Rozdział 26 - Kontakty

6.6K 435 9
                                    

Na dole informacja odnośnie drugiej części.

*Mike*

Odkąd mogłem już wstać z łóżka, czyli od kilku dni, razem z naszymi ludźmi wróciliśmy do Mahon. Jako człowiek impulsywny chciałem już po wyjściu spod pościeli ruszyć w pościg za Sebastianem i Mary, ale nie miałem żadnego punktu zaczepienia. Jedyna nadzieja była w naszych ludziach, którzy mieli solidne kontakty oraz ... rodzicach Mary. Panią Freebird oddaliśmy przy najbliższej możliwej okazji lecz zabranie jej z domu ponownie byłoby dość proste. Jeśli Luke nie pomoże tym razem z dobrej woli to zastosujemy inne metody, mniej przyjazne.

Ile jeszcze dni mogłem wytrzymać bez Mary? Wszystkie te chwile kiedy nie widziałem jej twarzy, uśmiechu, nie słyszałem jej głosu albo nie czułem typowego dla niej zapachu owoców były nudne, bez emocji oraz jednakowe. Gdy ona znajdowała się w pobliżu potrafiła sprawić, że twój dzień stanie się lepszy lub gorszy. Powodowałem, że bała się mnie lub nienawidziła, a wszystko dla jej dobra. Przynajmniej tak myślałem lecz na prawdę robiłem jej krzywdę. Chciałbym mieć szansę to wszystko naprawić.

Wieczorami zmieniałem się w wilka by nie musieć siedzieć w domu, w tej ciszy. Wtedy nie myślałem o niczym tylko o tym jak daleko byłem od stada. Kiedyś lepiej znosiłem samotność, ale od spotkania mojej przeznaczonej było z tym coraz gorzej. Myślę, że z dnia na dzień się zmieniałem, dla niej i naszej przyszłości. Czy ją kochałem cały ten czas? Ciężko powiedzieć. Możliwe, że się nią zauroczyłem, a potem poczułem coś więcej, ale czy mogłem stwierdzić, że kochałem Mary? Jeszcze nie.

Wszelkimi sprawami dotyczącymi watahy zajmował się mój brat, Arnie. Rick i Shawn pomagali mi dotrzeć do najróżniejszych osób zdolnych namierzyć Sebastiana Monroe. Całymi dniami wydzwanialiśmy lub pisaliśmy skreślając kolejne osoby z listy. Większość z nich nie mogła pomóc, ale kilkoro miało odezwać się w sprawie informacji. W najgorszym wypadku odwiedzimy Państwa Freebird, oni na pewno coś wiedzieli.

Moi beci próbowali mnie wesprzeć i obiecywali, że odnajdziemy Mary. Chcieli złożyć przysięgę krwi, ale jako alfa im zabroniłem. Gdybyśmy mieli ją nie odnaleźć nie chciałbym stracić przyjaciół bo wtedy tylko oni byliby w stanie mnie postawić do pionu.

Przez wiele dni trzymałem się powoli zanikającej nadziei. Minęło sporo czasu odkąd ostatnio widziałem moją mate, a do pełni niebieskiego księżyca pozostało tylko 8 dni. Jeśli nie zdążylibyśmy do niej dotrzeć przed tym wydarzeniem to stado straciłoby swoją Lunę, a ja przeznaczoną. Wtedy rada nie pozostawiłaby mi wyboru, musiałbym poślubić kobietę, którą sami wybiorą.

Wieczorem nastąpił przełom w naszej sprawie. Do Ricka zadzwonił pewien znajomy, który był szwagrem jednego z wilkołaków należącego do watahy Sebastiana. Ethan dobrowolnie oddał mu swoją siostrę, którą pojął za żonę, więc mężczyzna miał u niego dług wdzięczności. Dowiedział się, że Monroe przebywa w domku letniskowym w Rorho [Zapomniałam wam dopisać, że to zmyślone miasto leżące 135km od Pillsbury :)] razem z kilkoma podwładnymi i dziewczyną. Musiało mu chodzić o Mary w co nie zwątpiłem ani na chwilę.

--Niedługo wrócisz do domu, do mnie--

*Mary*

Kolejny dzień, który miał być taki sam jak wszystkie poprzednie. Jedzenie, krótkie oschłe rozmowy z Sebastianem i zamknięcie w pokoju. Jednak dzisiaj było inaczej. Blondyn wraz z kilkoma osiłkami zabrał mnie nad jezioro. Gdy dotarliśmy na miejsce bez ogródek kazał mi się przemieniać. Początkowo odmawiałam, ale to tylko bardziej go denerwowało. Zaczynał mnie wyzywać, szarpać aż w końcu uderzył wywołując gniew w mojej wilczycy przez co przejęła kontrolę. Chciała rzucić się na Bastiana, ale drogę zagrodził mu jeden z podwładnych.

Zaślepiona furią mojego zwierzaka nie pamiętałam co się działo. Powróciwszy do swojej formy dwóch mężczyzn trzymało mnie za kark i ramiona, a kawałek dalej stał Sebastian. Spoglądał to na mnie to w miejsce kilka metrów ode mnie. Delikatnie przekręcając głowę, na tyle na ile pozwolili mi mięśniacy, zauważyłam ciała. Rozszarpane na kawałki i oblane czerwoną mazią, krwią. Na ten widok zawartość mojego żołądka zaczęła robić fikołki powodując u mnie mdłości.

Zostałam zabrana do pokoju, w którym spędzałam pierwsze kilka dni po przebudzeniu, a potem usłyszałam szczęk zamykanego zamka. Usiadłam na podłodze po czym objęłam kolana ramionami. Czy Sebastian zawsze taki był, a udawał kogoś zupełnie innego by zdobyć moją przyjaźń? Prawdopodobnie tak. Czy mógłby mnie skrzywdzić? Po dzisiejszym dniu bez wątpienia mógłby to zrobić.

Mikey czy żyjesz? Uratujesz mnie? W głowie usłyszałam szept tak cichy, że mogłabym go nie usłyszeć wśród tylu myśli, ale jakimś sposobem dotarł do mnie.

--Niedługo wrócisz do domu, do mnie--

Wymysł wyobraźni czy udało mu się ze mną skontaktować? Nadzieja zaczęła wracać, a z nią siła.


Robaczki zostało jedynie 8 dni do pełni. Czy Mike zdąży na czas? Co będzie się działo potem? Wiecie, podejrzewacie coś? Bo ja wiem co się wydarzy, ale musicie cierpliwie czekać :)

Q&A nie było bo prawie nikt nie wyraził chęci, a szkoda bo czasem lubię wpleść coś nieprzewidywalnego do fabuły :)

Teraz najważniejsza informacja dzisiejszego dnia. Użytkowniczka @ankokami w komentarzu pod którymś z rozdziałów podsunęła mi pomysł odnośnie drugiej części Zadania Alfy za co pragnę podziękować :*

Otóż druga część może się pojawić, ale niczego nie obiecuję. Chciałam po tym opowiadaniu opublikować wreszcie moje opowiadanie o psychopatach i skupić się na zakończeniu mojego bloga, a dopiero później pisać cokolwiek o wilkołakach. Aczkolwiek ja jestem wielką zagadką, więc jak coś mi się ubzdura to zrobię to natychmiast. W najgorszym wypadku będę pisać dwa opowiadania naraz i rozdziały nie będą tak często. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.

Zadanie Alfy : Odnalezienie Luny (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz