Promieniejący państwo młodzi i niespodziewany zwrot akcji...

113 6 0
                                    

... czyli jak wyglądał początek początku. (#1)



Mam nadzieję, że wakacje mijają Wam miło:)

Dziś raz jeszcze przeniesiemy się w przeszłość dalszą niż dwadzieścia lat, bo do sierpnia 1978 roku, do dnia obfitującego w ważne wydarzenia.

Opowiadanie znowu będzie podzielone na części, tym razem raczej na dwie. I obiecuję, ten przydługi tytuł się wyjaśni. Trzeba tylko wiedzieć, czego szukać;)

Ze spraw organizacyjnych - Nique Em założyła konto na Pintereście, dzięki czemu możecie mieć wgląd w to, nad czym aktualnie pracuję. Spokojnie, dużych spojlerów brak. Na razie. ;P

Zapraszam do lektury!:)




- Lily, wyjdź stamtąd.

- Za chwilę.

- Ta chwila trwa od dwudziestu minut – westchnęła Dorcas Meadowes z lekkim zniecierpliwieniem. – Chodź tutaj.

Z łazienki dało się słyszeć dmuchanie nosa, a następnie szum wody płynącej z kranu. Po chwili Dorcas zobaczyła, jak zamek w drzwiach obraca się, przekręcony od wewnątrz.

Ponownie westchnęła, tym razem z niejakim rozbawieniem, i nacisnęła klamkę.

Lily stała naprzeciwko, tyłem do drzwi, i opierała dłonie na krawędzi umywalki. Była w samej bieliźnie, jej wilgotne włosy opadały falami do połowy pleców. Wzrok miała wbity w swoje odbicie w lustrze. Pociągnęła nosem.

Starsza z kobiet poczuła, jak resztki jej wcześniejszej irytacji znikają bez śladu. Rozejrzała się krótko, zanim podeszła do przyjaciółki. Kabina prysznicowa była mokra po niedawnej kąpieli, podobnie jak część podłogi. Kilka jasnych ręczników leżało na stercie pod ścianą. Ubrania, które Lily miała na sobie przed umyciem się, leżały skotłowane w jednym z kątów.

- Kochanie. – Dorcas położyła dłoń na nagim ramieniu Rudej. – Nie denerwuj się tak, to przecież nie koniec świata.

- W sumie jeden przeżywamy na okrągło, nie? – Głos Lily był trochę zachrypnięty, ale w miarę spokojny.

- Hej, trochę optymizmu! Dziś nie rozmawiamy o takich rzeczach. – Ciemnowłosa zmarszczyła brwi, ale zaraz się rozpogodziła. Nie chciała denerwować przyjaciółki. – Ale jeśli o tym mowa... Przeżyłaś chyba już jeden, jeśli liczyć ślub Petunii i Vernona. Dwa, jeśli uznamy mój coming-out przed moją mamą. Pamiętasz, jak nasze mamy się wtedy przejmowały? – Uśmiechnęła się i objęła zdenerwowaną dziewczynę od tyłu, opierając głowę na jej ramieniu. Rude kosmyki połaskotały ją w policzek.

W lustrze widać było dwie twarze: jedną spokojniejszą, bardziej opaloną i uśmiechniętą, okoloną gęstymi, wypielęgnowanymi, brązowymi lokami, i drugą, bledszą, z rumieńcami policzkach i zaczerwienionymi oczami, twardo patrzącymi w swoje własne odbicie.

Dorcas odnalazła wzrokiem to odbicie i odgarnęła przyjaciółce włosy za ucho.

- Kochanie, nie denerwuj się tak – powtórzyła. – To ślub, nie wyrzeczenie się magii. Wiesz, to takie ukoronowanie waszej miłości... - Szatynka starała się sobie przypomnieć, jak jeszcze matka uspokajała jej siostrę, Amandę, przed jej zamążpójściem.

- To beznadziejne. – Rudowłosa ponownie otarła oczy. – Nie miałam problemu z dołączeniem do Zakonu Feniksa, a teraz...

- Nie przejmuj się tym, że się denerwujesz. To zupełnie normalne. – Dorcas mówiła łagodnym głosem, wciąż obejmując przyjaciółkę i gładząc ją po ramieniu.

Fanfiction. Because canon is not enough.Where stories live. Discover now