Rozdział 11 - Książę w dom

1.1K 78 4
                                    

Nie mogłam przestać o tym myśleć. Czemu on udawał...?

Rano wszystko mnie bolało. Mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa.

-Dzień pełen wrażeń - mruknęłam, ledwo wstając z łóżka. Wczoraj wieczorem odwinęłam opatrunki. Dziś trochę zrobiły się strupy i już tak nie bolało.

A teraz, do szkoły. Założyłam luźniejsze spodnie, żeby mnie nie obcierały w pokaleczone kolana. Chwyciłam plecak, który spakowałam jeszcze poprzedniego dnia i zbiegłam na dół. Szybko zjadłam śniadanie, pożegnałam rodziców i pognałam na autobus.

-Dzień dobry! - w szkole powitał mnie cienki głos Klary.

-Hej - pomachałam jej.

-Co ci się stało? - zapytała, widząc strupy na łokciach.

-Nie martw się, psy mnie pociągnęły i upadłam - uspokajałam dziewczynę.

-Hej - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i ujrzałam Aleks.

-Cześć - przywitałam ją z uśmiechem.

-Dzień dobry, Aleks!

Usiadłam koło Klary i wypakowałam książki do polskiego. Spojrzałam na drzwi, a przez próg właśnie przechodził Armin. Napotkaliśmy się wzrokiem, ale od razu odwróciliśmy głowy.

-Oh, Naomi - przypomniała sobie Klara. - Dzisiaj jedziesz z rodzicami po Księcia, prawda? - zapytała podekscytowana. - Może później zaprosisz nas do siebie, żebyśmy mogły go poznać? - poprosiła ze słodką minką. Westchnęłam.

-Jasne - powiedziałam, a dziewczyna powiesiła się mi na szyi.

-Kofam cie - powiedziała, najsłodziej jak tylko się dało. Speszona nieco, uśmiechnęłam się.

-Naomi - usłyszałam głos z drugiej ławki. - Armin cię obserwuje.

Zdziwiona, popatrzyłam na drugi koniec sali. Aleks nie kłamała, a kiedy zauważyłam, że mi się przygląda, odwrócił wzrok i rozpoczął rozmowę z Wiktorem.

Zadzwonili na lekcję. Kilka minut później do sali weszła pani Agnieszka.

-To nie masz zbytnio czasu w weekendy? - zapytała Klara w szatni po lekcjach. Temat spadł na mój wolontariat.

-Nie bardzo, i jeszcze muszę się uczyć - westchnęłam. - Za to od południa w soboty i niedziele jestem wolna.

Klara pokiwała głową na znak, że rozumie.

Nie mówiłam im o zajściu z Arminem. Znaczy, chyba tak tego nie mogłam nazwać... Czy przejażdżka na barana to było "coś"...? Wątpię. To, że mi się to nigdy nie zdarzyło, to inna sprawa.

Mój telefon zadzwonił.

-Oh, to mama - poinformowałam dziewczyny. - Halo? - odebrałam.

-Hej kochanie, czekam już pod szkołą - usłyszałam głos mamy. - Od razu pojedziemy po Księcia!

Na pożegnanie zostałam uściskana przez Klarę i skinęłam głową do Aleks, która odwzajemniła gest.

Wsiadłam do auta, żółtego mini cooper'a, którego dumną posiadaczką była moja mama.

-Po drodze kupimy mu obrożę i smycz - postanowiła i wyruszyłyśmy.

Po kilku minutach byłyśmy w sklepie zoologicznym. Wybrałam tam dwie metalowe miski, czarną smycz i obrożę oraz szczotkę.

Nie mogłam się doczekać. Z niecierpliwością ciągnęłam uśmiechniętą mamę za rękę.

-Dzień dobry - tym razem za blatem siedział mężczyzna. - W czym mogę pomóc?

-Przyszłyśmy po Księcia - powiedziałam, lekko opierając się o blat.

-Oh, tego szczeniaka, tak? - przypomniał sobie. - Marta!

-Tak...? - zza drzwi wyjrzała kobieta, którą zwykle spotykałam w schronisku. - Naomi, dzień dobry - zauważyła mnie i podeszła do mojej mamy. - Niech pani załatwi formalności, a ja z Naomi przyprowadzimy psa - powiedziała. - Przyniosłaś obrożę i smycz?

Pokiwałam głową, wyciągając je z kieszeni płaszcza. Poszłam za panią Martą do pomieszczenia ze szczeniakami.

-Hej mały, teraz będziesz miał swój domek - kobieta zwróciła się do pieska, a ten radośnie zamachał ogonem. - No, chodź tu - otworzyła kojec i szybko założyła Księciu obrożę z podpiętą smyczą, której koniec trzymałam.

-Oj cześć mały! - kucnęłam obok niego i delikatnie pogłaskałam go po głowie.

Nagle drzwi się otworzyły.

-Ciociu, ktoś adoptuje?

Armin...? Co on tutaj robił? I "ciociu"? Odwróciłam się, wstając. Chłopak zobaczył mnie, a potem spojrzał na Księcia.

-Czy coś się stało? - zapytała kobieta.

-Ktoś dzwonił do ciebie - odpowiedział, wskazując na drzwi za jego plecami.

-Już idę - powiedziała, pospiesznie wychodząc. Drzwi za nią się zamknęły i zostaliśmy sami.

Milczenie przerwał Armin, odchrząkując.

-Jak otarcia? - zapytał, nie patrząc na mnie.

-Lepiej - odpowiedziałam, znowu pochylając się nad szczeniakiem. - Dziękuję.

-Drobiazg - podszedł do mnie i usiadł na podłodze koło Księcia. Ten machał ogonem jak oszalały, obwąchując go. - Świetny wybór - powiedział. - On jest inteligentny, szybko się nauczy i będzie posłuszny.

Podparł się z tyłu i popatrzył na mnie, po czym jakby sobie o czymś przypomniał i odwrócił wzrok.

-To twoja ciocia, tak? Interesuje się psami? - pociągnęłam temat. Chłopak pokiwał głową. - Ty też? - znów skinienie. - Czemu?

-Bo takim stworzeniom można zaufać - powiedział cicho, a ja poczułam, jakby mnie piorun strzelił. Czyli... to dlatego nosił tę maskę? Bo nikomu nie mógł zaufać?

-Racja - szepnęłam, głaszcząc psa. - Tylko takim...

Patrzyliśmy oboje na Księcia, radośnie zwracającego wzrok raz na mnie, raz na Armina.

Zaczęłam rozumieć, co chłopak czuł. I czemu potrzebował przykrywki z lodu. Coś się zdarzyło i wątpiłam, że sam mi o tym powie.

Mój Własny Książę z BajkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz