- Hej.
Uniosłam głowę i spojrzałam na blondynkę, która własnie stanęła w progu. Kalyn miała na sobie bluzę i czarne legginsy, które widziały lepsze czasy. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, kiedy ziewnęła.
- Masz nos jak Rudolf.
- To ten renifer?
- Tak, to ten renifer. Jak się czujesz? - spytałam, prostując się na krześle. Dziewczyna przekręciła głowę, a mizerny kok przelał się na drugą stronę, jakby był osobną formą życia.
- Chyba tak jak wyglądam. Cholerne przeziębienie.
- To dlatego, że nie ubierasz skarpetek - rzuciłam, podnosząc kubek z kawą do ust. Kalyn uśmiechnęła się nikle, po czym ruszyła w stronę czajnika.
- Wychodzisz gdzieś dzisiaj? - spytała, spoglądając na mnie.
- Tak, idę do Lily's.
- Myślałam, że masz wolne - mruknęła, nastawiając wodę.
- Bo mam, po prostu umówiłam się z Johnem - odpowiedziałam. - A Ty, wybierasz się gdzieś?
- Nie. A co, mój ubiór cię zmylił? - dodała, uśmiechając się zadziornie.
- Jasne, moją pierwszą myślą było gdzie się wybierasz tak wystrojona - zaśmiałam się.
- Dobrze, że chociaż ty możesz się śmiać - westchnęła, łapiąc się za krtań.
- Jeśli chcesz, to w szafce nad herbatą powinny być jakieś tabletki na gardło.
- Dzięki.
Przez chwilę przyglądałam się blondynce szukającej leków. Tego dnia mijało półtora tygodnia, od kiedy się wprowadziła, a miałam wrażenie jakby minął miesiąc. Kalyn bardzo szybko się zaklimatyzowała, urządzając swój pokój niczym wystawę Ikei, czego nie mogła zaakceptować Lisa. Moja przyjaciółka zdawała się być oporna na argumenty i wraz z dniem poznania przeze mnie Kalyn zaczęła, niby to przypadkiem, niby celowo, dopytywać o moją nową współlokatorkę i snuć jakieś dziwne przypuszczenia o tym, że pewnie po nocach zajada się fast foodami, łamiąc tym samym swoje trzy zasady: bycie wegeterrorystką, dbanie o swój wygląd i jedzenie tylko zdrowych rzeczy. Niestety Lisa była na tyle zajęta, że mogła te teorie snuć jedynie przez telefon, więc łatwo było wtedy uciąć rozmowę.
- Okej, na mnie już pora - powiedziałam, zamykając leżącą na stoliku książkę. Kalyn, która właśnie szła w moim kierunku z kubkiem kawy, uniosła brwi.
- Romantyczna Ameryka? To jakiś horror?
- To tylko mój podręcznik z literatury, ale to chyba jedno i to samo.
Dziewczyna zaśmiała się, siadając na miejscu obok, podczas kiedy ja zaczęłam sprzątać ze stołu resztki mojego śniadania. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na jasną, przestrzenną kuchnię, a w szczególności na duże okno, przez które wpadało tyle światła, iż spokojnie mogłabym oświecić nim cały dom. Westchnęłam, uzmysławiając sobie jak bardzo lubiłam to miejsce, po czym ruszyłam w kierunku korytarza.
- O której wrócisz? - spytała Kalyn.
- Wieczorem, umówiłam się na dzisiaj z Lisą.
- Może ją kiedyś tu przyprowadzisz, żebyśmy się mogły poznać? - zaproponowała dziewczyna, wychylając się z kuchni.
Zaśmiałam się, sięgając po buty.
- Gdybyś znała Lisę, nie byłabyś taka chętna na spotkanie. To znaczy nie mówię, że ma serce po złej stronie, ale to... dosyć specyficzna osoba. Ciężko się przekonuje do nowych ludzi - dodałam.
DU LIEST GERADE
Na wyciągnięcie ręki
JugendliteraturAubrey miała swoją własną teorię. Według niej, znajomość z drugą osobą nie mogła na nas wpłynąć, jeśli nie trwała przynajmniej dwóch miesięcy. Całe jej życie zdawało się potwierdzać tę zasadę, dopóki pewnego ranka nie stwierdziła, że czas zrobić coś...