rozdział 3

318 29 4
                                    

Zespół gra na żywo, umilając atmosferę, panującą w kasynie. W powietrzu rozchodzi się zapach drogich cygar i whisky, która jest co chwilę dolewana. Goście zajmują okrągłe stoły, przy których stawiają dużo, by wygrać. Louis Tomlinson siada na swoim zarezerwowanym już od dawna miejscu. Wszyscy witają go z wielką uprzejmością, a pracownicy kasyna co jakiś czas dopytują, czy czegoś nie potrzebuje. On po prostu siedzi z drinkiem w dłoni i spokojnie przygląda się otoczeniu. Nie zawsze przychodzi tu, by grać, czasami zwyczajnie chce się trochę wyciszyć. Dzisiaj dzień był bardzo ciężki. Odbył kilka spotkań, odebrał towar i wyznaczył odpowiednie zadania. Teraz znalazł czas dla siebie. Wokół niego stało dwóch zaufanych ludzi. Reszta znajdowała się przed budynkiem. W pewnym momencie podchodzi do niego właściciel kasyna i wita go uściśnięciem dłoni. Louis wtedy podnosi się delikatnie z fotela, po czym z powrotem na niego opada, opierając ręce na podłokietnikach. 

—Miło gościć pana w swoich skromnym progach—mówi mężczyzna, splatając dłonie za plecami. — Trochę minęło, odkąd ostatni raz się widzieliśmy.

—Nie miałem czasu. Ślub siostry pochłonął mnie całkowicie —odpowiada Louis, nie patrząc na niego. Porusza szklanką, a alkohol delikatnie chlupocze. —Interes kwitnie. Gratuluję. 

—Tak, to prawda, dziękuję. —Uśmiecha się szeroko, robiąc jeden krok w tył. — Cóż, życzę spokojnego wieczoru. W razie problemu wie pan, gdzie mnie szukać. Ach, i proszę pozdrowić siostrę! 

  —Oczywiście.—Louis kiwa głową i upija łyk whisky. Do stołu pochodzi dwóch biznesmenów. Tomlinson mierzy ich obojętnym wzrokiem. 

—Może partyjka?—proponuje jeden z nich. Choć odrobinę niechętnie, to Louis przystaje na propozycję i podnosi się, idąc za mężczyznami. Zasiada przy stole i obserwuje, jak pracownik tasuje i rozdaje kolejno karty.

—Czy podać panu coś do picia?—pyta uprzejmie jedna z kelnerek. Pochyla się nad ramieniem Louisa. Ten zamawia kolejnego drinka i posyła dziewczynie krzywy, wymuszony uśmiech. Rozpoczynają grać, a Louis stara się utrzymać dobrą koncentrację. Nie zależy mu tak bardzo na pieniądzach, a jedna przegrana nie uczyniłaby go biedniejszym —chodzi tu o samą ideę wygranej, on zawsze musi być górą. Przecież to on sprawuje kontrolę. Oczywiście, od jego wygranej zależy los i sposób myślenia. Podoba mu się ta rozgrywka, nieco emocjonująca pod sam koniec. W końcu to on zgarnia wszystko, wstaje i jednym spojrzeniem dziękuje za grę. Odchodzi od stołu, zapinając granatową, szytą na miarę, marynarkę. Za nim kroczą ochroniarze, którzy są w stanie od razu zareagować w razie zagrożenia.

—Proszę, proszę. Co za spotkanie. —Po jego prawej stronie słyszy znajomy głos, a gdy obraca głowę, zauważa Harry'ego Stylesa, opierającego się o jedno z krzeseł i sączącego powoli białe wino.  

—A żebyś się zakrztusił— mruczy Louis pod nosem i przeczesuje włosy. —Nie mogę powiedzieć, że jest miłe. Nie przegraj wszystkiego — rzuca chłodno. —Ach, ty nie masz nic.

—Skąd ta zawiść? Masz się za lepszego ode mnie, Tomlinson? —mówi chrapliwym głosem i robi jeden krok w jego stronę, jednak ochroniarz natychmiastowo tamuje mu drogę ramieniem. 

—Jestem od ciebie lepszy. —Patrzą na siebie znad ramienia mężczyzny. Wręcz płonące spojrzenie płynie od obydwu, od Stylesa i od Louisa, który zaciska dłoń z sygnetem i powstrzymuje się od wybuchu. Tak łatwo traci cierpliwość przy tym gnojku.

—Coś nie mogę w to uwierzyć, kiedy ledwo dosięgasz mnie wzrokiem ponad ramieniem swojego napakowanego ochroniarza —parska brunet, wskazując na mężczyznę obok Louisa, a szatyn spina się, mrożąc go spojrzeniem. Nienawidzi, kiedy ktoś kpi z jego wzrostu. To uwłaczające. —A może się mnie boisz? 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 31, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ojciec chrzestny // larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz