Rozdział Piąty

6.5K 651 2.9K
                                    

Cały następny dzień Louis przeznaczył na dokańczanie swojego obrazu, który był spontanicznym bohomazem, namalowanym na dachu, a który później okazał się być przełomem w jego kryzysie artystycznym. Wreszcie przełamał się, przekroczył wyznaczone przez siebie granice i dał się ponieść, po raz pierwszy od dłuższego czasu wkładając w coś całe swoje serce. Malował z pamięci, bowiem zarys oczu i intensywność tęczówek utrwaliła się w jego głowie na długi czas. Prawdę mówiąc, Louis miał problemy z wyrzuceniem ich ze swojej pamięci, ale zdążył już pogodzić się z ich obecnością. 

 Jego oczy śledziły każdy fragment płótna, czy aby na pewno było tak, jak chciał - wachlarz długich, gęstych rzęs, otaczających górne i dolne powieki, a pośród tego wszystkiego niewyraźnie zarysowane tęczówki w kolorze błotnistej zieleni, z przebłyskami szmaragdu, butelkowej zieleni i innych, najróżniejszych odcieni. Aby podkreślić całokształt i dominujący atut w obrazie - oczy - Louis umyślnie nadał skórze szary, ziemisty kolor. I chociaż dzieło, którego malowanie zajęło mu dokładnie jedenaście godzin, było już skończone, odczuwał pragnienie, aby dowiedzieć się, czy na pewno niczego mu nie brakowało. 

 W tym celu, bez namysłu wsunął na stopy kapcie i wyszedł z mieszkania, schodząc piętro niżej. Nie zastanawiał się nawet, co powie Harry'emu, gdy pukał do jego drzwi. Był po prostu ciekawy, czy miał jakieś znaki szczególne i czy pieprzyk na linii jego szczęki był jedynym, który posiadał. 

 W momencie, w którym drzwi otworzyła mu szczupła blondynka, poczuł zawód, a jego nieznana ekscytacja zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. 

- Tak? 

 Jej przeszywające spojrzenie wierciło Louisowi dziurę w głowie zaraz po tym, jak swoim badawczym wzrokiem przeskanowała jego sylwetkę. Jego poplamione farbą spodnie i niechlujnie ułożone włosy prawdopodobnie nie zrobiły na niej zbyt dobrego wrażenia, co Louis wywnioskował po jej skwaszonej minie.

- Czy jest może Harry? 

- Nie ma Harry'ego - odpowiedziała od razu niezbyt uprzejmym tonem. 

- Och, to ja... to ja... no tak, nie ma, to zajrzę kiedy indziej - rzekł zmieszany pocierając swój kark, po czym odwrócił się i wrócił na górę. Nie kłopotał się nawet z pożegnaniem się z kobietą, która już po odwróceniu się do niej plecami przez Louisa, z hukiem zatrzasnęła drzwi.

 Nie myśl o tym, Louis, pomyślał, wróciwszy do swojej pracowni. Teraz nic nie miało sensu. Sztaluga stała pośrodku salonu, a obraz aż prosił się o dokończenie, co było niestety niemożliwe do wykonania, ponieważ wena uleciała z Louisa nagle i całkowicie. Ale przecież były inne rzeczy, które Louis mógł namalować, a co niekoniecznie było Harrym Stylesem. Słowa Zayna namieszały mu jedynie w głowie i już wczorajszego wieczoru doszedł do wniosku, że wszystko, co powiedział, było absurdem. 

 Zayn był po prostu szczery do szpiku kości i lubił snuć pokręcone teorie, ale nie zawsze miał rację. Louis nie zamierzał się nim przejmować, ani nim, ani Harrym, który dzielił szczęśliwe życie z kobietą, z którą się przed chwilą skonfrontował. Sam też musi się zająć własnym życiem.

 Wziąwszy głęboki oddech, rozejrzał się po salonie 

- No to do roboty. 

~*~

 Wieczorem jak zwykle wybierał się na dach, aby nabyć natchnienie, jednak tym razem, zamiast sztalugi i farb, zabrał ze sobą notatnik i kilka grafitowych ołówków. Sam przed sobą przyznawał się, że szkicowanie nie leżało w zakresie jego zainteresowań, ale otwierało przed nim wiele możliwości. Mógł, na przykład, zabierać szkicownik w każde miejsce i mógł uchwycić wtedy każdy moment, a później dopiero przenieść go na płótno. To własnie okazało się być najlepszym rozwiązaniem tej nocy. 

Be My Inspiration (Larry Stylinson)Où les histoires vivent. Découvrez maintenant