0.1

962 140 63
                                    

Powolnym krokiem wyszedłem z pokoju, wyczuwając docierający do mnie zapach bekonu. Uśmiechnąłem się delikatnie, kierując kroki w stronę kuchni. Stanąłem w progu, niemal od razu zauważając wysokiego blondyna ze zdenerwowanym wyrazem twarzy, mówiącego coś pod nosem. Spojrzałem w dół, by ujrzeć rozbity na podłodze talerz. Odruchowo chciałem podejść bliżej, ale pod stopą poczułem kawałek szkła, co sprawiło, że cofnąłem się i wyszedłem z pomieszczenia.

Zacząłem chodzić po korytarzu, szukając potrzebnej mi rzeczy. Zaglądałem pod szafki, w kąty i za wszelkie inne przedmioty. Otworzyłem nawet szafę, z której wysypało się na mnie multum przedmiotów. Zdezorientowany runąłem na ziemię, szybko jednak się podnosząc. Upchnąłem wszystko z powrotem, kontynuując poszukiwania.

Kilkukrotnie znalazłem lepkie pajęczyny, które pająki zrobiły, korzystając z długotrwałego niesprzątania. Wreszcie znalazłem to, czego szukałem i zadowolony wróciłem do kuchni.

Ukucnąłem, starannie zbierając wszystkie odłamki, następnie wrzucając je do kosza na śmieci. Przez cały ten czas czułem na sobie wzrok Luke'a, który uważnie mi się przyglądał. Odstawiłem wszystko w kąt, by nikomu nie przeszkadzało w poruszaniu się po domu i spojrzałem na niebieskookiego. Uśmiechnął się do mnie lekko, odgarniając z czoła moją niebieską grzywkę.

"Dzień dobry, Michael"* – pokazał, nie odrywając ode mnie wzroku.

"Dzień dobry, Luke" – odpowiedziałem, chcąc dodać coś jeszcze. Powstrzymałem się jednak, trwając w ciszy.

Minęła dłuższa chwila milczenia, aż Luke kazał mi usiąść i zjeść śniadanie. Był ubrany w koszulę i czarne spodnie, z czego wywnioskowałem, iż jest już późno i zaraz będzie musiał wychodzić. Nie zawracałem mu więc głowy, po prostu zjadając posiłek.

Luke szybko zabrał i umył talerz, chwycił torbę leżącą na stole i cmoknął mnie w czoło na znak, że już wychodzi. Zawsze tak robił, co tłumaczę sobie tym, że chce być dla mnie jak najlepszym opiekunem i być dla mnie jak ojciec, jednak z każdym kolejnym dniem czułość tego pożegnania ulatywała po trochu, aż stało się to zwykłym odruchem.

Wiem, że ciężko było o uczucia dla takiego problemu jak ja. Poczułem wtedy niezrozumiałą pustkę i brak akceptacji, który niegdyś był przyczyną ciągłego wyśmiewania się z niepełnosprawnego chłopaka.

Wiedziałem, że trzasnął drzwiami, gdy wychodził.

Wiedziałem, że zamknął je na klucz, co potwierdzić by można chrzęstem zamka.

Nic nie słyszałem i to budziło we mnie frustrację.

Oczy były moim przewodnikiem po tym cichym świecie, lecz po co mi one, skoro nie mogą pokazać mi muzyki - miłości mojego życia.

Chciałbym kiedyś posłuchać radia, usłyszeć czyjś śpiew, przekonać się jak pięknie Luke gra na gitarze. O ile piękniejsze byłoby moje życie, gdybym nie był głuchy...

Powoli wstałem z zamiarem pójścia na moje ulubione miejsce w tym domu - parapet. Dawał mi tyle radości, dzięki temu miejscu mogłem popatrzeć na ruch uliczny, ciągle spieszących się ludzi, dymiące samochody, biegające dzieci, które nigdy nie przestawały się śmiać. To było dla mnie niezwykłe.

Dawno nie wychodziłem na zewnątrz. Mój organizm powoli zapominał odczucie wiatru na skórze. Nie lubiłem spacerów. Mój introwertyzm nie pozwalał mi na nie. Bałem się ludzi, choć doceniałem to, że każdego dnia potrafią znów wstać rano, jeść z tego samego talerza, iść do tej samej pracy, bawić się z tymi samymi ludźmi w klubie, oddychać tym samym powietrzem.

Nigdy jednak nie byli dla mnie na tyle wartościowi, bym mógł ich pokochać.

Podszedłem do okna i, ku mojemu zdziwieniu, po jego drugiej stronie zauważyłem małego kotka. Patrzył na mnie swoimi smutnymi, zielonymi oczkami. Był zmarznięty i prawdopodobnie przeszedł bardzo dużo. Szybko otworzyłem okno, gestem ręki zapraszając go do środka.

Kociak spojrzał na mnie ostrożnie, następnie obwąchał najbliższe mu otoczenie, aż wreszcie wszedł na parapet przednimi łapkami, jakby nie do końca mi ufał. Uśmiechnąłem się przyjaźnie, powoli łapiąc go w pół, następnie biorąc na ręce i zamykając okno, przez które dostało się dużo chłodu z zewnątrz.

Zabrałem mojego nowego pupila do jadalni, po drodze zabierając poduszkę z salonu. Ułożyłem go na niej, znikając na chwilę w innym pomieszczeniu. Myślałem, że przez ten czas kot mi ucieknie, ale kiedy wróciłem, leżał grzecznie na swoim umownym posłaniu i obserwował mnie bystrymi oczami. 

Postawiłem przed nim miskę wody, którą najpierw obwąchał, a później zaczął z niej pić z gracją. Był zabawny, musiałem to przyznać, bo nigdy nie widziałem tak spokojnego kota, który nie podrapałby obcego człowieka, zabierającego go do domu.

Z satysfakcją spojrzałem na zwierzaka, który ponownie ułożył się na poduszce i chyba zamiauczał.

Spędziłem z nim ponad godzinę, drapiąc go po brzuszku i bawiąc się z nim. Był uroczy, ale miał też pazurki. Zostawił mi kilka czerwonych zadrapań na ręce, na pamiątkę. Później zasnął, więc zabrałem go do swojego pokoju, zostawiając też w pobliżu wodę i trochę kiełbasy, tak na wszelki wypadek. Później wyszedłem, żeby posprzątać nieco w mieszkaniu.

~*~

Usiadłem przy pianinie, które stało tu już dobrych parę lat, zupełnie nie używane i zakurzone. Otworzyłem je i położyłem nuty na górze. Nie wiem, która była wtedy godzina. Wiem tylko, że było już po południu.

Spojrzałem na białe kartki, następnie na swoje dłonie, aż wreszcie utkwiłem wzrok na klawiaturze. Nie byłem pewien tego, co właśnie zamierzałem zrobić, ale od zawsze ciągnęło mnie do tego instrumentu.

Wziąłem głęboki wdech, po czym zacząłem uderzać w klawisze prawą ręką. Nie znałem melodii utworu, nie wiedziałem nawet, które klawisze mam przyciskać, ale coś skłoniło mnie do zagrania czegokolwiek dla samej satysfakcji.

Nie byłem doświadczony, moja ręka nie potrafiła znaleźć odpowiedniego miejsca, a palce były sztywne. Przez jakiś czas męczyłem się, jedynie w głowie słysząc jakąś melodię, którą prawdopodobnie sam stworzyłem.

Wreszcie przestałem, zwieszając głowę. Myśl o tym, że nigdy nie usłyszę żadnej piosenki, niszczyła mnie od środka. Tak bardzo pragnąłem kochać muzykę jak inni, doświadczać jej każdego dnia, lecz pozostały mi tylko nieudolnie sklejone dźwięki w głowie.



~*~
Chyba zepsułam ten rozdział...

*są to dialogi, ale zupełnie inne. Mike nie słyszy, dlatego bohaterowie porozumiewają się ze sobą językiem migowym. Wypowiedzi te biorę w cudzysłowie, żeby jakoś je zaznaczyć, a żeby różniły się też od normalnych rozmów.

Deaf mgcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz