Epizod 2 - Kenny - Rozdział 1

184 20 10
                                    

*Adam Lambert - Lat 18*

-Ani trochę się nie denerwujesz? - Spytał mnie poddenerwowany Terrance. Jest bardziej zdenerwowany ode mnie, a w końcu to mnie zobaczy ponad setka ludzi.

-Uspokój się! Już piąty raz o to pytasz. - Spojrzałem na niego z politowaniem.

-Jak ty się nie boisz, to ktoś musi. - Uśmiechnął się do mnie troszkę bardziej rozluźniony. Odwzajemniłem uśmiech i popatrzyłem na scenę. Mój strój galowy stawał się coraz bardziej gorący, a ta kwadratowa czapka co chwila się zsuwa.

Nagle jeden chłopak z obsługi imprezy wezwał mnie gestem do siebie. Uśmiechnąłem się jeszcze raz do Terranca, po czym uważając na moją galową ,,tunikę" podszedłem do chłopaka, a ten nic nie powiedział, tylko kazał czekać na wywołanie.

No dobrze... Teraz może się denerwuje, ale i tak nie zawiodę. Wszystko będzie dobrze.

Osoby przede mną ukłoniły się publiczności, po czym zaczęły powoli schodzić ze sceny. Rozbrzmiała prowadząca w mikrofonie...

Po odłożeniu mikrofonu na stojak byłem z siebie niewymownie dumny! Taka publika nie trafia się na co dzień. Uśmiech ani na chwilę nie znikł z mojej twarzy, ale moje ręce nadal były targane tym stresem i adrenaliną.

Podszedłem do mojego siedzenia obok mojego przyjaciela, który zaraz po moim zbliżeniu wstał i mocno przytulił. Poklepał dłonią moje plecy i spojrzał na mnie kręcąc głową z dumą w oczach.

-Spisałeś się! Teraz wiem, czemu się w ogóle nie bałeś. - Chłopak z uśmiechem usiadł na swoim siedzeniu.

-Dzięki, ale gdyby nie twoje wsparcie, to na pewno sfałszowałbym większość nut. - Zaśmialiśmy się wosoło, po czym mocno odetchnąłem po występie. Już miałem zająć znów moje miejsce, gdy nagle ktoś na mnie mocno wpadł...

-Sorry... - Postać nawet się na mnie nie spojrzała. Był to jeden z uczniów oraz był to chłopak, tylko tyle zdołałem dostrzec.

-Nie ma za co... - Odparłem jedynie z niechęcią. Wepchnąłem odstające kosmyki moich włosów pod nakrycie głowy i ciężko opadłem na plastikowe siedzenie.

-Daj spokój. Nie warto na chamstwo zwracać uwagi... - Terrance położył mi rękę na ramieniu, gniewnym wzrokiem odprowadzał tajemniczego chłopaka.

-A czy wyglądam na przejętego? Daj spokój! I weź się rozwesel, bo w końcu to ostatni dzień naszej szkolnej charuwy...

********************

-To co? Kiedy się widzimy? - Zapytałem idącego koło mnie Terranca, a chłopak spuścił głowę ze zmarszczonym czołem.

-No wiesz Adam... Bo ja... No... Wyjeżdżam na dość długo, a dokładniej na pół roku do Anglii.

-CO?! Żartujesz sobie ze mnie?! Czemu niby? - Smutnym tonem spytałem osiemnastolatka... Przecież ja bez niego, to jak bez ręki... Pół roku to wieczność!

-Będę mieszkał u wujka, poniważ moja mama chce mnie ,,usamodzielnić" - Wypowiadając ostatnie słowo jego usta wygięły się w grymasie obrzydzenia. Niemal musiał się zmusić, by je z siebie ,,wypluć".

-Podpadłeś? - Zaśmiałem się pytając o to, przez co chłopak gniewnie warknął.

-Mam powoli dość tych ciągłych narzekań na mnie... Robie dużo poza domem, a w nim odpoczywam! Czy to tak trudno zrozumieć? - Chłopak wysyczał pytanie retoryczne z wielką furią, ale zaraz po tym głośno odetchnął i kopnął mały kamyk leżący na jego drodze. Jego złość powoli zamieniała się w... smutek?

-Rozumiem... ale to będzie boleć. - Zawstydziłem się mówiąc to najlepszemu kumplowi, ale czułem, że jego myśli są takie same.

-Wiem Adam. - Zatrzymał się na drodzę, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. Okazało się, że podjechał po niego czerwony samochód...

-Proszę... Nie mów, że jedziesz już teraz... - Wypowiedziałem to niekontrolowanie błagalnym tonem.

-Jadę się spakować... A jutro wylot. - Wyszeptał ostatnie zdanie. Po chwili zacząłem słyszeć trud w jego oddychaniu. - Najlepiej bym nie jechał...

-A ja bym jechał z tobą. - Dodałem bez zastanowienia, a Terrance wstrzelił we mnie przeszklonymi oczami.

-Nawet mi się nieważ! - Zachwiałem się czując na sobie ciężar i umięśnione ramiona. Osłupiałem na moment, ale potem również ścisnąłem w dłoniach materiał ubrania na plecach chłopaka. - To miejsce bez ciebie straci życie...

-Masz na siebie uważać Terrance. - Odczepiliśmy się od siebie, a ciepły płyn zaczął powoli tworzyć pędzące strużki na moich policzkach.

-Nawzajem Lambert... Po powrocie stawiasz nam piwo. - Uśmiechnął się smutno i powoli ruszył w stronę samochodu, a ja otarłem rękawem ciknące łzy.
Terrance zniknął za drzwiami wozu... Tylko pomachaliśmy do siebie na pożegnanie...

Potem zniknął, a ja poczułem straszne osamotnienie i pustkę...

********************

-Adaś zjesz może kolacje? - Spytała moja mama, w czasie gdy szedłem po schodach do swojego pokoju.

-Dziękuję mamo, ale zjadłem duże śniadanie. - Uśmiechąłem się do kobiety i poszedłem prosto do swojego pokoju. Tak... Nadal mieszkam z bratem, ale teraz już nie jest takim gnojkiem jak kiedyś. Polubiliśmy się, jesteśmy bardziej jak kumple niż bracia.

Nie mam ochoty rozmawiać z moimi rodzicami. Gdy wróciłem do domu wypytali mnie o dzień i powrót do domu, ale pominąłem pożegnanie z przyjacielem... Nadal chce mi się płakać, bo w końcu to on mi zawsze pomagał... Eh. Muszę przestać się mazać!
Brat raczej ma teraz zajęcia, więc mam dużo czasu sam na sam. Nareszcie! To mi nigdy nie szkodzi.

Mam już dość tego stroju... Zaczynam się pocić gorzej niż na lekcji WF. - Pomyślałem zmęczony marszem w tej niewygodniej szacie! Bez smutku się jej pozbędę!

Moje palce powędrowały do guzików na moich plecach, które z lekkim trudem rozpiąłem od łopatek, aż po linie moich bioder. Zanim zdjąłem tą niby ,,suknie" wcześniej zrzuciłem z głowy kwadratowe nakrycie, które pewnie każdy kojarzy z zakończeniem szkoły. Zsunąłem szatę z ciała, bo niestety to chlerstwo zakłada się dołem.

Co to ma być? - Zza kołnieżyka stroju wyleciała mała karteczka.

Podniosłem tę karteczkę, bo nie wyglądała na metkę, czy coś takiego... Dokładnie ją obejrzałem, po czym okazało się, że była złożona na parę części. Rozłożyłem ją, a w środku była umieszczona wiadomość...

*Kopę lat co? Trochę się nie widzieliśmy, a ja chciałem do czegoś wrócić... Czegoś z przeszłości... Co było nawet przyjemne. Przez szkołe się nie odzywałem, ale teraz już nic nam nie przeszkadza.
Nie bój się, bo gwarantuje, że jestem starym kumplem.
Spotkajmy się przy barze mlecznym nie daleko Carmel School. Może o 16:00 jutro? Będę czekał. Nie martw się znalezieniem mnie, bo ja sam cię poznam. Do zobaczenia Lambert.*

Niby nic groźnego? Eh, ale co mam lepszego do roboty?
Niby ciekawość prowadzi do piekła, ale zaryzykuje.

Jak Zostałem Gejem...? ZAWIESZONAWhere stories live. Discover now