Rozdział 1 - Książę wkracza na scenę

2.3K 104 2
                                    

Zasłoniłam dłonią usta, ziewając szeroko. Nie byłam jeszcze przyzwyczajona do szkolnego trybu wstawania, więc ledwo wywlokłam się z łóżka, żeby zdążyć na autobus. Dziś miał być "wielki" dzień rozpoczęcia mojego licealnego życia.

Cóż, jaka szkoda, że niezbyt mnie to obchodziło. Miałam... problem z psychiką, o ile tak to można nazwać, który objawiał się niechęcią do robienia czegokolwiek, włącznie z wyjściem z pokoju. Do tego dochodziło "nie obchodzi mnie to", ból istnienia, chęć zapadnięcia w wieczny sen... Bez własnej pomocy lub czyjejkolwiek interwencji, bo nie, nie posiadałam próby samobójczej na koncie.

Rodzice "zdiagnozowali" u mnie depresję, a dokładniej - jej początki. Nie miałam pojęcia, na ile to prawda, ale jednak nie interesowało mnie, czy lub jak poważny jest mój stan.

Poza tym, kolejnym "problemem" dla moich rodziców było to, że nie lubiłam ludzi. Tak generalnie, jednak istniały wyjątki. Nie to, że reszta coś mi zrobiła, ale... Sama nie wiem... Wszyscy wydawali mi się tacy sztuczni - ich przyjaźnie, uśmiechy. Na początku gimnazjum próbowałam z kimś się zaprzyjaźnić. Zagadywałam. Ale potem przerodziło się to w dwa wymienione słowa, a później - urwanie tematu. Odpuściłam. Przestałam w ogóle się odzywać, do kogokolwiek. I raczej nie miałam większego zamiaru tego zmieniać.

Aż do chwili, gdy zrozumiałam, że się zgubiłam... Szkoła była ogromna, a ja potrzebuję GPS'a, żeby dojść do najbliższego sklepu spożywczego.

Mieliśmy iść najpierw do swoich sal lekcyjnych, potem na apel rozpoczęcia roku. Taka głupia zmiana, nie wiadomo po co. Ale co z tego, że wydrukowałam sobie mapę szkoły z zaznaczoną salą, skoro się zgubiłam? Nieopisane mapy... Z moją orientacją w terenie, nie mam szans na przetrwanie. Genialnie...

Korytarze były pełne ludzi idących w grupach. Nie znosiłam zaczynać rozmów z nieznajomymi, ale cóż...

-Hej - złapałam za ramię przechodzącą obok mnie, niską brunetkę. Odwróciła się z takim wyrazem twarzy, że od razu wiedziałam, że jesteśmy w tej samej sytuacji. - Też nie możesz znaleźć sali? - zapytałam.

-Uhuh - nieśmiało pokiwała głową. Miała długie, brązowe włosy i brązowe oczy. Była drobna i przesłodka, jak laleczka z porcelany. - Minęłaś może salę sto dwanaście?

-Niestety... - westchnęłam. - Też jej szukam...

-Oh! To znaczy, że będziemy razem w klasie? - ucieszyła się dziewczyna. Miała cienki głos, pasujący do jej wyglądu. - Już myślałam, że z nikim nie dam rady się zaprzyjaźnić - odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęłam się. Sama nie wiedziałam czemu, ale polubiłam ją.

-Jestem Naomi - powiedziałam, wyciągając do niej rękę.

-A ja Klara - uścisnęła ją z ekscytacją obiema dłońmi. - Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy!

-Powinnyśmy szukać sali - przypomniałam, kiedy już puściła moją rękę. Rozejrzałam się. Koło nas przechodziła właśnie wysoka, czarnowłosa dziewczyna, która widocznie wiedziała, dokąd zmierza.

-Przepraszam, wiesz może, gdzie jest sala sto dwanaście? - zapytałam. Dziewczyna odwróciła się do mnie i pokiwała głową.

-Właśnie tam idę - powiedziała po chwili, i znów zaczęła się oddalać. Popatrzyłam na Klarę, która wyglądała, jakby nic nie zrozumiała, więc wzięłam ją za rękę i pociągnęłam za sobą.

W końcu doszłyśmy do sali, w której czarnowłosa dziewczyna zniknęła i puściłam rękę Klary. Już wchodziłam przez próg, kiedy nagle ktoś szybko wyszedł. Doszło do zderzenia, przez które straciłam równowagę. Leciałam w tył, na biedną Klarę. Zamknęłam oczy, oczekując swojego bólu i pisku drobnej osóbki. Sekunda, dwie... Nic się nie wydarzyło. Powoli otworzyłam oczy. Osobą, z którą się zderzyłam, okazał się wysoki chłopak. Przytrzymywał mnie za ramię.

Spojrzałam na jego twarz i ścisnął mi się żołądek. Zobaczyłam jasne oczy koloru chabrów, lekko rozszerzone zapewne dlatego, że złapał mnie dzięki refleksowi. Ale nie to sprawiło, że moje serce galopowało. Wyglądał jak książę - jasna karnacja, mocna szczęka i mostek nosa, dość wysokie czoło, na które spadały nieco przydługie, czarne kosmyki włosów.

Patrzyliśmy na siebie. Przez chwilę czułam się jak księżniczka, znajdująca swoją bajkę.

-Ej, Armin, idziemy? - zapytał chłopak stojący za nim, wyrywając mnie z paraliżu.

-Dzię... - zaczęłam, ale przerwał mi "książę".

-Patrz jak chodzisz, niezdaro - powiedział, puszczając moje ramię. Wyprostował się, a jego oczy nagle zmieniły barwę na ciemniejszą.

-Prze... - znów nie dał mi dokończyć, odchodząc ze swoim kolegą. Zdezorientowana, stałam w wejściu. Czar prysł, zegar wybił dwunastą. - Oh, a więc tacy są dzisiejsi książęta? - zapytałam pod nosem, wchodząc do sali.

Usiadłam w pierwszej ławce koło okna, a obok mnie już była Klara. Uśmiechnęła się radośnie. Nigdy nie spotkałam osoby tak podekscytowanej przebywaniem ze mną, ale lekko odwzajemniłam uśmiech. Za nami usiadła czarnowłosa dziewczyna, którą spotkałyśmy na korytarzu. Popukała palcem w moje ramię. Odwróciłam się.

-Widziałam to - powiedziała cicho, nachylając się nad swoją ławką. - Nie przejmuj się moim bratem, on taki jest - zamilkła, prostując się. Do sali weszła nauczycielka, ogłaszając początek mojego nowego życia.

Mój Własny Książę z BajkiOnde as histórias ganham vida. Descobre agora