1.8

301 40 29
                                    

Dex nic nie wiedziała. Czułem się z tym źle, lecz takie rozwiązanie było lepsze dla nas wszystkich. Myśl o tym, że musiałbym wybierać pomiędzy miłością, a przyjaźnią, zatrzymywała bicie mojego serca. Oni oboje byli mi potrzebni do życia, a jeszcze tak niedawno uważałem inaczej...

Kiedy zjawiłem się w domu szarookiej, była już przygotowana na wszystko. Zrobiła nam kakao, zawiadomiła swoją mamę, przyszykowała ewentualne przekąski. Było mi przykro, że musiałem kłamać, by nie zniszczyć tego, co zacząłem z nią budować. Dziewczyna naprawdę mocno wierzyła w to, że przyszedłem, by wynagrodzić jej nasze nieudane wyjście. Co prawda, było już późno i w gruncie rzeczy nie powinienem przychodzić, ale nie chciałem wracać do domu. Nie chciałem wracać do Luke'a.

Jedynym pożytkiem z tego wszystkiego było to, że ja i jej mama wreszcie się poznaliśmy. Uprzejma kobieta z wiecznie radosną twarzą i lekkimi zmarszczkami od ciągłych uśmiechów. Jeszcze nigdy nie widziałem tak rozpromienionej twarzy u żadnej osoby.

Oczywiście, nie było nam łatwo. Jej mama nie mogła ot, tak po prostu ze mną porozmawiać. Dex służyła nam za kogoś w rodzaju "tłumacza", zwyczajnie pokazując mi to, co powiedziała jej mama i na odwrót. Nie było to może najlepsze rozwiązanie, ale jedyne, jakie przyszło nam do głowy.

Spędziłem noc u różowowłosej. Nalegałem, by odstąpiła mi kanapy w salonie, błagałem, by pozwoliła mi tam spać, lecz ona uparła się jak osioł i ostatecznie wepchnęła mnie do łóżka. Nie zdążyłem nawet zaprotestować, gdy okryła nas kołdrą i wtuliła we mnie. Zacisnęła ramiona na moim brzuchu, zatapiając nos w mojej koszulce. Zabawnie przy mnie wyglądała - co najmniej jak młodsza siostra, która przybiegła w nocy i wpakowała się do łóżka brata, bo boi się, że coś okropnego wyjdzie spod jej materaca.

Zaśnięcie również nie sprawiło jej większych problemów - po kilkunastu minutach oddychała już spokojnie i wędrowała gdzieś po krainach, które sama chciała obejrzeć.

Przyglądałem się jej śpiącej osobie. Chciałem, żeby było tak już zawsze, lecz mimo to, czułem dziwny niepokój. Coś jakby przerywało mi te marzenia, usilnie o sobie przypominając. Przez długi czas nie mogłem zasnąć, myśląc o bardzo istotnych sprawach, które nie dawały mi spokoju.

Rano obudził mnie nieprzyjemny ból w okolicach żeber. Jęknąłem niezadowolony, uchylając sklejone powieki i wędrując wzrokiem na źródło katuszy. Dziewczyna leżała na mnie, z telefonem w ręku, i dźgała mnie palcem gdzie popadnie. Trafiała w różne części brzucha, co ewidentnie ją bawiło. Zepchnąłem ją z siebie, zabierając telefon i chowając pod poduszkę. Dex rzuciła się na mnie jak wściekły pies.

"Oddawaj mi to!" – pokazała i gotowa była mi złamać rękę, którą przytrzymywałem poduszkę.

"A może tak dzień dobry?" – spytałem, patrząc na nią zwycięsko. Różowowłosa uśmiechnęła się ironicznie.

"Dzień dobry, KOCHANIE" – pokazała i ponownie sięgnęła po urządzenie. Skarciłem ją palcem i cofnąłem.

"Za takie dzień dobry to nie opłaca mi się nawet oczu otwierać" – stwierdziłem z udawanymi wyrzutami. Dex westchnęła i pochyliła się nade mną. Złożyła krótki pocałunek na moich nieco spierzchniętych ustach i popatrzyła mi w oczy.

"Dzień dobry, Mikey. Jak Ci się spało?" – jej sztuczna uprzejmość rozbawiła mnie do tego stopnia, że parsknąłem śmiechem.

"Już lepiej, ale i tak nie dostaniesz telefonu. Jesteś uzależniona!" – pokazałem. Widziałem rozczarowanie na twarzy dziewczyny, jednak nie odebrało mi to motywacji do dalszych działań.

"Bezlitosny dupek" – skwitowała i usiadła po turecku obok mnie, zakładając ręce na klatkę piersiową i robiąc obrażoną minę. Pogładziłem ją po lewym policzku, po czym wstałem, nie zapominając o jej własności. Schowałem ją do kieszeni swoich spodni, uprwniając się, że szarooka nie wydobędzie go z niej podczas mojej nieuwagi.

Dex wędrowała za mną przez cały poranek, niezadowolona z braku jej ukochanego telefonu. Czasem myślałem, że to on jest jej najlepszym przyjacielem, a ja w ogóle nie istnieję. Musiałem to zmienić, zanim dziewczyna kompletnie przestałaby widzieć świat bez świecącego ustrojstwa.

"Kiedy oddasz mi telefon?" – zobaczyłem po kolejnym powiadomieniu, które przyszło na telefon dziewczyny. Wzruszyłem ramionami, ubierając bluzę na siebie. Musiałem iść do pracy, a nie chciałem oddawać jej jeszcze urządzenia. Głupim pomysłem byłoby też zabranie go ze sobą. Wyjąłem go z kieszeni i pokazałem jej, po czym położyłem na najwyższej półce, by nie mogła go dosięgnąć.

"Przyjdę do ciebie, gdy skończę pracę. Do zobaczenia" – pomachałem niezadowolonej Dex na pożegnanie i wyszedłem z jej domu. Musiałem jeszcze wejść do mieszkania po swoje rzeczy. Ruszyłem więc szybkim krokiem pomiędzy domami, od czasu do czasu szurając butami po chodniku.

***

Zajrzałem do korytarza, by upewnić się, czy Luke jest w środku. Widziałem jego buty, które zawsze zakładał, gdy wychodził, więc byłem prawie pewien, że go tu spotkam. Wszedłem w głąb mieszkania, by przedostać się do swojego pokoju i zabrać z niego to, czego potrzebowałem. Nie przeszedłem nawet kilku metrów, a poczułem ucisk na moim łokciu. Odwróciłem się. Moim oczom ukazał się smutny widok - blondyn ze zmęczoną twarzą, zapłakanymi oczami i spierzchniętymi ustami. Miał czerwony nos, ale delikatnie się uśmiechał.

"Dobrze, że jesteś" – pokazał, kiedy miał pewność, że nie ucieknę.

"Co się stało?" – spytałem, ignorując wszystko inne. Płakał przeze mnie.

"Nic wielkiego, ale mam dobrą informację" – nabrał dużo powietrza w płuca i chyba chciał powiedzieć to na głos, by pozbyć się tego z siebie, lecz szybko przypomniał sobie, że go nie usłyszę.

"Wyprowadzam się" – pokazał, a mnie zatkało.

"Jak to?" – zrobiłem duże oczy, nie dowierzając. Chciałem, żeby to zrobił. Miałem nadzieję, że ułoży sobie życie beze mnie. Prawda była jednak inna. Nie potrafiłem żyć bez niego. Nie wyobrażałem sobie braku jego obecności w mieszkaniu. Nie mógł mi tego zrobić.

"Sam mi to zaproponowałeś, a to jest odpowiedni moment, bym to zrobił" – zauważył, a ten cholerny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Co z tego, że jego oczy mówiły coś zupełnie innego. Jego sztuczne uczucia przyprawiały mnie o ból głowy i zdenerwowanie.

"Kiedy się wyprowadzasz?" – spytałem, zaciskając szczękę. Nie wziąłem leków.

"Za tydzień" – odparł, a ja trochę ochłonąłem. Mamy tydzień.

"Jeden tydzień" – zakodowałem i przysunąłem się do blondyna, złączając nasze usta razem.


~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~ ~*~

Dobry!

Od razu mówię, że nie wiem, co ja tworzę, ale będzie wielka masakra. Znaczy, będzie mieszanka shippów, soz.

Chyba mnie nie znienawidzicie za takie chaotyczne działanie...

Miłego dnia w szkole!
Miku xx

Deaf mgcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz