Rozdział 7

626 26 2
                                    

Następnego dnia obudziły mnie krzyki dochodzące z parteru. Moje nogi jednak odmawiały posłuszeństwa. Spróbowałam, więc wsłuchać się w podniesione głosy. Rozpoznałam tylko Jamesa.

- Nie możemy wziąć na razie tego zlecenia.

- Dlaczego? – krzyczał nieznajomy

- Muszę zająć się siostrą.

- O teraz nagle zrobiłeś się kochający braciszek. Przypomnę ci, że nie chciałeś się nią zajmować i wyjeżdżać razem z gangiem, z miasta w którym rządziliście. Dobrze wiesz, że po tym jak zginął Nathan, jesteście tylko płotkami.

- Jeszcze pokarzemy im kto tu rządzi, zobaczysz.

- No mam nadzieję.

- Wciągnąłem w to też Em. Zobaczysz, pomoże nam.

- Ten dzieciak? Ha, na pewno.

- Przejdzie krótkie szkolenie i będzie z nami jeździła czy tego chcesz czy nie!

- Dobra, ale żeby się nie okazało, że cenne informacje jakoś magicznie trafią do FBI. Wtedy sam będziesz musiał ją zabić.

Po tym zdaniu zapanowała cisza.

- Zapewniam cię, nie będzie z nią problemów.

Skończyli rozmawiać. Usłyszałam trzask drzwi wyjściowych. Po chwili do mojego pokoju wszedł James.

- Obudziłem cię? – zapytał przejęty.

- Tak jakby, ale nic się nie stało. Jakie dostałeś zlecenie?

- Nic ważnego.

- No nie wiem. Jeżeli chodzi o mnie to... - zacięłam się.- mogę ci pomóc jak chcesz – Co ja mówię?!? Naprawdę go kocham, że takie rzeczy dla niego robię. Chyba muszę się do tego przyzwyczaić.

- Kocham cię – powiedział James

- Ja ciebie też – przytuliłam się do niego mocno

- Jak się czujesz?

- Nie mam siły wstać, a tak poza tym to chyba dobrze.

- Wszyscy jeszcze śpią. Może prześpisz się jeszcze?

- Nie mogę zasnąć.

Włączyliśmy telewizor. Jak zwykle żaden program mnie nie zainteresował. Czułam się okropnie, ale nie mogłam się do tego przyznać. Nie chciałam, żeby James miał poczucie winy, o ile coś takiego w ogóle istnieje w jego słowniku. Zabandażowana ręka nieustannie pulsowała. Ból dawał o sobie znaki przy każdym ruchu.

Po dłuższym czasie do pokoju wszedł cały gang. Tak po prostu wparowali do mnie i rozsiedli się wokoło łóżka. Rozmawiali tylko między sobą, oglądając przy tym program, jakby mnie wcale nie było. Wzięłam z szafki nocnej mac booka i sprawdziłam pocztę. Zobaczyłam stare wiadomości od porywacza. Wróciło do mnie to uczucie. Może nie strach, ale ta bezsilność. Przeszedł mnie dreszcz. Niespodziewanie dostałam wiadomość. Była od Megan. Z dziewczyną nie widziałam się już od bardzo dawna.

,, Cześć! Jak się masz? Dawno cię nie widziałam. Coś się stało?''

Nie odpisałam. Nie miałam siły tłumaczyć się kolejnej osobie.

- Jak się czujesz? – zapytał wreszcie ktoś przerywając ciszę

- Jak jeszcze raz ktoś mnie o to spyta, to nie ręczę za siebie. Nie dostałam kulką w łeb, nic mi nie jest.

- Ej, może grzeczniej co? – syknął podirytowany James

- Ale postrzelili cię w rękę. – powiedział David

Milczałam. Amanda szepnęła coś bratu, żeby się uspokoił. Podziałało. Znów wbił wzrok w ekran.

Nudziłam się. Postanowiłam wstać. Nie był to dobry pomysł, bo gdy tylko moje nogi dotknęły zimnej podłogi, kolejny raz przeszedł mnie dreszcz. Poczułam przeszywający ból w głowie. Widziałam wszystko jakby przez mgłę. Czułam, że spadam. Daniel w odpowiednim momencie zauważył co robię. Podbiegł i złapał gdy upadałam. Popatrzył na mnie ze współczuciem. Trzymał mnie w pasie i nie puszczał. Mogłabym tak stać całe wieki. James odchrząknął. Chłopak wypuścił mnie z objęć i odłożył na łóżko.

- Mówiłem ci żebyś uważał na braciszka księżniczki, bo skróci cię o głowę – przypomniał Max

Wszyscy się śmiali, a ja zakryłam rumieńce włosami. Po krótkim czasie znowu zajęli się rozmowami, a ja usnęłam.

Big Bad BrotherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz