Rozdział Dziesiąty, Część Pierwsza

5.7K 622 2.1K
                                    

Średniej wielkości szyld wisiał na jednym z budynków, za dnia bez migoczącego, neonowego światła, którego zadaniem było przyciągnąć jak największą liczbę klientów. Rzucał się w oczy, będąc jedynym w okolicy, obwieszczając wszystkim wokół, że właśnie tu zaspokoją swój głód i przede wszystkim pragnienie.

Bijący od budynku nastrój budził w Louisie jeszcze świeże wspomnienia. Z zewnątrz obskórna, schodząca farba, przez którą przebijał się gruby mur, drewniane, skrzypiące drzwi, które wymagały porządnego naoliwienia i spadzisty dach, sprawiający wrażenie, jakby chylił się ku zawaleniu lada chwila. A jednak, wewnątrz budynek prezentował się zupełnie inaczej. Ściany były pomalowane ciepłymi kolorami, stoliki i okna były zadbane, a obsługa zadowalająca, nie pozostawiająca sobie wiele do życzenia. To tylko utwierdzało odwiedzających w tym, że nie ocenia się książki po okładce.

Gdy Louis powoli kroczył ku drzwiom, cały drżał ze zdenerwowania, gotów, by zmierzyć się z własnym tchórzostwem. Zamierzał naprawić to, co zdołał już zepsuć. Miał tylko nadzieję, że było jeszcze co ratować.

Po przekroczeniu progu pubu, nie obyło się bez ciekawskich spojrzeń klientów, rzucanych w stronę mężczyzny. Było ich, oczywiście, niewielu, chowających się w kątach bądź zajmujących wygodne miejsca tuż przy oknach.

Zwrócił również uwagę barmana, który ujrzawszy Louisa, uśmiechnął się szeroko i pomachał mu, ale za chwilę jakby sobie o czymś przypomniał, zmierzył go chłodnym spojrzeniem i opuścił rękę. Louis bez zastanowienia ruszył w tamtą stronę.

- Hej Niall - przywitał się uprzejmie, siląc się na mały uśmiech.

- Dzień dobry - Niall odpowiedział bardzo protekcjonalnym tonem, udając, że znalazł sobie zajęcie i właśnie wycierał ścierką każdy, pusty kufel po kolei.

- Eee... czy jest może Harry? Pracuje dziś?

- Harry? Czy chodzi Panu o jednego z naszych pracowników?

Tomlinson miał ochotę przewrócić oczami na jego z dumą uniesiony w górę podbródek i wypiętą pierś, co miało świadczyć o tym, że umyślnie prowadził z Louisem taki poziom konwersacji.

- Nie mów do mnie Pan, jestem Louis, znajomy Harry'ego - westchnął zirytowany, poprawiając okulary, które zsunęły mu się na czubek nosa. - Chciałem z nim porozmawiać. Nie ma go w mieszkaniu, a ja wiem, że musi być tutaj.

Blondyn jedynie prychnął w odpowiedzi i zabrał się za dalsze wycieranie kufli, które były już czyste i wytarte przynajmniej kilka razy. Louis nie umiał powstrzymać swojego temperamentu i wyrwał Niallowi ścierkę z rąk, aby w końcu zaczął z nim normalnie rozmawiać.

- Harry pewnie Ci o wszystkim powiedział.

- Nic mi o tym nie wiadomo - odparł szorstko, mrożąc Louisa błękitem swoich tęczówek. - Jedź sobie, Louis. Jedź do Londynu, do swojej krainy szczęścia.

- Co? Nic nie rozumiesz, nie... to nie miało tak wyglądać, ja chciałem mu wszystko wyjaśnić - obronił się Louis. - Nie nazywaj tego krainą szczęścia. Tam należę, tam mieszkam.

- Cóż, czyli dom jest tam, gdzie twoje cztery ściany, a to ciekawe - mruknął i zabrał Louisowi swoją ścierkę. - Być może, że czyjaś mała kraina szczęścia jest właśnie w tobie.

Otrzymawszy niezrozumiałe, dość zagubione spojrzenie Louisa, Niall dodał:

- Jest na zapleczu. Ostatnie drzwi po lewo.

Louis skinął swoją głową z wdzięcznością i nie zwlekając dłużej, udał się w tamtą stronę. Minął dwie pary drzwi, zanim zapukał do ostatnich, wskazanych przez przyjaciela Harry'ego. Zapukał, ale nie uzyskał odpowiedzi. Bardzo niepewnie wszedł do środka, a w oczy rzuciła mu się jeszcze jedna para drzwi. Były uchylone i prowadziły na zewnątrz.

Be My Inspiration (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now