Rozdział 2

15K 628 98
                                    

JACQUELINE

Nie wiem jak kiedyś mogłam zaczynać dzień bez kubka dobrej kawy.

Pijąc kawę zawsze zastanawiam się nad swoim życiem. Jak mogłam tak sobie je spieprzyć? Czemu nie walczyłam o to co dla mnie jest ważne? Czemu zawsze robię to, co inni wymagają ode mnie?

Mam dwadzieścia dwa lata, studiuję medycynę, wymarzony kierunek studiów moich rodziców. Tak rodziców nie mój.

Moim życiem zawsze był i będzie balet. Od kiedy pamiętam to zawsze pociągał mnie balet. Uwielbiam to.

To Sylvia nauczyła mnie pić i parzyć pyszną kawę. Poznałyśmy się w pracy. Dorabiamy jako kelnerki w pubie niedaleko naszego mieszkania. Pracuję tam pół roku. Z Sylvią zaprzyjaźniłam się praktycznie od razu. Mamy podobne charaktery i podejście do życia. I tu nasze podobieństwa się kończą. Ona jest rudą pięknością, wysoka, oczy za które dałabym się poćwiartować,zielone. Ja natomiast przeciętna blondynka, niska metr sześćdziesiąt siedem , oczy niebieskie. Ale nie narzekam baletnica nie może być za wysoka i za gruba. To tak jak w modelingu, określone są wymogi dotyczące figury.

Z rozmyślań wyrywa mnie głos rudej.

-Hej Jacqueline, już zostaw te książki. Jesteś obkuta na amen. Nic więcej się nie dowiesz.

Ziewa przeciągając się.

-Wiesz, że dzisiaj mam egzamin z anatomii. U Colina muszę wiedzieć wszystko. Jak mnie zagnie jakimś pytaniem to już po mnie. Nie chcę zawalić ostatniego roku studiów.

-Jesteś mądrą i bystrą dziewczynką i napewno żaden Colin ci nie straszny. No a gdzie moja kawa?

Podnoszę się i podaje jej kawę.

-Ok. Twoja kawa i kanapki. Jak skończysz wstaw kubek do zmywarki i załącz bo jest cała załadowana.

-Tak jest mamo. Czasami mam wrażenie, że jesteś tą starszą, a przecież to ja powinnam być tą mądrzejszą,bardziej doświadczoną życiowo a tak nie jest. W końcu ja tu jestem starsza. J musisz wyluzować.

-Wiesz jak jest. Sylvia nie chce mi się teraz rozmawiać na ten temat. Wiesz o mnie wszystko. Jeszcze nie mogę strawić mojej przeszłości. Za bardzo była bolesna.

Czuję, że zaraz się rozpłaczę. Sylvia domyśla się mojej reakcji i przytula mnie do siebie.

-Przepraszam Jacqueline. Wiem jakie to jest wszystko dla ciebie trudne. Ale pamiętaj, jej nie ma a ty żyjesz dalej. Ona napewno nie chciałaby abyś się obwiniała całe życie.

Pociągnęłam nosem w najmniej elegancki sposób. Odsunęłam się od przyjaciółki i spojrzałam jej w oczy.

-Masz rację. Nie cofnę czasu choćbym nie wiem jak chciała. A wiesz, że oddałabym swoje życie aby ona żyła. Muszę żyć dalej. Dlatego po skończonych egzaminach idziemy się zabawić.

Uśmiecham się przez łzy i kieruję się do łazienki. Zmywam makijaż,który rozmazał się.
-Kurde niby wodoodporne ale o łzach to już nie pomyśleli. Dyskutuję sama ze sobą.

***

-Jacqueline, mogę się trochę spóźnić na swoją zmianę. Zastąpisz mnie przez ten czas? Pyta mnie Sylvia.

-Jasne. A coś się stało?

-Dzwonił Joe. Chce gdzieś mnie zabrać. Powiedział, że nie przyjmuje odmowy.

Joe to chłopak Sylvi. Jest cudowny. Opiekuńczy, życzliwy, silny a zarazem kruchy, chyba jak każdy facet. Poznali się sześć miesięcy temu. Z początku nie znosili się. Joe przychodził do pubu aby jej dokuczać. Sylv znosiła jego docink,ale w końcu nie wytrzymała i pewnego wieczoru gdy znowu robił jej awanturę,że robi niedobre drinki, powiedziała mu, że drinki może i nie dobre robi, ale całuje zajebiście. I nie dając mu czasu na odpowiedź pocałowała go i wróciła za bar. Joe stał jak wmurowany. Jego mina była bezcenna. Tak zaczęła się ich miłość. Wielka i namiętna.

ZBUNTOWANY (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz