Po dziesięciu minutach dotarliśmy pod kamienicę, w której znajdowało się nasze mieszkanie. Cały trząsłem się z zimna, a palce miałem tak skostniałe, że miałem dziwne uczucie jakby zaraz miały odpaść. Poczułem zadziwiająca ulgę wchodząc do klatki schodowej. Z wysiłkiem wspiąłem się na czwarte piętro i wcisnąłem klucz do zamka. Otworzyłem drzwi przepuszczając brata pierwszego.

- Zimno ci? - zapytał Brian, gdy odkładałem jego kurtkę na wieszak.

- Tylko trochę - odpowiedziałem. Było to lekkie kłamstwo, ponieważ nadal trząsłem się jak galareta, a mój nos chyba trzymał się tylko dzięki jakiemuś klejowi. Słyszałem, że tego tygodnia w Nowym Jorku zamarzło już pięć osób. Nie miałem ochoty być szóstą. W środku grudnia nigdy nie było tak zimno. To chyba będzie zima stulecia.

- Zrobić ci herbatę? - zapytałem cicho. Chyba zamarzły mi struny głosowe.

- Chceee spaaać - ziewnął mały i potarł dłońmi zaspane oczy. Odprowadziłem go do pokoju i przebrałem w piżamę.

- Śpij - powiedziałem nakrywając go kołdrą. Momentalnie zasnął, a ja poszedłem do kuchni zrobić sobie coś ciepłego do picia. W mieszkaniu nie było może za ciepło (Gabe oszczędza na ogrzewaniu, żeby mieć na wódkę i piwo), ale i tak odczuwałem mocną różnicę temperatury między podwórkiem a wnętrzem. Nadal się trząsłem. Zamknąłem drzwi na klucz oraz zaparzyłem sobie herbatę. Usiadłem na fotelu z gorącym kubkiem herbaty i otuliłem się wyjętym wcześniej z szafki grubym brązowym kocem. Napój przyjemnie rozgrzewał przełyk, a ciepło rozchodziło się po całym ciele. Po dwóch minutach opróżniłem kubek. Postawiłem go na stole w kuchni i wróciłem do poprzedniej pozycji. Po chwili spokoju powróciły przygnębiające myśli. Gdybym miał dostęp do komputera Gabe'a, to pewnie poszukałbym informacji na temat guzów mózgu. O ile oczywiście moja dysleksja pozwoliłaby mi na czytanie. Ale jednak to nie był dobry pomysł. Wolę nie wiedzieć co zrobiłby mój ojczym, widząc, że grzebałem w jego laptopie. Powoli zacząłem robić się senny. Nawet nie zauważyłem, kiedy zamknąłem oczy i zasnąłem z głową na oparciu fotela.

***

- Otwórz te cholerne drzwi! - to były pierwsze, niewyraźne słowa, które usłyszałem po obudzeniu. Strasznie bolała mnie głowa, ale po chwili jakoś zwlokłem się z fotela. Wolno stawiając krok za krokiem poszedłem w stronę drzwi wejściowych. Przecierając zaspane oczy przekręciłem klucz w zamku, a do środka jak rozwścieczony byk wparował mój ojczym.

- Co ty sobie smarkaczu myślisz?! - warknął i trzasną drzwiami. Dziwiłem się, że nikt z sąsiadów nie wyszedł na korytarz zobaczyć co to za wrzaski.

- Przepraszam, zaspałem - odpowiedziałem przykładając rękę do czoła. Chyba wczorajszy powrót do domu trochę mi zaszkodził. Dobra, jakoś mi przejdzie. Brian do tej pory pewnie też spał, jednak stawiałem na to, że głos jego ojca go obudził.

- Zaspałeś? Zaspałeś?! - krzyknął łapiąc mnie za bluzę i przygważdżając do ściany. - To jest powód, dla którego musiałem stać pod drzwiami jak kretyn i dobijać się do własnego mieszkania?!

- Przepraszam, byłem zmęczony - próbowałem się usprawiedliwić. A tak tą drogą idąc, to co on robił przez całą noc? Szlajał się po knajpach w mieście przepijając nasze ostatnie pieniądze? Zresztą było to jego prawie ulubione zajęcie. Przed nim znajdowało się tylko rozgrywanie partyjek pokera i oczywiście gnębienie swojego ulubionego worka treningowego w postaci mnie.

- Że też Sally musiała zrobić takiego bachora jak ty. Ciekawe, jakim idiotą był twój ojciec, skoro spłodził takie gówno - wycharczał mi nad uchem Gabe. Zabolała mnie ta uwaga. Przyzwyczaiłem się do gorszych zniewag z ust ojczyma, ale nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek zahaczał o temat mojego ojca. Gdy zbliżył swoją twarz do mojej wyczułem ostrą woń alkoholu. Więc znowu przepijał ostatnie pieniądze w knajpach.

Oczy Koloru MorzaWhere stories live. Discover now