Rozdział Szósty

6.2K 673 3.2K
                                    

A więc dzisiaj. 

 Louis spoczywał właśnie w swoim łóżku, od kilkunastu minut tępo wpatrując się w sufit. Chociaż na zewnątrz leżał spokojnie z kamiennym wyrazem twarzy, w środku jego serce szalało z ekscytacji, żołądek wywracał fikołki a w głowie już obmyślał sobie, jak wyglądał będzie cały jego dzisiejszy dzień. Dzień spędzony z Harrym. 

 Problemy z zaśnięciem towarzyszyły mu przez pół nocy, podczas przewracania się z jednego boku na drugi, gdy bezskutecznie próbował zmrużyć oko. Prawdopodobnie było to skutkiem jego nadmiernego rozmyślania o Harrym, ponieważ nie mógł wyrzucić jego uśmiechu ze swojej głowy nawet na chwilę. A przecież potrzebował odpoczynku 

 Jak Louis miał być wypoczęty, skoro zasnął dopiero nad ranem i obudził się bardzo wcześnie, a jego pierwszą myślą zaraz po obudzeniu się, był Harry? Jak Louis miał myśleć racjonalnie, od kiedy Harry zaczął gościć w jego umyśle coraz częściej, wbrew jego woli, jak miał wykonywać podstawowe czynności ze zwykle towarzyszącym mu poczuciem monotonii, skoro teraz miał powód, aby opuszczać swoje mieszkanie czasami po prostu bez powodu? 

 Przecież to był tylko Harry.

 W końcu postanowił wstać, po jedenastej, aby zdążyć jeszcze coś zjeść. Nie chciał przecież pojechać głodny i nieprzygotowany. 

- Masz pięć godzin, stary - wymamrotał do siebie, zabierając się do przyrządzenia śniadania. 

 Zaczął od jabłka, zjadł porcję swoich ulubionych płatków śniadaniowych, po czym udał się do łazienki, aby tam rozpocząć najważniejszą operację - przygotowanie się na popołudnie. Zanim jednak zdjął okulary z nosa i wszedł pod prysznic, dokładnie przeskanował swoją twarz w lustrze. Nie widział w sobie niczego, co Harry mógłby uważać za atrakcyjne, wyjątkowe, na tyle, aby przyciągnąć jego uwagę jako mężczyzna. Ani jednego szczegółu. 

 Niesforne, wypłowiałe włosy, które rzadko czesał, mały, guzikowaty nos, pulchne policzki z piegami, wąskie usta i para błękitnych oczu, otoczonych wachlarzem gęstych i długich rzęs. Nie wspominając o delikatnie uwydatnionych kościach policzkowych, które jeszcze gdzieś tam były, gdy nie uśmiechał się ani nie mówił. Za dużo kebabów i pączków, pomyślał. 

 Gdy gorąca woda spływała po jego ciele, relaksując go i rozluźniając wszystkie jego mięśnie, na spokojnie mógł pomyśleć o sobie i o Harrym. Nie oddzielnie, razem. Pierwszy raz pozwolił sobie na takie myśli, które jak na złość zostały zburzone przez dzwoniący telefon z sąsiedniego pokoju, wywołując u niego podirytowany odgłos. 

- Kurwa mać - przeklął i tak szybko, jak to było możliwe, wyskoczył z łazienki i chwyciwszy po drodze ręcznik, szybko pobiegł do sypialni. 

 Gdy zobaczył, kto dzwonił, miał ochotę zabić Zayna za wyczucie czasu. 

- Hej, mógłbyś nie z samego rana? Jestem zajęty. - rzucił niezbyt chętny do rozmowy, gdy tylko nacisnął zieloną słuchawkę. 

- Jest... prawie dwunasta, Tommo. Nie śpisz, więc to dobry znak. 

- Tak, świetnie, mogę już kończyć? 

- Jesteś dupkiem już od samego rana, co jest? 

- Nic, tak się akurat składa, że za kilka godzin jestem umówiony i będę nieosiągalny dłuższy czas, a teraz brałem prysznic. 

- Coś się szykuje - odparł Zayn, a Louis mógł niemal wyobrazić sobie jego szyderczy uśmieszek, dlatego przewrócił swoimi oczami. - Albo nowa randka, albo Pan Harry. 

- Harry, tak - powiedział obojętnym głosem, chociaż w środku piszczał jak mała dziewczynka. - Dziś wybieramy się razem... gdzieś. Chciał mi tylko coś pokazać. 

Be My Inspiration (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now