- Martwiłem się cholernie o ciebie – Odsunął się delikatnie. Miał mocno podkrążone oczy, co z resztą po każdym z nich było widać. Oznaka zmęczenie i znużenia dopadła ich względnie szybko. To z mojego powodu?

- Obudziłam się u Scotta, z silnym bólem głowy i kości, z dużą luką w pamięci co do wczoraj. - Westchnęłam, ale moje zdziwienie się powiększyło gdy Stilies podszedł do mnie bez słowa i zaczął odgarniać moje włosy z szyi, ramion, oglądał moje nadgarstki i bacznie obserwował twarz. Gdy skończył te niedorzeczne oględziny spojrzał tylko porozumiewawczo na resztę i przetarł twarz dłonią. Reszta bez słowa stała usilnie unikając mojego spojrzenia.

- Powiecie mi do cholery co się wczoraj ze mną stało, i czemu tu tyle policji?! - Już nie potrafiłam wytrzymać ich zachowania. Jeszcze raz wymienili spojrzenia i zaczął Scott.

- Wczoraj poszłaś nad skałę gdzie zawsze za dzieciaka przychodziliśmy i ktoś cię śledził, a potem przestraszoną ciebie znalazł Derek Hale. – Wypalił i patrzył na moją reakcję. Ściągnęłam brwi, a pomiędzy nimi pojawiła się pionowa linia. Starałam sobie to wszystko przypomnieć - A potem zemdlałaś, prawdopodobnie poparzyłaś się o jakąś roślinę no i dlatego Stilies tak ci się przyglądał. A i twój samochód Derek znalazł na środku drogi.

Hale. To jego perfumy czułam w samochodzie. Teraz go sobie przypomniałam. Znałam go kiedyś.

- A Policji jest tu dlatego tyle - Stilies zaczął ściszając głos.- Bo znaleziono ciało Johna z naszej klasy, z wyrwanym sercem i bez krwi. Prawdopodobnie jakieś zwierzę go załatwiło. Ciało było mocno poturbowane.

Nagle wspomnienia zaczęły do mnie wracać ze zdwojoną siłą. Zachwiałam się, poczułam ciepłą rękę, która złapała mnie za plecy. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam zatroskaną twarz Theo. Ciało w lesie. Wzięłam je za jelenia.

- Już wszystko pamiętam. - Spojrzałam na nich delikatnie szklistymi oczyma.- Zamiast do domu pojechałam nad skały, ale nie dojechałam tam autem bo na środku drogi był gigantyczny pień drzewa. A dziwna z nim była sytuacja bo gdy po nim przechodziłam zakręciło mi się w głowie i wyleciały z niego jakieś świetliki. - Oczy moich przyjaciół wielkością dorównywały spodkom. Spojrzałam na nich zdezorientowana. Oni tylko łypali jedno na drugiego ze strachem w oczach. Miał się odezwać Scott, gdy nagle usłyszeliśmy gwar na korytarzu.

Spojrzeliśmy w stronę drzwi. Miedzy policjantami lawirowała spora grupka chłopaków w naszym wieku. Byli wysocy dlatego ich widziałam, niestety byłam za niska by dojrzeć ich twarze.

Nowi w szkole, a to niespodzianka. Odbiłam się od Theo i zaczęłam przedzierać się w stronę tych nowych, żeby zobaczyć czemu wywołali takie zamieszanie wśród uczniów. Czułam wewnętrznie, że coś nie gra. Reszta szła za mną, ludzie rozstępowali się. Gdy już byłam na początku, zobaczyłam jako pierwszego wysokiego bruneta. Stał do mnie tyłem. Reszta jego paczki również naśladowała lidera. Scott i inni już dotarli do mnie i stanęli wokół.
Był w skórzanej, czarnej kurtce, skądś mi już znajomej.
Gdy się do mnie odwrócił z resztą, wmurowało mnie jak nigdy.
Chłopak patrzył po tłumie i zatrzymał się na mnie. Uśmiechnął się i zaczął do mnie zmierzać. Przestraszona złapałam Isaac'a za rękę, który odwzajemnił uścisk i delikatnie położył rękę na moich plecach, masując je żeby dodać mi otuchy.
Nowy podszedł do mnie, i pomimo, że się wycofywałam cmoknął mnie na powitanie w policzek, ignorując resztę moich przyjaciół, którzy ciaśniej stanęli wokół mnie.

- Witaj Melly, skarbie - Spojrzał na mnie z góry i szeroko się uśmiechnął odsłaniając idealne zęby.

- Nate - Odkaszlnęłam na widok mojego byłego chłopaka. Miłości, która prawie mnie zniszczyła. - Co cię tu sprowadza?

ZDĄŻYĆ PRZED KOŃCEM ||isaac laheyWhere stories live. Discover now