35

2.9K 277 74
                                    

             Miałam szczerą nadzieję, że sobotni poranek rozpocznie się w miale miło. Pomyliłam się. Kiedy tylko otworzyłam oczy, wybudzając się z naprawdę dziwnego snu, miejsce obok mnie było puste. Dotknęłam poduszki, orientując się, że jest zimna. To znaczy, że wyszedł dość dawno. Nie czułam jego obecności, wiedziałam jedynie, że jest gdzieś daleko. Spodziewałam się, że wrócił do swojego stada, ale dlaczego nie zaczekał, aż się obudzę? Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś liściku, ale Cade nic nie zostawił. Wyszedł bez słowa.

              Wstałam i posłałam łóżko. Wczoraj, kiedy Cade brał prysznic, rozmawiałam trochę z Danielem. Krótko, bo krótko, ale wymieniliśmy się opiniami na temat tego wszystkiego. Danny był mocno skołowany, wciąż zastanawiał się, co dzieje się z jego przyjacielem i szukał jakichś rozwiązań. Uspokajał mnie, kiedy zaczynałam panikować i mówił, że mogę na niego liczyć. W tej całej pokręconej sytuacji jedynie Daniel był światełkiem w tunelu. Nastawiony dość optymistycznie, z krzywym uśmiechem wskazywał mi drogę, szukając wyjścia z labiryntu za nas troje.

              Zeszłam na dół, uprzednio wykonując szybką poranną toaletę, a potem wstąpiłam do kuchni. Żołądek skurczył się do rozmiarów orzeszka. Cóż, regeneracja wilków, w szczególności Alf, zajmowała niewiele czasu. Leczyliśmy się sami, ale kosztem czegoś, co mocno pobierało energię, zaspokajaną przez jedzenie.

             Rodziców nie było w domu, babcia też dokądś wybyła. Otworzyłam lodówkę i oparłam się o drzwiczki, skanując wzrokiem jej zawartość. Ktoś inny widziałby półki wypełnione mnóstwem żarcia, ale ja jakoś nie znalazłam w niej nic apetycznego. Może byłam zbyt leniwa, by sama sobie coś zrobić. Szybko wróciłam do swojego pokoju, gdzie ubrałam na siebie cokolwiek innego niż piżamę i po raz enty zeszłam na dół. Narzuciłam na siebie kurtkę, włożyłam buty i wyszłam.

             Miałam ochotę na coś niezdrowego. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłam pizzę albo burgera. Dość szybkimi krokami szłam w stronę centrum, w myślach wybierając miejsce, do którego pójdę. Wybrałam pierwszą lepszą knajpkę z brzegu, bo w końcu uznałam, że chcę coś po prostu zjeść i weszłam do środka. Wymacałam w kieszeni portfel i wyjęłam go, obracając go w dłoniach. Szybko zamówiłam jedną z pizz i usiadłam przy wolnym stoliku. Wiadomo, że o jedenastej nie było tu wiele osób. Kto normalny jadł fast fooda na śniadanie?

            Zerknęłam w stronę panoramicznego okna, w którym odbijało się ciemne wnętrze pizzerii, gdy zobaczyłam Adriannę, idącą przez skwer. Uśmiechnęłam się lekko i natychmiast połączyłam się z nią myślami. Dziewczyna zatrzymała się na moment, odgarniając burzę lokowanych włosów za uszy, a potem zerknęła w moją stronę. Zachęcałam ją, by do mnie podeszła. Wyglądała tak, jakby biła się z chęcią przyłączenia się do mnie, ale w końcu uległa. Przebiegła przez ulicę i wpadła do pizzerii.

– Cześć, Adi! – przywitałam się, skracając jej imię.

Dziewczyna, na której twarzy wciąż leżały te niepotrzebne okulary, uśmiechnęła się.

– Hej, Brianno. – Usiadła naprzeciwko. – Dlaczego jesz pizzę na śniadanie?

Zaśmiałam się głośno.

– Buntuję się przeciwko zdrowej żywności. — Puściłam jej oczko.

           Zastanawiałam się, czy mój żołądek da radę wytrzymać jeszcze choć minutę, ale na szczęście przyniesiono moje zamówienie. Cóż, pizza pewnie była odgrzewana, ale miałam to gdzieś. Byle zjadliwa. Ustawiłam talerz na środku, częstując moją towarzyszkę, która również okazała się być głodna.

Keeper | TO #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz