wiedziałam, co tam zastanę. Mnóstwo wiadomości od rozwścieczonego Cade'a. I muszę przyznać, że chociaż kątem oka widziałam kilka z nich, nie wyobrażałam sobie, jak by to było, gdybym widziała chłopaka na żywo. Chyba zamordowałby mnie na miejscu.

                 Westchnęłam, w końcu zbierając w sobie siłę na oddzwonienie. Poza esemesami zostawił także morze nieodebranych połączeń.

– Módl się, żeby pociąg nie jechał w stronę Valier – warknął natychmiast po odebraniu.

– Robię to, odkąd powiedziałam ci o drugim wilku – odpowiedziałam cicho, a on sapnął z irytacją.

– Jesteś dziecinna. I nierozważna. Nieodpowiedzialna, głupia, cudowna... I, do cholery, kocham cię, nie mam zamiaru dopuścić do tego, by jakiś wilk cię rozszarpał. To mój przywilej!

               Zaśmiałam się lekko. Typowy Cade. Zabawne jest to, że ja nie uważałam swojego zachowania za nierozważne, bo dotychczas ten epitet przypisany był jedynie mojemu mate.

– Jasne, masz moje pozwolenie na morderstwo. Cade – próbowałam brzmieć spokojnie – ten wilk to mój znajomy. Jest Omegą i nie wydaje mi się, by był groźny. Znam go, to porządny chłopak.

– A wiesz, ile dziewczyn tak mówiło, a potem... – Usłyszałam, jak chłopak obrywa od kogoś.

– O, hej, Danny – zawołałam do słuchawki, a w odpowiedzi usłyszałam chichot bruneta.

– Zapomnij, Ginger ogląda ostatnio jakieś chore seriale. Wracając. Masz trzymać się od niego z daleka, to jasne? – Brzmiał groźnie.

– A jeśli nie posłucham?

         Słyszałam, jak wstaje i przemieszcza się dokądś. Jeśli chciał zostać sam, robiło się poważnie.

– Pamiętasz o tym, jak się poznaliśmy? – Przełknęłam ślinę. – Nie chcesz tego powtórzyć.

                   Przewróciłam oczami, choć trochę zmartwiło mnie podejście Cade'a. Robił wielkie halo z niczego. Jordan wydawał się w porządku wcześniej, kiedy był zwykłym człowiekiem, ale teraz także, będąc krwiożerczą bestią.

– Pamiętasz o tym, kto wygrał? – rzuciłam bezwiednie.

                 Cade zaryczał donośnie. Skrzywiłam się, urażona jego wybuchem. Czy tak reagował na dzielącą nas odległość? A może to przez fazy księżyca?

– Dobrze, już dobrze. Będę trzymała się z daleka na tyle, o ile to możliwe...

             Słyszałam, że jego oddech zwolnił, co oznaczało, że się uspokoił. Co stałoby się, gdybym teraz była obok niego? Brutalnie rzuciłby mną o ścianę i groził? Może tylko przez telefon brzmiał tak... dziwnie.

Keeper | TO #1Where stories live. Discover now