Rozdział 24

385 30 2
                                    

Pov Diany:

- Znalazłem coś - zawołał uradowany Tony - Spójrzcie!
- Co to? - oparłam głowę na jego ramieniu.
- Spójrz tutaj - wskazał jedno ze zdjęć.
Stev zniecierpliwiony wysłał mojemu chłopakowi karcące spojrzenie.
- Mów co znalazłeś.
- Damy mają pierwszeństwo - mimowolnie uśmiechnęłam się na jego słowa.
- Tony znalazł nam wejście. Jednak nie spodoba wam się.
Richard przestał przeglądać dokumenty i podszedł, aby spojrzeć przez ramie Tonego na zdjęcie które trzymał w dłoni.
- Ale przecież to...
- Tak! I dlatego mamy pewność, że na nikogo się tam nie natkniemy. To nasza szansa - mówił z entuzjazmem.
- Jak to oceniasz Stev? - zapytałam podnosząc głowę, a Tony podał mu zdjęcie.
Przyjrzał się mu i spojrzał mi w oczy.
- Co ja mam tu widzieć? To jedno z bocznych wejść. Tam przecież są strażnicy - przeszedł spojrzeniem na Tonego.
- Spójrz tu - wskazał palcem Richard - To wentylacja. Dostatecznie duża, aby dorosły człowiek się przecisnął.
- Ale dlaczego nikt tego nie pilnuje?
- widzisz te małe kolorowe kropki pod wejściem?
- Coś widzę. Co to?
- Wydaje mi się, że martwe zwierzęta. Tam zapewne odprowadzają trujące opary ze swoich eksperymentów - mówił dalej Richard.
- Jednak może się okazać, że to nie zwierzęta, a po prostu jakieś kolorowe kwiatki - wtrącił się Tony.
- To chyba była by dobra wiadomość - Stev uniósł brew.
- To by była beznadziejna wiadomość - teraz ja dołączyłam się do rozmowy - Jeśli to toksyny, to nie natkniemy się tam na żadne zabezpieczenia. Natomiast jeśli to zwykła wymiana powietrza, to ta wentylacja będzie miała mnóstwo dobrych zabezpieczeń.
- Chcecie wejść w toksyny, które zabijają zwierzęta? Też byśmy skończyli jak one.
- Załatwię nam maski... - zaczął Richard.
- Załatw sobie, ja mam dla siebie i Diany - Tony wskazał na siebie kciukiem.
- A co ze mną? - Stev odłożył zdjęcie na stół.
- Wciąż tu jesteś? - mój chłopak udał zaskoczenie - Tobie też coś znajdę.
- To może załatw już przy okazji też Patchowi? - wtrąciłam.
- Richardowi. Ale możesz mnie też nazywać po prostu bratem - wysłał mi lekko przesłodzony uśmiech.
- Przepraszam Richard. Przyzwyczajenie.
- Nie ma problemu.
- Imię to imię, nie? - wtrącił zdegustowany Tony - Przedstawiłeś się Patch, więc nim jesteś.
- Po prostu zapomniałam Tony - warknęłam na niego.
- Nazywaj go bratem. Tego nie zapomnisz.
Spojrzałam na niego z chęcią mordu.
- No co? - zapytał idiotycznie.
Uspokoiłam się i spojrzałam na Steva, aby nie wplątać się w nic w tej rozmowie.
- I jak uważasz? - wypuściłam spokojnie powietrze.
- To mi się faktycznie nie podoba. Jednak przez dwie godziny nie znaleźliśmy nic.
- Trzy godziny - poprawił go Richard.
- Więc wszyscy się zgadzamy? To możemy ruszać - Tony zlustrował mnie wzrokiem, jakby coś mu we mnie nie pasowało - Powinniśmy dolecieć na Madagaskar w pare godzin, ale po drodze ja i Diana idziemy jeszcze zjeść obiad - nachylił mi się do ucha - wolisz kuchnie francuską, grecką, hiszpańską czy owoce morza? - szepnął.
- Pójdę z wami - wtrącili obaj mężczyźni.
- Podwójna randka? Świetnie! Jednak nasze stoliki powinny być od siebie oddzielone o co najmniej piętnaście metrów. To który z was włoży sukienkę? - przyciągnął mnie do siebie - Ja obstawiam twojego braciszka. Chociaż te połyskujące blondem włosy Stivusia mówią mi, że mogę się mylić.
Odepchnęłam go od siebie wstając i wyszłam za drzwi trzaskając nimi.
Na dziś wystarczy mi żarcików, sarkazmów i drwin Tonego. Czas wrócić do wieży i spakować wszystkie potrzebne rzeczy na misję.
Zaburczało mi w brzuchu.
No i faktycznie pora już coś zjeść.

Wyszłam już z podziemnego parkingu i ruszyłam główną drogą. Ruch był naprawdę spory. Ludzie tłoczyli się po obu stronach jezdni idąc w swoją stronę. Wyglądali jak kolorowe mrówki.
Ruszyłam razem z tłumem w stronę domu (już od jakiegoś czasu powinnam zacząć wieżę Starka tak nazywać).
Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramie. Odwróciłam się szybko i poczułam jak moje włosy uderzyły w twarz osobę za mną.
- Zaliczę to do uderzenia z liścia - uśmiechnął się do mnie Richard.
Mimowolnie odwzajemniłam uśmiech.
- Przepraszam. To nie było specjalnie.
- Wierzę.
Na chwilę zamilkł.
- Chodźmy coś zjeść - znów na chwilę zamilkł wyczekując odpowiedzi, której nie otrzymał - Jak brat z siostrą - wyglądał na coraz bardziej zakłopotanego - Chce pogadać o...
- Ja wiem, że się cieszysz, bo odnalazłeś członka rodziny. Jednak... postaw się w mojej sytuacji.
- Twojej sytuacji? - zrobił zgorzkniałą minę - Twierdzisz, że to źle, że Cię odnalazłem?
- Nie! Cieszę się, że mam brata i tak dalej, ale... jesteś dla mnie obcym mężczyzną, dziś dowiedziałam się, że cały czas mnie oszukiwałeś... ja nawet nie jestem pewna czy ty NAPRAWDĘ nazywasz się Richard.
- Mogę Ci obiecać, że nigdy więcej Cię nie oszukam, nie okłamię, nie zrobię nic co będzie dla ciebie złe. Tylko pozwól mi mieć rodzinę. Chcę poczuć jak to jest.
Westchnęłam z rezygnacją i obserwowałam uważnie jego oczy. Wyglądał jakby mówił szczerze. Nie mogę mu przecież powiedzieć, że nie chcę z nim rozmawiać. Jeszcze pomyśli, że nie chcę być jego siostrą. Mężczyźni przecież nie rozumieją kobiet.
- Chodźmy, bo umieram z głodu.
- Ja stawiam - uśmiechnął się. Widać, że próbował nie okazywać jaką ulgę odczuł.
- Ej!
Speszył się.
- Co?
- Zachowuj się jak brat! Powinieneś wyłudzać od starszej siostry pieniądze na chipsy.
Zaśmiał się, a ja poczułam ukłucie szczęścia, że udało mi się go rozluźnić.
- Jestem fajnym bratem, więc stawiam.
- Jesteś dziwnym bratem. Nie wiesz, że starsze siostry to zło?
- No coś ty?
- Jasne! Za to starsi bracia są super!
- Jestem tylko trochę młodszy.
- Ile masz lat?
- Dziewiętnaście.
Spojrzałam na niego oniemiała. Zlustrowałam go od stóp do głów.
- Serio?
- Tak. Po prostu blizna mnie postarza i ciężka praca.
- Ciężko mi w to uwierzyć.
- Spodziewam się... Ale ja po prostu tak mam. W wieku piętnastu lat ludzie twierdzili, że mam osiemnaście. Za to ty wyglądasz na maksimum dwadzieścia.
- Jestem trochę starsza - posłałam mu uśmiech - Choć już coś zjeść, bo zaraz mój żołądek ogłosi marsz imperialny.

Avengers: Ying i Yang 2Where stories live. Discover now