Rozdział 1

26.1K 818 80
                                    

RULE

Budzi mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Otwieram oczy, oślepiają mnie promienie słońca. Podnoszę głowę, która protestuje potworny bólem.

Dźwięk dzwonka nie ustaje.

-Kurwa co jest? pytam sam siebie.

Podnoszę się do pozycji siedzącej i przekręcam głowę w bok.
Od razu żałuję tego ruchu. Obok mnie leży jakaś laska. Nie pamiętam jej. Nic nie pamiętam z wczorajszego wieczoru.

Ktoś się niecierpliwi i już wali w drzwi.

Szukam pieprzonych bokserek. Nie ma, świetnie. Zgarniam swoje spodnie i po drodze próbuję je założyć. Pech chciał, że w salonie zaplątuję się w nogawkach i zaliczam glebę. Podnoszę się z podłogi klnąc pod nosem.

Otwieram te cholerne drzwi z chęcią przyzwalenia temu, kto stoi za tymi drzwiami.

-No stary, nie śpieszyło ci się otworzyć tych drzwi.

Z uśmiechem na gębie wita się ze mną Joe.

-Miało cię nie być jeszcze dwa dni. Czyżby Sylvia dała ci znowu kosza?

Pytam ziewając.

-Nie było cudownie. Ale musiała lecieć do rodziców. Jej matka wylądowała w szpitalu.

Wchodzi do środka i kieruje się do kuchni.

-A co u ciebie?

Zamykam drzwi i idę za mim do kuchni. Na środku stoi Joe z kawałkiem materiału i macha nim na palcu.

-Widzę Rule, że noc miałeś pracowitą.

Stwierdza z głupkowatym uśmiechem na twarzy. Podnoszę jedną brew do góry i odpowiadam mu krótko.

-Pierdol się Joe.

Ten wariat dostaje ataku śmiechu. Chwilę patrzę na przyjaciela i sam też się uśmiecham delikatnie. Klepiąc go po plecach kieruję się w stronę łazienki mówiąc.

-Joe bądź tak miły i podziękuj lasce za zabawę, ja idę pod prysznic.

-Ale chociaż dobra była?

Dopytuje się debil. Chociaż wiem, że i tak nie interesuje go to. Jest szczęśliwe zakochany w Sylvi. Spoglądam na przyjaciela.

-Nic nie pamiętam chłopie. Film mi się urwał.

Drapie się po karku. Joe tylko kręci głową

-Rule jak dalej tak będziesz balował to niedługo obudzisz się z facetem w łóżku. I nic nie będziesz pamiętał, a to mój drogi przyjacielu, mogłoby być ciekawe doświadczenie.

Mało co nie przewraca się ze śmiechu.

-Bardzo śmieszne.

Nie czekam na kolejne docinki przyjaciela i udaję się do łazienki.

Wchodzę pod prysznic i odkręcam kurek. Zimna woda pobudza mnie do życia. Chcę zmyć z siebie wszystko. Kaca przez którego napierdala mnie głowa, dotyk tej panienki i obrzydzenie jakie czuję do siebie po każdej takiej nocy.

Pół godziny, mam nadzieję, że tyle czasu wystarczy Joe aby spławić dziewczynę.

Mam z Joe taki nie pisany układ. Po upojnej nocy to on zajmował się wypraszaniem panienek z chaty. Nie wiem, co on im mówi, ale to one dziękują mu za wspaniały wieczór i gorącą noc.

Wychodzę z łazienki, zapach kawy unosi się po całym mieszkaniu. Joe zawsze wie czego mi potrzeba.

Joe poznałem jak tylko przyjechałem do Waszyngtonu. Sześć lat temu. Spotkaliśmy się w pubie. Pracował tam jako ochroniarz. Obserwował mnie dłuższą chwilę. Może to przez tę walizkę, która stała obok mnie , a w której miałem cały mój dobytek. Podszedł do mnie i zapytał czy przyjechałem do Waszyngtonu na długo. Odpowiedziałem mu, że na całe życie. Od słowa do słowa dogadaliśmy się. Joe przygarnął mnie pod swój dach. Chociaż nie miał sam za wiele. Zamieszkałem u niego, wkręcił mnie do roboty i tak zaczęło się moje życie w Waszyngtonie. Z daleka od Wakefield, z dla od rodziców i zdała od tragedii, która rozsypała naszą rodzinę tak, jak wiatr zdmuchuje domek z kart.

Wchodzę do kuchni i potykam się o coś. Spoglądam w dół i widzę kawałek materiału na podłodze. Podnoszę go z podłogi, unosząc do góry i spoglądam na przyjaciela.

-Co to jest?

-A to, mój drogi przyjacielu pamiątka, po twojej znajomej z numerem telefonu komórkowego. Nie powiem, asertywna z niej dziewczyna. Zoe prosiła, żebyś do niej zadzwonił. Pysiu.

Posyła mi całusa w powietrzu.

-Jesteś obleśny Joe.

Podchodzę do kosza i wyrzucam materiał. Napewno nie zadzwonię.

Siadam przy stole i piję kawę. Joe spogląda w moją stronę. W jego oczach widzę troskę i smutek może zawiedzenie.

-Rule ta siksa miała dziewiętnaście lat. Jak dalej tak będziesz balował to niedługo obudzisz się w pierdlu bo przelecisz jakąś małolatę.

Nie mam odwagi spojrzeć na przyjaciela. Skurczybyk, wie o mnie wszystko. Jest ze mną na dobre i na złe. Poszedłby za mną w ogień, ale to działa i w drugą stronę. Joe jest dla mnie jak brat, którego nie miałem. To moja rodzina.

Moje rozmyślania przerywa głos bruneta.

-Rule masz dwadzieścia sześć lat. Jesteś współwłaścicielem Dragon Studio. Robisz najlepsze tatuaże w mieście. Jesteś kimś. Ale życie osobiste to masz rozjebane. Co noc inna panienka. I to nie na trzeźwo, tylko musisz zalać się w trupa, żebyś nie pamiętał rano co wydarzyło się w nocy.

Dopiero teraz mam odwagę podnieść głowę do góry i spojrzeć na przyjaciela. Patrzymy sobie w oczy chwilę. W końcu przerywam tę ciszę.

-Może jeszcze nie spotkałem tej jedynej, tak jak ty? Może nie jest mi pisane zakochać się? A może nie zasługuję na miłość?

Czuję jak mój głos się załamuje. Boję się słów, które za chwilę wypowie Joe.

-Rule, to nie była twoja wina. Nie mogłeś przewidzieć co się wydarzy. Nie miałeś na to wpływu. Stary Jess nie żyje i choćbyś walił głową w mur to nic nie da. Ona nie wróci.

Widzę, że dla niego to też nie jest łatwa rozmowa. W jego oczach widzę łzy. I to mnie dobija. Podnoszę się z krzesła, aż się przewraca.

-Żebym do niej nie zadzwonił wtedy, to by siedziała w domu. Nie jechałaby po mnie wtedy. Ona by żyła.

Ciągnę się za włosy i teraz czuję jak mi łzy lecą po policzkach. Joe podchodzi do mnie i zamyka mnie w przyjacielskim uścisku.

Ten ból, który w sobie noszę sześć długich jebanych lat, rozrywa mnie od środka każdego pierdolonego dnia. Nienawidzę siebie za to, że Jess zginęła przeze mnie. To powinienem być ja. Ja powinienem leżeć w trumnie cztery metry pod ziemią a nie ona.

Odsuwam się od Joe'go i wychodzę z kuchni. Szatyn nie ciągnie dalej tematu. Wie, kiedy przestać, za to go kocham.

Wchodzę do pokoju, zakładam koszulkę i skarpetki. Spoglądam na zdjęcie Jess i wychodzę. W salonie czeka na mnie Joe.

-Podrzucisz mnie na siłownię Rule?

-Jasne. Nie ma sprawy.

Zakładamy buty i wychodzimy.

-Rule daj poprowadzić harleya.

Spoglądam na przyjaciela i unosząc brew do góry pytam go.

-A co lubisz jak się do ciebie przytulam?

Joe wali mnie pięścią w biceps. Uśmiechamy się do siebie.

- Nie jesteś w moim typie młotku.

Rzucam mu kluczyki do mojego motoru i ruszamy.

************************************************************************

Witam. Długo nosiłam się z zamiarem, czy publikować tę książkę czy nie. Jak widzicie opublikowałam. Jeśli się nie spodoba to trudno. Usunę.

Tak więc wybaczcie mi błędy, niedociągnięcia, pomyłki.

Życzę miłej lektury.
Pozdrawiam.

Zapraszam także na konto Karolina337

ZBUNTOWANY (Zakończone) Where stories live. Discover now