18

252 16 10
                                    

Vanessa POV

Trzymając się obok Ashton'a rozglądałam się za kimś kto biologicznie był moim ojcem. Zacisnęłam mocno rękę na rączce walizki denerwując się. W naszą stronę szedł mężczyzna w garniturze i okularach mimo, że na dworze było już ciemno i padał śnieg.

-Patrz jaki tajniak- zaśmiał się Ash kiedy mężczyzna stanął tuż przed nami.

-Panna Fleur?- kiwnęłam zdezorientowana głową- Twój ojciec niestety nie mógł odebrać was osobiście. Mam zgarnąć Ciebie i towarzyszącą Ci osobę.

Świetnie, dobrze zaczynasz tato!

-W porządku. To jest Ashton- wskazałam na stojącego obok nabijającego się z faceta w garniturze nastolatka. Wyciągnął do niego dłoń, ale sztywniak zignorował to i tylko zjechał go wzrokiem.

-Ubierzcie się cieplej. Na dworze jest minus pięć stopni.

Zaczęłam przeszukiwać moją torbę z bagażem podręcznym i cholera nie spakowałam do niej kurtki. Przypomniałam sobie, że niestety leży na samym dnie mojej walizki- czarna dziura. Otworzyłam ją i zaczęłam nerwowo grzebać.

-Trzymaj- powiedział Ash podając mi swoją czerwoną kurtkę- spoko, mam jeszcze bluzę.

-Dziękuję- założyłam ubranie i zdałam sobie sprawę, że muszę wyglądać komicznie. Ciepły materiał sięgał mi za kolana, a miejsce gdzie powinien być łokieć zastąpił mój nadgarstek- ale, ze mnie kurdupel- zaśmiałam się.

-Pewnie. Musimy spadać śliczny kurduplu bo nasz super agent ucieka- chwycił mnie za rękaw i pociągnął za facetem w garniaku który był już duży kawał przed nami.




Wsiedliśmy do dużej limuzyny z przyciemnianymi szybami.

-To jest chyba kurwa żart- żaliłam się kiedy mały stolik z gorącą czekoladą podjeżdżał w naszą stronę- kiedyś na PetShop'a musiałam pracować miesiąc.

-Wyluzuj- próbował uspokoić mnie mój chłopak. Patrzał na mnie tymi swoimi, pięknymi, bursztynowymi oczami, przeczesując swoje idealne włosy. Sięgnął po kubek z ciepłym napojem, ale go powstrzymałam.

-Nie pij tego. Pewnie wpuścili tam jakąś truciznę.

-Rany kochanie spokojnie- upił łyka- widzisz, żyje.

Zabrałam mu naczynie i również się napiłam. Posłał mi pytające spojrzenie oraz półuśmiech.

-No co? Lepiej abyśmy pili z jednego kubka skoro wiemy, że ten z pewnością nie ma w sobie jakiegoś jadu węża.

-Jasne- oddałam mu czekoladę, aby mógł jeszcze skosztować.

Byłam pewna, że jest mu zimno bo cieniutka, szara bluza nie jest zbyt ogrzewająca. Poprosiłam kierowce, aby trochę podkręcił ogrzewanie i przytuliłam siedzącego obok chłopaka.

-Boje się spotkania z tatą- przyznałam.

-Szczerze? Ja też. Ale mimo wszystko i tak się ciesze, że jestem tu razem z Tobą.

-Jesteś cudowny.

-Wiem, codziennie o tym myślę, widząc się w lustrze- zaśmiał się- nie no, Ty jesteś lepsza.

Delikatnie musnął ustami moje czoło i uśmiechnął się, co od razu odwzajemniłam.




Podjechaliśmy pod ogromny biały dom z czarnym dachem. Okna i balkon ozdobione były lampkami, a w ogrodzie cały czas stała oświetlona choinka.

Crown doesn't make a queen/A.I.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz