Rozdział 4

6.9K 584 56
                                    

Willow weszła do domu, zdejmując przy drzwiach buty. W korytarzu niemal natychmiast pojawiła się Lilith, zakładając ramiona na piersi. Uważnie przyjrzała się córce, po czym zapytała.

- Jak tam w szkole?

- Dobrze- Willow wzruszyła ramionami i poprawiła dłonią, zjeżdżający z pleców plecak.

-Dobrze?- westchnęła jej matka.- A może powiedziałabyś coś więcej? Jak nauczyciele? Czy poznałaś kogoś fajnego?

- Nie, nie i jeszcze raz nie.

Lilith zacisnęła pomalowane usta w wąską linię, lecz nic więcej nie powiedziała, pozwalając córce zniknąć na piętrze. Willow natychmiast po wejściu do pokoju rzuciła plecak na łóżko i otworzyła przednią kieszeń. Wyciągnęła rękę w kierunku szmaragdu, po czym zatrzymała się w ostatniej chwili. Zmarszczyła brwi. Mogła przysiąc, że jest wyblakły, jakby utracił część swojego koloru. Nie mogąc powstrzymać obawy przed dotykaniem go, wyjęła kamień i uniosła do góry, sprawdzając, czy nie jest to kwestia padania światła. Nic to jednak nie zmieniło. Nadal wydawał się być dziwnie blady.

Wiedziała już, że kontakt fizyczny nic nie zmienia, jednak nadal poczuła ulgę, gdy schowała szmaragd do szafy. Podeszła do biurka i usiadła na krześle. Włączyła swój ulubiony kryminalny serial. Był na tyle zajmujący, że dzięki niemu mogła odciągnąć myśli od tego wszystkiego.

Do wieczora zdążyła dokończyć cały sezon, a nawet nie wzięła się za pracę domową. Nagle jej brzuch głośno zaburczał, dosłownie boląc z głodu. Willow niechętnie zeszła na dół do kuchni, otworzyła lodówkę i przyjrzała się jej zawartości. Szynka, ser, mleko, pełno kiełbasy. Swój wzrok zatrzymała dopiero na truskawkowym jogurcie z kawałkami owoców. Wyjęła go, po czym chwyciła łyżeczkę.

- W końcu coś jesz- rozległ się nagle głos z prawej strony. Zaskoczona podskoczyła do góry, czując jak jej serce wali niczym młot.

- Nie strasz mnie- burknęła, spoglądając wrogo na matkę.

- Przepraszam, nie chciałam.

Willow tylko wywróciła oczami i już chciała wrócić do pokoju, lecz Lilith ją zatrzymała.

- O której jutro kończysz?

- O piętnastej, a co?

- Odbiorę cię i pojedziemy na zakupy- zaproponowała kobieta, uśmiechając się niepewnie do córki.

Ta przez chwilę stała zaskoczona w bezruchu, po czym stanowczo oznajmiła.

- Nie.

- Willow- westchnęła Lilith, a uśmiech zniknął z jej twarzy.- Proszę cię, nie izoluj się od nas.

- To wszystko dzieje się przez was, więc nawet nie waż się zwalać tego na mnie- warknęła, mocno ściskając jogurt w dłoni.

- Przecież to nie my ją zabiliśmy!

- Gdyby nie wy, to byłabym przy niej! Mogłabym to zatrzymać!

- Robiliśmy to dla twojego dobra, ta dziewczyna..

- Alyssa- wtrąciła Willow ze złością.- Miała na imię Alyssa.

- Alyssa- zgodziła się Lilith.- Nie chcieliśmy, abyś zadawała się z kimś takim. Odkąd ją poznałaś zapomniałaś o wszystkich innych swoich przyjaciołach. A co z Deaną i Adrewem? Wiesz ile razy do mnie dzwonili, pytając co u ciebie, bo od nich nie odbierasz?

- Alyssa była sto razy lepsza od nich. Była prawdziwą przyjaciółką! Nie to, co oni! Ale nie! Nie mogliście tego zrozumieć i ubzduraliście sobie, że najlepiej dla mnie będzie, gdy przestanę się z nią widywać! A to dlaczego?! Bo pochodziła z biednej rodziny! Oczywiście, że dla was to jest niedopuszczalne!

Kamień Lucyfera Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz