Rozdział 5

6.5K 563 59
                                    

 Następny dzień był dla Willow zlepkiem obrazów i dźwięków. Przebrnęła przez te wszystkie godziny mechanicznie, niczym robot. Robiła, co musiała, kiedy musiała i starała się nie myśleć. Nie potrafiła spojrzeć w lustro. Omijała wzrokiem każdą powierzchnię, w której mogłoby ukazać się jej odbicie.

Jak tylko wróciła do domu, zamknęła się w pokoju i zwinęła na łóżku. Z szafki wyjęła małą, wyrwaną kartkę w linię,zapisaną niechlujnym pismem Alyssy. Czytała ten list po raz tysięczny i pamiętała każdy jego fragment, a mimo tego czuła taki sam ból jak za pierwszym razem, gdy otrzymała go od policji.

Delikatnie przejechała palcami po marginesie kartki i westchnęła. Przyjaciółka prosiła ją, aby jej wybaczyła, podczas gdy Willow nigdy nie miała do niej pretensji. Miała pretensje do siebie,rodziców i całego świata, lecz nie do niej.

Mam nadzieję, że teraz jesteś szczęśliwa- pomyślała, składając papier, po czym całując lekko jego zewnętrzną stronę.- Skoro tego chciałaś, to nigdy nie mogłabym mieć ci tego za złe. Jestem wściekła na siebie, że nie byłam wtedy przy sobie. Nawet nie wiesz jak tęsknie.

Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Rodziców nie było w domu, więc nie miał kto otworzyć. Willow westchnęła, schowała kartkę do szafki i zeszła na dół. Gdy uchyliła drzwi omal nie przewróciła się z wrażenia. Przez nią stali Deana oraz Andrew, uśmiechając się szeroko. Zanim zdążyłaby cokolwiek powiedzieć, mocno ją przytulili, wyduszając powietrze z jej płuc.

-Tak za tobą tęskniliśmy!- zawołała Deana.- W ogóle się nie odzywałaś, nie odpisywałaś. Tak po prostu zniknęłaś bez słowa!Dopiero twoja mama powiedziała nam, co się stało.

W końcu puścili zaskoczoną Willow, która wyjąkała.

-C-co wy tu robicie?

-No jak to co?- Deana odgarnęła blond grzywkę z czoła.-Przyjechaliśmy do ciebie. Rodzice pozwolili nam opuścić te kilka dni szkoły.

Dziewczyna ubrana była w czarne, skórzane spodnie i granatową koszulkę,wsadzoną za wysadzany ćwiekami pasek. Na ramieniu trzymała szary, wypchany po brzegi plecak.

-Nie cieszysz się?- zapytał Andrew.

Miał krótkie, ciemnoblond, niemal brązowe, włosy, a jego jasnozielone oczy przypominały trawę latem. Jak zwykle nałożył na siebie swoją ulubioną, szarobiałą bluzę i zwykłe, ciemne dżinsy.

-Jestem zaskoczona- mruknęła po chwili Willow.

-Może nas wpuścisz?- zaproponował chłopak, zerkając wymownie na Deane.

Westchnęła,lecz zrobiła to. Jej dawni przyjaciele weszli na korytarz, uważnie rozglądając się po domu.

-Ładnie tu- stwierdziła Deana.

Willow wzruszyła na to ramionami i zaprowadziła ich do sporego salonu.Wszystkie ściany były pomalowane na beżowo, nie licząc sufitu, od którego ciągnął się biały, wąski pasek, gdzie podczas malowania znajdowała się taśma. Po lewej stronie stał drewniany stół, a nad nim wisiał telewizor. Połowę równoległej ściany wypełniały drzwi na taras, a na prawo ustawione były dwie,białe kanapy. Pomiędzy nimi stał szklany stolik na kawę.

-Siadajcie- zaprosiła przyjaciół Willow.- Chcecie coś do picia?

-Nie, dzięki- wtrąciła Deana, chociaż Andrew otwierał usta, aby coś powiedzieć.- Siadaj, pogadajmy. Tak dawno się nie widzieliśmy.

Posłusznie zajęła miejsce, a oni usiedli na kanapie naprzeciwko.

-Nosisz soczewki kontaktowe? Świetny kolor.

Kamień Lucyfera Where stories live. Discover now