Rozdział 9

6K 528 149
                                    

Willow otworzyła oczy, czując okropny ból w skroniach. Jęknęła ochryple, przesuwając brodą po zimnych kafelkach. Wygięła plecy w łuk, a jej kości chrupnęły boleśnie. Spróbowała się podnieść, lecz cały świat zawirował dookoła.

Opadła bezwładnie na podłogę, mając wrażenie, że jej ciało jest z galarety. Spojrzała do góry na umywalkę, przypominając sobie szyderczy uśmiech własnego odbicia. Nagle poczuła uścisk w brzuchu i zwymiotowała, krztusząc się. Przewróciła się na brzuch, kaszląc. Wymiociny rozpryskiwały się dookoła niej, brudząc spodnie oraz bluzkę.

Przetarła dłonią usta, jednak zamiast je wyczyścić ubrudziła je jeszcze bardziej. Spojrzała na swoje ręce, które opierały się na brudnych w żółci kafelkach. Odór stawał się nie do zniesienia. Kolejny raz spróbowała wstać. Omal nie poślizgnęła się na własnych wymiocinach. Stanęła na równych nogach i wyszła z powoli z łazienki, zdejmując z siebie brudne ubrania. Wrzuciła je do kosza na pranie, po czym weszła na łóżko, przykrywając się kołdrą.

Spojrzała przez okno. Był środek nocy. Niebo przypominało czarny aksamit. Nigdzie nie można było dostrzec gwiazd ani księżyca. Poczuła jak do jej oczu napływają łzy i nagle wybuchła głośnym, niepohamowanym płaczem. Łkała, a spazmy targały jej ciałem. Wtuliła twarz w kołdrę, starając się zdusić własne przerażenie.

Teraz nie bała się już tylko demonów. Bała się samej siebie, tego, co w niej tkwiło. Od tego nie mogła już uciec. Nie mogła schować się przed samą sobą.

***

Czekał dwa tysiące lat, a zwykła ludzka nastolatka odebrała mu szmaragd. Odebrała to, co należało do niego, co było dla niego stworzone. Wchłonęła w siebie jego moc, a on nie mógł jej zabić. Coś obcego mu na to nie pozwalało. Coś, co na pewno nie było nim.

Gdy wpatrywał się w te zielone oczy, czuł jej nienawiść i przerażenie, jakby to były jego własne emocje. Dusiły go swoim odrażającym wpływem na wszystko, co robił. Przez nie stawał się obrzydliwe ludzki, a ludzie byli słabo. Widać było to po tej dziewczynie. Wystarczyło kilka niezrozumiałych wydarzeń, aby się złamała, aby jej umysł pękł na miliony kawałków niczym szkło.

Tak, ludzie byli słabi. Bardzo słabi. Wiedział to, odkąd tylko pierwszy raz ich ujrzał. Niedoskonali, pełni skaz. Jak można kochać coś takiego? A jednak mimo swojej odrazy nie mógł jej zabić. Te oczy niewoliły go, sprawiały, że zapominał o wszystkim.

Nie chciał tego, lecz ogarniało go to coraz bardziej z każdym dniem.

***

Rozległo się pukanie do drzwi. Willow zerknęła w ich stronę, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Drżała z zimna, mimo włączonego kaloryfera i grubej kołdry. To zimno wydawało się promieniować od środka niej.

Kolejny raz ktoś zapukał. Po dłuższej chwili do pokoju weszła Lilith, która skrzywiła się, czując okropny odór wymiocin.

- Kochanie, co się dzieje? Wymiotowałaś?- zapytała zaniepokojona.

Podeszła do drzwi łazienki i zasłoniła usta dłonią. Zrobiła się zielona na twarzy, jakby i jej było niedobrze.

- Tak. Brzuch mnie strasznie boli- skłamała ze stęknięciem.

- Zostaniesz dzisiaj w domu. To pewnie grypa żołądkowa. Przyniosę ci krople i węgiel- oznajmiła Lilith, po czym wyszła szybko z pokoju, a jej buty postukiwały rytmicznie na deskach.

Willow miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Grypa żołądkowa. Grypa żołądkowa, do cholery! W końcu nie mogła się powstrzymać i zaczęła w pół płakać w pół śmiać się. Nie wiedziała nawet czemu.

Kamień Lucyfera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz