25. Świąteczny misz-masz

Start from the beginning
                                    

- Nic, nic... Gdzie leziesz? - spytał od niechcenia szatyn, pauzując rozgrywkę. - Masz sporo rzeczy do zrobienia, a jak Alex przyjdzie i to zobaczy, wkurzy się na ciebie. I to porządnie - zauważył chłopak i zwrócił głowę w kierunku wchodzącego na górę Sonic'a. Mobianin zatrzymał się.

- Próbowałem się do niej dodzwonić przez cały wczorajszy dzień, by zapytać o to i owo... - odwrócił się lekko, spuszczając wzrok. Na kolcach miał jeszcze trochę pozostałości zielonej farby z wyprawy do Pragi. Ścisnął poręcz. - Ale, jak możesz się domyślić, nawet nie odebrała - dodał cicho i westchnął przeciągle.

- Głupiś... Trzeba było ją odwiedzić - rzucił Szynszel, wracając do gry.

- Masz mi jeszcze coś do powiedzenia czy mogę iść? - zapytał Sonic, lekko wytrącony z równowagi. Zauważył, że ostatnio bardzo łatwo go zirytować, a on sam nawet nie wiedział, czemu.

- A tak na serio, to dzwoniła dzisiaj, żeby mi przypomnieć, co mam zrobić. I spytać się, czy lubię żyrafy... - Szyszuś lekko pokręcił głową. Usiadł po turecku na sofie, nachylając się i ciesząc się z gry. Poczuł, że jeż siada po jego lewej stronie.

Zielonooki oparł łokcie na kolanach, wpatrując się pustym wzrokiem w podłogę, splótł dłonie ze sobą i przygryzł wargi. Szynszólik zerknął na niego, ale szybko wrócił do patrzenia na ekran. Zaczął nucić jakąś losową, radosną melodię.
Sonic przysłuchiwał się koledze, zastanawiając nad tym czy powinien coś powiedzieć, czy nie. Miał dość dobrą okazję do wyciągnięcia z szynszyla czegokolwiek, może szatyn by mu nawet podpowiedział to i owo.

- Nie wiem, jak to rozegrasz, ale żadnym sposobem nie uzyskasz ode mnie pomocy w sprawie tego dresiarza*. - Głos Szyszka był nadzwyczaj radosny. - Taaak! Giń, gnojku! - wykrzyknął, śmiejąc się przy tym. Cieszył się, że wirtualny przeciwnik został pokonany. Chciałby czasem zrobić tak z niektórymi ludźmi w prawdziwym życiu, ale tym wolał nie dzielić się z panem Herosem.

- Chyba ostatnio trochę przesadziłem - mruknął do siebie jeż. Brązowooki skinął głową. - Ale nigdy nie mam w tych uwagach złych intencji! To są tylko żarty! Alex zwykle nie brała ich na poważnie.

Szyszek słuchał tylko w połowie tego, co mówił Niebieski. Jego umysł był skupiony na wykonaniu kolejnej misji z inFamousa. Gra pomagała mu także okiełznać swoją moc, więc łączył przyjemne z pożytecznym.
Jednak narzekania jeża z każdym kolejnym słowem przybierały na sile, przez co szatyn nie mógł się do końca skupić się na rozgrywce. Nie lubił, jak ktoś mu miauczał do ucha, a zwłaszcza Sonic zwierzający się ze swoich bezsensownych problemów.
Zielony szynszólik stracił swoją cierpliwość, gdy poprzez swoje rozkojarzenie prawie zginął.

- Okej, słuchaj. - Ciastek spauzował grę, odwrócił się do Niebieskiego. Poprawił okulary, by nadać swoim słowom większej powagi i filozoficznego znaczenia. - Wiem, że trudno ci będzie to sobie wyobrazić, a tym bardziej uwierzyć w to, co zaraz powiem, ale musisz to zrobić, bo inaczej nigdy nie zrozumiesz naszej jakże drogiej Aleksi... - uniósł palec w górę. Czuł się jak jakiś naukowiec, który zaraz ogłosi coś przełomowego. - Otóż jest ona dziewczyną.

Źrenice Sonic'a zmniejszyły się ze zdziwienia, a on sam przez swój wyraz twarzy wyglądał jak niebieska kaczuszka kąpielowa z kolcami. Patrzył się tak przez chwilę na szynszólika, by w końcu ściągnąć brwi i podrapać się po brodzie, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.

- No rzeczywiście... - mruknął i przyjrzał się Ciastkowi, biorącego swojego pada w dłoń. Chłopak podłożył sobie pod plecy jedną z kolorowych poduszek i oparł się na sofie, wznawiając grę na jakąś minutę, bo po tym czasie niestety zginął.

Blue speed of sound #1 Nadciągają kłopotyWhere stories live. Discover now