Rozdział 2

153 14 7
                                    


-Mamo wychodzę! - Rzuciłem szybko za plecy, gdy moja stopa przekroczyła próg domu.

-Już? A obiad Adam? - Słysząc to przygryzłem wargę, bo już chciałem wybuchnąć na kobietę zirytowany, ale nie mogłem sobie na to pozwolić.

-Spokojnie, zjem na mieście. Cześć. - Wyszedłem na podwórze i zamknąłem za sobą drzwi. Ah, nareszcie sam, aż poczułem nagłą ulgę i radość. Uwielbiam samotne przechadzki, bo zwykle pomagało mi to zregenerować myślenie przed tymi pie*szonymi testami... ale nareszcie już koniec mojej męczarni.

O godzinie piętnastej słońce jeszcze mocno grzało, a na ulicach trudno było dojrzeć ludzi. Zwykle o tej godzinie wszyscy wolą chłodzić się przy wiatraczku na kanapie, no ale to nie ja wybrałem godzinę... Teraz do mnie dotarło, że nie mam pojęcia, z kim dokładnie mam się spotkać. Niby stary kumpel... ale pytanie z kiedy? Bo jak na razie poznałem wielu chłopaków ze szkoły... Mam pustkę w głowię.

*Nagle poczułem mocne wibracje w kieszeni moich dżinsów*

Spojrzałem na ekran, a tam informacja o SMS'e od zastrzeżonego numeru... Bez zawahania odczytałem wiadomość:

 Numer Prywatny: Co tak długo? Rozumiem, że stare nawyki spóźnialstwa zostają, no ale żeby aż tak?!

Ty: Jakiego spóźnialstwa? Przecież jest 15:59! I po co ci w ogóle zastrzeżony do rozmowy?

 Numer Prywatny: Heh, żeby było ciekawiej Lambert... Czekam już w umówionym miejscu ;) Tylko się nie wystrasz.

Ty: Czego niby? Powinienem się ciebie bać?

Numer Prywatny: To już zależy od ciebie. Widzimy się niedługo.

Trochę zaczynam się obawiać tego spotkania. A co jeśli to jakiś głupi dowcip? Ale... jak nie spróbuje, to się raczej nie dowiem. Nigdy nie lubiłem takich znajomości, ale ten chłopak wyjątkowo mnie zaciekawił.

********************

Miał racje. Chociaż wyszedłem w miarę wcześnie, to i tak dotarłem pod szkołę o szesnastej piętnaście. Ale już przy początku ogrodzenia szkoły zobaczyłem ciemną postać... Iść? Czy nie iść? W ogóle go nie poznaje, ale niby on zna mnie... No cóż.

Ruszyłem w stronę chłopaka, a ten już po moich trzech przebytych krokach zmierzył mnie wzrokiem, a spod czarnego kaptura ujrzałem tajemniczy uśmiech. Chciałem w ostatniej chwili zawrócić, ale już nie zdążyłem.

-No proszę, proszę. Już zaczynałem wątpić, że się zechcesz ze mną zobaczyć. - Zakapturzony człowiek bez wahania podszedł i mnie mocno przytulił. Poczułem miły zapach męskich perfum, ale i tak niepewnie również go objąłem.

-Tak... Zwłaszcza, że nadal nie wiem jak się nazywasz. - Uwolniłem się z objęć chłopaka, a on tylko radośnie się zaśmiał. - Co cię tak śmieszy?

-Masz zaniki pamięci? Rozumiem, że kilka lat to dużo, no ale żeby aż tak? - Jego opalone dłonie wyłoniły się z czarnych rękawów ubrania, po czym powędrowały w stronę głowy i chwyciły kaptur. Postać szarpnęła materiał bluzy w tył.

-Tyle minęło. Tyle samotnych dni w szkole. Tyle płaczu po kątach. - Zacisnąłem dłoń w pięść, bo istotnie narastał we mnie gniew na bruneta. Wszystko w mojej głowie się gotowało, bo ile ja przez niego wycierpiałem w osamotnieniu?! Ale czy warto mu to wypominać? A może się cieszyć, że znów tutaj jest?

-Słuchaj Adam, mi też nie było łatwo po ostatnich wydarzeniach między nami. J-Ja pr-rzepraszam... Wystraszyłem się. - Kenny spuścił wzrok na chodnik między nami, a kąciki jego ust utworzyły grymas prawdziwego samobójcy, który nie widzi sensu życia. Nie mówił dalej, ale czekał cierpliwie (a może raczej w napięciu) na moją reakcję. Ale ja nie zamierzam go znów do mnie zniechęcić... Toby było nie do zniesienia.

Jak Zostałem Gejem...? ZAWIESZONAWhere stories live. Discover now