Na początku miał być Boston, ale uznał, że roiło się tam od zbyt wielu ludzi. Nie więcej, niż w Londynie czy kilku innych, większych miastach, w których przebywał, ale i tak zbyt wielu. Potrzebował ciszy i spokoju, a jednocześnie czegoś nowego i inspirującego.
Zostawił wszelkie dłuta, masy i podręczniki. Louis lubił rzeźbić, ale bardzo dawno temu. Teraz jedynym, co mieściło się w zakresie jego zainteresowań, było malarstwo. Była to dla niego odrębna dziedzina sztuki, podczas gdy na przykład architektura czy snycerstwo to już kompletnie inny świat.
Równy tydzień temu podjął najważniejszą decyzję swojego życia. Przerwał drugi rok studiów i udał się w podróż, nie wiedząc nawet, czy wyniknie z tego coś dobrego. Po wpakowaniu wszystkich, najważniejszych rzeczy w jedną walizkę, ważnych pamiątek w niewielkie pudło i po zabraniu przyrządów swojej pracy, wsiadł w samochód i odjechał. Może nie do końca.
Przed wyprowadzką i znalezieniem kogoś, komu mógłby wynająć mieszkanie, musiał załatwić wiele formalności. Z początku nie było to łatwe, bo jego ulubiony wykładowca, Pan Adams, wielokrotnie starał się nakłonić go do zmiany decyzji. Każdy musiał przyznać, że Louis był utalentowany i miał potencjał, a wena, którą chwilowo stracił, miała rzekomo wrócić. Nakłaniała go nawet do tego jego mama, która była niestety bezradna, bo Tomlinson był dorosły i sam decydował o sobie. Był również bardzo rozsądny i jeśli coś postanowił, musiało wyjść mu to na dobre.
Los uśmiechnął się do niego, gdy czytał jedną z nieaktualnych już ofert o poszukiwaniu sprzedawcy do sklepu w jednym z mniejszych miast. Nie był zainteresowany pracą, a miejscem, które już samą swoją nazwą, było dla niego nieznane. Zaintrygowało go to i zadzwonił, ale w kompletnie inne miejsce. Potrzebował mieszkania.
Dotarcie na miejsce nie było problemem, chociaż odległość z Londynu do Barnsley wynosiła prawie dwieście mil. Sprzyjał również wszystkiemu fakt, że z nowego miejsca zamieszkania do jego rodzinnego miasta droga zajęłaby mu tylko dwadzieścia mil, z czego bardzo się cieszył, mając możliwość odwiedzenia swojej mamy w każdej chwili.
Louis był jedynakiem, i chociaż Johannah, jego mama, starała się go wychować na dobrego, porządnego człowieka, dając mu wszystko, co najlepsze, nie był rozpieszczony i umiał doceniać każdą, najmniejszą rzecz w życiu. Podziwiając niesamowite dzieła z podpisem „Louis Tomlinson" na jednej z wystaw, uroniła łzę, nazywając siebie najszczęśliwszą kobietą pod słońcem, ponieważ mogła nazwać go swoim synem.
Z tego, co Louis zapamiętał, miały być to przedmieścia, liczącego ponad siedemdziesiąt tysięcy mieszkańców miasta. Nie lubił zgiełku i hałasu, który zwykle towarzyszył mu w Londynie, dlatego teraz miał spróbować czegoś nowego. Pamięta życie na obrzeżach miasta jak przez mgłę. Mieszkał wówczas w Doncaster i czasami przyłapywał się na tym, że tęsknił za czasami dzieciństwa.
Mijał rozciągające się w oddali pola, okalane blaskiem zachodzącego słońca, sporadycznie pojawiające się domki, w dalekich od siebie odległościach. Był człowiekiem niecierpliwym, ale tym razem starał się nie myśleć o długich godzinach i wielu kilometrach, jakie pokonał, marnując praktycznie całe paliwo w baku. Zaczął nawet odliczać do stu po trzynaście razy i odetchnął wreszcie z ulgą, gdy dojechał na miejsce.
Dokładnie kilka minut później zatrzymał samochód na krawężniku jednej z wąskich ulic i wbił wzrok w budynek przed nim. Było to coś w rodzaju domków szeregowych, tyle tylko, że nie były to domki, a bloki, utrzymane w swojej pierwotnej wersji sprzed kilkunastu lat. Zwykłe, ale porządne. Miasto było ładne, a ta część miasta zabytkowa i równie fascynująca. Chociaż lubił ozdobne gzymsy i budynki wykonane z cegły, nie mógł zaprzeczyć, że budynki tutaj były równie piękne.
YOU ARE READING
Be My Inspiration (Larry Stylinson)
FanfictionOpis: Louis Tomlinson, dwudziestojednoletni, początkujący artysta z Londynu parę lat temu stracił głowę dla uroków, z pozoru bogatej w wszelkie rozmaitości i zabytki kulturowe stolicy Zjednoczonego Królestwa. Zatłoczone ulice miasta nie dają mu jedn...