Rozdział 42. Co robimy w Walentynki? Cz.1

10.3K 547 281
                                    

UWAGA! Ze względu na pewne problemy ze stroną, polecam odświeżenie jej wraz z wejściem w każdy kolejny rozdział, gdyż dopiero wtedy wyświetli się całość!!    

-Panie Potter! Panno Granger! Panie Malfoy! Co się stało?! –krzyczała pani Pomfrey przerażona ich stanem, gdy tylko stanęli w drzwiach Skrzydła Szpitalnego.

Trójka uczniów faktycznie nie wyglądała zbyt widowiskowo. Harry'emu odchodziły delikatnie płaty skóry w niektórych miejscach, a resztę ciała pokrywały bąble mniejsze lub większe, Hermiona podobnie jak Harry pokryta była bąblami, choć nie w takiej ilości. Draco natomiast wyglądał najlepiej, choć też się nie obeszło bez oparzeń i kilku bąbli. Ślizgonowi najbardziej się oberwało, gdy postanowił ratować Pottera. Do teraz nie mógł uwierzyć, że on Draco Malfoy rzucił się nie zważając na własną krzywdę, by uratować Harry'ego Pottera. Gdyby to powiedział na głos w Wielkiej Sali chyba wszyscy by wybuchli śmiechem. Tak, to przecież absurd.

Tatuś byłby dumny... -mimo wszystko uśmiechnął się drwiąco.

-Niestety, pani Pomfrey, ale nie możemy powiedzieć. Wiemy tylko tyle, że to są oparzenia spowodowane zaklęciem powielająco-parzącym. –powiedział Harry z bólem.

Kobieta wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć, ale szybko się opanowała.

-Szybko! Kłaść mi się tutaj na łóżka! Powoli, żeby nie popękały, panie Malfoy!

Cała trójka położyła się na szpitalnych łóżkach i już po chwili poczuli przyjemne ochłodzenie rozchodzące się po ich ciałach wraz ze śmierdzącą, zieloną substancją.

-Nie mogę przecież tak cuchnąć! –przestraszył się Draco patrząc na pielęgniarkę z przerażeniem.

-W sumie to nic nowego, nie? –wyszczerzył się Harry, na co Draco zgromił go wzrokiem.

-Może dla ciebie. –warknął. –Mogłem cię tam zostawić, przynajmniej teraz bym tutaj nie zdychał.

Potter zaśmiał się wrednie. Hermiona zaś przewróciła oczami typu: „faceci..". Cieszyła się, że byli w domu. Mieli ogromne szczęście. W Gringotcie wszystko się skomplikowało i oczywiście poszło nie po ich myśli. Nie mogli tego przewidzieć. Na całe szczęście horkruks również został unicestwiony.

Nagle drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się z trzaskiem i wpadła Jessica. Spojrzała na nich ze strachem i wyjąkała:

-Ginny i Blaise... już idą. Ginn nie może biegać w takim.. stanie.

Złotowłosa potrzebowała chwilę czasu, aby złapać oddech.

-Widzieliśmy..was... przez okno! –wydyszała.

-Spokojnie, Jess. Uspokój się. Wdech, wydech. –powiedział łagodnie Harry.

Po dosłownie chwili do Skrzydła wparowali Ginny z Blaisem.

-Co tam się wydarzyło? –zapytała z jękiem ruda, widząc w jakim są stanie jej przyjaciele. Nie ukrywała, że ich wygląd ją przeraził.

-Wpadliście parę minut za późno, wiewiórko. –odezwał się z ironią Draco. –Było o wiele gorzej.

Dziewczyny znacznie zbladły patrząc na nich z bólem w oczach.

-Jess..nie.. nie dotykaj.. –wyjęczał Harry, gdy ona automatycznie dotknęła jego twarzy. Odskoczyła od niego, posyłając mu przepraszające spojrzenie.

-Wybacz, Harry! Ja nie chciałam!

-Nie ma sprawy.. –uśmiechnął się blado widząc jej minę. –To wszystko zniknie bardzo szybko. Pani Pomfrey już o to zadba.

Zakazany Owoc // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz