Rozdział 6

5.6K 445 60
                                    

Maćka wciąż nie było w domu, a minęło już pięć godzin odkąd odleciał razem z Samem i Alexem z polanki. Czy się martwiłam? Nie, po prostu byłam ciekawa co oni tak w zasadzie robią.

Po powrocie kiedy jeszcze nie było cioci i wujka szybko weszłam do gabinetu ojca Maćka. Miałam nadzieję że jeśli on wie kim jest jego syn to znajdę coś na ten temat w jego książkach, które tak często studiował po nocach. Nie myliłam się. Znalazłam mnóstwo ksiąg w których była nazwa Tiangszi. Szybko zaniosłam dwie książki do siebie i od tamtej pory czytam.

To czego się dowiedziałam niesamowicie mnie zaciekawiło. Słowo Tiangszi pochodzi z języka japońskiego i oznacza Pogoda. A legendarne postacie nazywane właśnie tą nazwą były wybrańcami natury. Jak już mówiłam to było chore. Ludzie myśleli kiedyś że zostali oni powołani by przyroda mogła sobie odpocząć. Dlatego uważano ich za aniołów natury czy coś takiego. Mieli naprawdę dużo nazw, i określeń. Najważniejsze jednak było ,,Tiangszi'' . Ich postacie miały kształt człowieka , tylko ze z pięknymi skrzydłami w kolorze brązu. Nosili ogromne płaszcze by ukryć swoją tożsamość w ludzkim życiu.

Ich skrzydła były niesamowicie silne, a do tego majestatycznie królewskie. Wszyscy uwielbiali Tiangszi za to że pomagali matce naturze ze zmianą pory roku. Posiadali oni bowiem wielką moc, która zmieniała się w zależności właśnie do pory roku. Zimą mogli oszraniać drzewa i ulice, wiosną sprawiali ,że wszystkie kwiaty kwitły, latem dbali o obfite plony, a jesienią o liście, by te spadły i dały odpocząć drzewom na zimę, nazywano ich więc też władcami pogody.

Znakiem jaki zdradzał Tiangszi był znak trzylistnej koniczyny na dłoni. Każdy więc kto oddawał cześć tym stworzeniom nosił rękawiczki. Dzięki temu łowcy nie mogli znaleźć ich wśród ludzi.

Tego dowiedziałam się z książki jeśli chodzi o opisywanie ich z zewnątrz, z perspektywy kogoś stojącego obok. Za to w drugiej mogłam zobaczyć niezrozumiałe pismo, ale tylko przez chwile bo później z łatwością odczytałam treść. Książka była napisana tajemniczym językiem Tiangszi. To że go rozumiałam utwierdzało fakt że należę do ich gatunku.

Przeszły minie ciarki kiedy tylko sobie to uświadomiłam. Ale czytałam książkę z uwagą. Były tam zasady jakimi kierują się anioły natury, były przeróżne legendy o tych postaciach i wszystkie znaki , które widniały w życiu każdego wybrańca natury.

Znalazłam też coś o czterolistnych koniczynach. Ponoć tylko niektórzy posiadali dodatkowe zdolności, a odznaczało się to zmianą koloru skrzydeł na zieloną, zwiększeniem siły skrzydeł i oczywiście tą dodatkową zdolnością, najczęściej była nią regeneracja, ale mogło też wystąpić coś na kształt czytania w myślach lub zdolność porozumiewania się ze zwierzętami poprzez ich uczucia.

Nie byłam głupia ( no może trochę) więc od razu przypisałąm się do ostatniego daru. To co wtedy czułam zdecydowanie należało do Zuko. Dlatego tak dziwnie się z tym czułam.

Po przeczytaniu tych dwóch książek zdecydowanie nie byłam pewna co do prawdziwości tego co dzieje się wokół mnie. Wiedziałam tylko że Alex , Sam i Maciek są Tiangszi. A z racji tego że dziś pierwszy dzień jesieni wzięli się za liście .

- Lisa co czytasz?

Podskoczyłam na krześle szybko zakrywając książkę i odkręcając się do wujka.

- Nic ciekawego, uczę się.

Kurczę nie usłyszałam jak pukał.

- To dobrze bo właśnie do mnie dzwoniła twoja nauczycielka od matematyki mówiąc ze dostałaś jedynkę. Przyszedłem na ten temat porozmawiać.

Skrzydła duszyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin