Rozdział Dziewiąty

6K 613 1.8K
                                    

To było jak piorun z jasnego nieba. Nagłe i silne. Niespodziewane. Nieodwracalne.

Przywiązanie to jedna z najsilniejszych emocji znanych człowiekowi, ponieważ w parze w przywiązaniem idzie miłość. Miłość rodzi się z nienawiści, która zapoczątkowała cały ten proces, a który nieprzerwanie trwał, mimo woli obu stron. Bo to właśnie obie strony darzyły siebie wzajemnie uczuciem, którego nie umieli jeszcze nazwać, ale zdecydowanie było ono silne. Nowe. 

 Dla nich było to nowe. I silne. Choć do końca sami jeszcze tego nie rozumieli.

Louis jeszcze nigdy nie malował z takim zapałem. Tanecznym krokiem obchodził wokół sztalugę, aby co jakiś czas nabrać natchnienia i uśmiechnąć się samemu do siebie, a później wracał na miejsce swojej pracy i pędzlem zaznaczał ważny fragment na płótnie. W jego rogu, dokleił małą karteczkę ze szkicem, który udało mu się utrwalić dwa dni temu i przenosił go właśnie na płótno, posługując się przy tym zimnymi kolorami. Wszystko wokół przybrało popielatą barwę, oprócz samego Harry'ego. Jego skóra była mlecznobiała, policzki zdobiły delikatne rumieńce, a spod przymkniętych powiek sączyły się słone łzy. W splątane loki wplecione były najróżniejsze kwiaty, których zadaniem było podkreślić jego piękno.

Przez cały poranek i większość południa malował, z szerokim uśmiechem na ustach. Zdarzało się, że majaczył sam do siebie i co jakiś czas niecierpliwie spoglądał w stronę drzwi, aby upewnić się, czy godziny pracy Harry'ego już się nie skończyły. Louis zapomniał o Bożym świecie i bujał w obłokach cały dzień, czując się po prostu szczęśliwy. Szczęśliwy, ponieważ widział Harry'ego wczoraj, i miał zobaczyć go jeszcze dzisiaj. Szczęśliwy, ponieważ całowali się i kochali, ponieważ był pewien, że gdy tylko spotkają się znowu, będzie mógł już bez jakichkolwiek wątpliwości i bez wahania stanąć na palcach i pocałować go, bo Harry również tego chciał.

Czuł się, jakby był... zakochany. Ale nie był zakochany, nie mógł być i był pewien, że Harry również nie był zakochany. Byli po prostu dorośli i zachowywali się jak dorośli.

Gdy o szóstej po południu, pukanie rozległo się do drzwi, w podskokach - mimo bólu w dolnych partiach ciała, po najlepiej spędzonej nocy w jego życiu - udał się w tamtą stronę. I jakie było jego zdziwienie, gdy jego oczom nie ukazał się Harry, a Zayn, na którego widok wrzasnął wystraszony, a po uśmiechu radości nie było nawet śladu.

- Naprawdę jestem aż taki straszny?

- Ach, to tylko Ty - odetchnął po chwili z ulgą.

- A kogo się spodziewałeś?! No tak, po co odbierać telefon od przyjaciela! - zły przeszedł przez próg mieszkania z małą walizką na kółkach. - Żyjesz tu sobie jak w pałacu i nie odbierasz, a ja się zamartwiam! Przecież ja czuję się jak twoja druga matka! Chwila, chwila... - zatrzymał się nagle w miejscu i rozejrzał wokół. Louis, nieco zdziwiony, zamknął za nim drzwi. - Czuję seks.

- Zdaje Ci się, Zayn - wywrócił swoimi oczami, chociaż na jego usta mimowolnie wkradł się nieśmiały uśmiech, a czerwień oblała policzki. Nie uszło to oczywiście uwadze Malika, który zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem, zanim zaczął panoszyć się po mieszkaniu. - Nie uprzedzałeś mnie, że przyjedziesz z wizytą.

Louis ruszył za nim, z pełnym irytacji westchnieniem. Przyjaciel węszył w kuchni, łazience a na końcu w sypialni, w której w końcu dokonał ostatecznej konkluzji. Odwrócił się do Louisa i obdarzył go srogim spojrzeniem, zakładając ręce na swoich biodrach.

- Pora na poważną rozmowę o antykoncepcji, jaką przeprowadzają rodzice ze swoimi dziećmi.

- Zayn, my jesteśmy facetami, nie potrzebowaliśmy tego, a z całą pewnością oboje jesteśmy czyści!

Be My Inspiration (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz