Promieniejący państwo młodzi i niespodziewany zwrot akcji...

Start from the beginning
                                    

- Amanda była taka spokojna! – Lily wreszcie spojrzała drugiej kobiecie w oczy. No, w ich odbicie w lustrze, ale zawsze. – W ogóle się nie denerwowała, nie płakała... Pamiętasz?

- Żartujesz sobie? – Dorcas zaśmiała się. – Była przerażona. Nie wie, że ja wiem, ale przez dwie noce przed ślubem w ogóle nie spała, słyszałam, jak przewraca się z boku na bok i chodzi po pokoju. – Spały wtedy w jednym pomieszczeniu, bo do niewielkiego domku Amandy zjechało się kilka pomagających w przygotowaniach do ślubu osób, które trzeba było gdzieś przenocować. – Przy nas nie płakała, bo zwyczajnie nie miała siły, przynajmniej tak myślę.

Niespodziewanie Lily odwróciła się i wtuliła w Dorcas.

- A co, jeśli ja źle robię? Jeśli nie powinnam wychodzić za mąż? – Usłyszała jej głos.

- Kochasz go, tak?

- Tak, ale... Jeśli coś się odmieni? Przez pierwsze sześć lat naszej znajomości był nieznośny. – Dorcas musiała wysilać się, by zrozumieć słowa Rudej, bo ta miała usta przyciśnięte do jej ramienia. – A co, jak on się znowu zmieni? Albo jeśli to ja nie będę potrafiła żyć w takim związku?

Szatynka postanowiła zignorować ostatnie zdanie.

- Jeśli James okaże się złym mężem – ciaśniej objęła zmartwiona dziewczynę – to osobiście urwę mu jaja, transmutuję je w kaktusa i wepchnę mu do gardła.

- Dorcas! – Lily odsunęła się od niej z nerwowym chichotem. W tej samej chwili usłyszały, jak drzwi do pokoju otwierają się.

- Lilka? Dora? – Usłyszały zaniepokojony głos pani Evans.

- Jesteśmy w łazience, zaraz przyjdziemy! – odkrzyknęła ta druga.

Ruda jeszcze raz wydmuchała nos w kawałek papieru i ochlapała twarz zimna wodą.

- Dziękuję ci. – Ponownie uścisnęła Dorcas. Ta cmoknęła ją w czubek głowy. – Ale nie mogę pozwolić ci wykastrować mojego przyszłego męża.

Kobieta poczuła pewną dumę z tego, że głos Lily nie zadrżał przy ostatnim słowie.

- Jeśli sobie na to zasłuży... - mruknęła Meadowes, idąc do drzwi. – Spokojnie, ty nawet się o tym nie dowiesz – dodała ciszej, zdeterminowana, by chronić przyjaciółkę przed całym złem, jakie mogło na nią czyhać w małżeństwie. Wiedziała jednak, że James jest dobrym człowiekiem i raczej nie uważała, by tak drastyczne ingerencje z jej strony miały być konieczne. Uśmiechnęła się lekko do własnych myśli.

Miała świadomość, że nie zachowuje się jak zwykle – jak dość cicha, spokojna kobieta, którą zazwyczaj była – ale przecież chodziło o jej najbliższą przyjaciółkę.

Jako pierwsza wyszła z łazienki, za nią podążała Lily. Koło łóżka czekały już pani Evans i pani Potter, obie zarumienione i z rozwianym włosem, ta pierwsza nieco zmartwiona, ta druga – szeroko uśmiechnięta.

- Wszystko w porządku, córeczko?

- Tak, mamo, jest dobrze. – Najmłodsza z kobiet pokiwała energicznie głową.

- Na pewno, kochanie? – Matka wyglądała na zmartwioną. – Co wyście tam robiły tyle czasu? Płakałaś?

- Jakby to było coś niezwykłego. – Eufemia Potter przewróciła oczami. – Naprawdę, moja droga, daj dziewczynie odetchnąć. Weźmy się lepiej za makijaż. – Klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się pokrzepiająco do przyszłej panny młodej. – Zróbmy to już, wszystkie nie możemy się doczekać, aż zobaczymy cię w sukni ślubnej! – Wskazała na pokrowiec wiszący na oparciu fotela.

Fanfiction. Because canon is not enough.Where stories live. Discover now