Rozdział 23

9K 428 15
                                    


RULE

Minął już tydzień od naszej ostatniej rozmowy.  Tydzień, od naszego ostatniego spotkania, pocałunku, od ostatniego seksu.

-Ja pierdole. Ale

Pocieram twarz dłońmi i siadam na łóżku. Na samo wspomnienie o Jacqueline mój fiut podnosi się.

Każde wspomnienie o niej wywołuje u mnie ból w klatce.

Czegoś zabrakło w naszym związku. Czegoś co spaja pary w jedno. Czegoś co
Kocham ją.

Odkąd ponownie wkroczyła w mój świat zacząłem dostrzegać rzeczy, o których nie miałem pojęcia.

Nie zdawałem sobie sprawy jak idealnie mogą pasować do siebie dwa różne ciała. Jak potrafią złączyć się w jedność. Zawsze wkurwiało mnie te powiedzenie, że ludzie pasują do siebie jak dwie połówki jabłka. Ale teraz wiem jak to jest. Tak się właśnie czułem, gdy Jacqueline była obok.
Pasowałem, kurwa, w końcu gdzieś pasowałem, znalazłem swoje miejsce. Znalazłem swoją połówkę. I chociaż wiem, że tylko na chwilę to, kurwa warto było. Bo chociaż przez moment byłem szczęśliwy. Zajebiscie szczęśliwy.

A może po prostu nie było nam pisane być razem? Zdarza się. Nie my pierwsi i nie ostatni.

Ale to, kurwa tak strasznie boli. Jakby moje serce zostało wyrwane i podeptane. Pustka. Totalna pustka i niemoc. Bezradność, która wiąże mi ręce. No bo cóż mogę poradzić, że Jacqueline wybrała innego.

Przyszła z nim na koncert. Wybrała i już, nie potrafię się z tym pogodzić. To tkwi we mnie, jak jakiś pieprzony kolec i kłuje za każdym razem, gdy tylko wspomnę o niej.

A, że jej obraz mam przed oczami cały czas, to ból towarzyszy mi stale. Kurwa, jak jakiś najlepszy przyjaciel.

Nie kocha mnie. Te trzy słowa tłuką się w mojej głowie.

Kręcę głową na boki, tak jakby to miało mi pomóc wyrzucić te myśli z tego łba. Ale to nie pomaga.

-Kurwa

Wstaję z łóżka i idę pod prysznic. Może zimna woda wypłuka ze mnie te rozmyślania.

****

Stoję na hali przylotów i wpatruję Joe'go. Odkąd Sylvia podpisała kontrakt, Joe i ja mamy mało czasu dla siebie.

W weekendy albo on lata do Nowego Jorku, albo Sylvia przylatuje tutaj. A w pozostałe dni mijamy się. Każdy ma swoją pracę. Ja studio a Joe siłownię.

W końcu, w tłumie ludzi dostrzegam Joe'go. Co raczej nie jest problemem, gdyż facet ma prawie dwa metry i góruje nad pozostałymi.

Widząc go teraz uświadamiam sobie, że cholernie tesknilem za tym chłopem.

Unoszę do góry kartkę, na wysokość mojej twarzy , na której napisałem wielkimi literami jego imię.

-Ty się Black nigdy nie zmienisz. Ten twój mózg został na poziomie szkoły podstawowej.

Mówiąc to wyrywa mi z rąk kartkę i zamyka mnie w męskim uścisku.

-Witaj stary. Jak lot?

Biorę jedną walizkę Joe'go i idziemy w stronę wyjścia.

-Do dupy, jak zwykle.

Nie potrafię się opanować i wybucham głośnym śmiechem.

-Jezu, Joe taki duży facet a boi się latać samolotem

Joe pokazuje mi środkowy palec, na co jeszcze raz wybucham głośniejszym śmiechem.

W drodze do mieszkania Joe opowiada mi o sesjach Sylv. Widzę jak cholernie za nią tęskni. Mimo to wspiera ją i utwierdza ją w przekonaniu, że ich związek przetrwa.

ZBUNTOWANY (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz