Rozdział 24

1.2K 78 44
                                    

Czekaliśmy pół godziny zanim lekarz wyszedł z sali i zapytał:

-Państwo Irwin?

-Tak, co z Luke'iem?-spytała głowa rodziny.

-Pan Irwin...na razie jest nieprzytomny-powiedział lekarz, a ja odetchnąłem z ulgą.

-A w jakim jest stanie?-zapytałem, wciąż będąc zaniepokojonym.

-Oprócz tego, że ma lekki wstrząs mózgu, złamaną prawą rękę i lewą nogę, to jest w stanie stabilnym. Ale niestety mamy jeden problem.

-Jak to problem, przecież do cholery jesteście lekarzami!-podniosłem głos.

-Proszę się uspokoić, to nie jest nic poważnego-oznajmił, jak mają lekarze zazwyczaj bez uczuć.

-Coś jest nie tak?-zapytała mama.

-Okazało się, że Pan Irwin rozciął sobie drugą nogę, co spowodowało utratę dużo krwi. Dlatego potrzebujemy waszej pomocy. Mianowicie trzeba pobrać krew od kogoś z rodziny, gdyż chłopak ma bardzo rzadką grupę krwi, której brakuje w naszym szpitalu.

-Ja się zgłaszam!-odparłem. W końcu muszę uratować mojego chłopaka.

-Nie Ashton-powiedział stanowczym tonem mój ojciec. Spojrzałem na moich rodziców, zauważając, że mama strasznie zbladła.

-Ale Luke jest moim bratem, więc chyba mam prawo, by oddać mu krew!-krzyknąłem wkurzony.

-Tak, ale trzeba zrobić badania czy macie tą samą grupę-oznajmiła mama.

-Wiem, ale to bez znaczenia!-dalej się wykłócałem.

-Na te badania potrzebujesz naszej zgody, ale my jesteśmy przeciw-pierdolcie się. Obrażony usiadłem na krześle obok reszty przyjaciół.

-Więc, kto z was zostanie dawcą?-spytał doktor, który przypatrywał się naszej kłótni.

-Nie możemy-odparł tata.

-Jak to nie możecie? Chcecie, by Luke umarł?-ponownie wstałem, rzucając pytania. Nic nie rozumiałem.

-Jesteście rodzicami, więc chyba któryś z was może zostać dawcą-powiedział zirytowany już lekarz.

-Jesteśmy, ale nie biologicznymi-oznajmił ojciec.

-ŻE CO?!-zapytałem, będąc całkowicie zszokowanym-Luke nie jest moim bratem?!

-Rozumiem, w takim razie zadzwonimy do innego szpitala, czy tam mają potrzebną krew-doktor się zmył.

-To my pójdziemy kupić kawę-oznajmiła Sel, zabierając wszystkich znajomych Luke'a. Zostałem sam z rodzicami.

-Luke jest adoptowany?-spytałem. Czekaj, skoro nie jesteśmy braćmi, to chyba powinienem się cieszyć?

-Mniej więcej-powiedział tata i całą trójką usiedliśmy na plastikowych krzesłach.

-Jak to mniej więcej?-kolejne pytanie padło z moich ust.

-Luke w dzieciństwie miał wypadek samochodowy. Zginęła cała jego rodzina-zaczął tata.

-Ale jako, że jego rodzice byli naszymi przyjaciółmi to zaadoptowaliśmy go-dokończyła mama.

-Ktoś inny z jego rodziny nie mógł?-zapytałem.

-Nikt go nie chciał-odparł tata.

-Macie zamiar mu powiedzieć?

-Ukrywaliśmy to zbyt długo, chyba najwyższa pora-oznajmił ojciec. Po kilku minutach, trwania głuchej ciszy zjawiła się nasza paczka, która poszła po kawę. Dostałem jeden kubek, więc upiłem łyka, parząc sobie usta.

Brothers, or maybe not? - LashtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz