Seven.

1.8K 109 4
                                    

Celeste

Usiadłam w ławce na tyłach, nie chcąc rzucać się w oczy. Do sali wszedł stosunkowo młody, bo około 45-letni wykładowca przedmiotu. Pan Collins uśmiechnął się ciepło do wszystkich.

- Witajcie, w tym roku będziemy mieli przyjemność współpracować i mam nadzieję, że będą tego efekty. Przedstawię wam dzisiaj moje wymagania i postaram się odpowiedzieć na wasze pytania. Nie przedłużając...

Lekcja minęła szybko, co mnie zdziwiło, bo zawsze dłużyła się jak flaki z olejem. Kolejną lekcję miałam na piętrze w drugim budynku. Musiałam przejść wzdłuż dziedzińca.

Weszłam do osobnego pomieszczenia. Przywitała mnie sympatyczna młoda kobieta, która miała mnie uczyć matematyki.

- Proszę zająć miejsce...panno..

- Daye- dokończyłam za nią.

Pokiwała głową i wskazała drugą ławkę w środkowym rzędzie. Usiadłam.

Jednak nie tylko ja byłam lekko spóźniona. Wypakowywałam notatnik i długopis z torebki, kiedy drzwi stuknęły, a do sali wkroczył jakiś osobnik. Nie spojrzałam w jego kierunku, aczkolwiek czułam na sobie jego, bądź jej spojrzenie.

JEGO.

- Panie Rodgers. Cóż to za epickie wejście? To lekcja matematyki, a nie zajęcia teatralne- rzekła kobieta.

- Przepraszam, ale zatrzymali mnie w sekretariacie- powiedział chłopak.

Tak to był zdecydowanie głos męski.

Ponadto znałam ten głos.

Bałam się jak diabli poruszyć. Bałam się unieść wzrok. Bałam się odezwać.

Bałam się tak, jak ostatnim razem, kiedy go widziałam.

Kiedy próbowałam przez tyle czasu zapomnieć, nie sądziłam, że jedna głupia lekcja może zniszczyć to, co zbudowałam.

Podniosłam niepewnie wzrok. Chłopak stał teraz tyłem do mnie, a przodem w kierunku biurka pani Spentor.

I nagle...chłopak się obrócił i szedł w moją stronę. Zajął miejsce przede mną.

Nie...

Nie...

Nie, to nie może być prawda...

Chyba mnie nie poznał, a więc miałam szansę niepostrzeżenie ulotnić się z promienia jego kontaktu.

- Przepraszam, czy mogłabym wyjść?

- Coś się stało panno Daye?- zapytała mnie profesor.

- Nie...Tak...Słabo mi, proszę pozwolić mi wyjść...- nalegałam.

- Dobrze, ale sama nie pójdziesz. Panie Rodgers, skoro pan tak lubi spacerować po szkole, zapraszam, odprowadź dziewczynę do pielęgniarki, ale wracaj tu szybko.

Chłopak wstał i świdrował mnie wzrokiem. Ja natomiast nawet na niego nie spojrzałam.

Opuściliśmy w ciszy salę. Tuż po przekroczeniu progu, załamałam się i rozpłakałam. Stanęłam pod ścianą z dala od chłopaka i zjechałam po niej do ziemi.

- Celeste...

- Odejdź- mruknęłam- Co ty tu robisz?

- Uczę się- rzekł- Nie sądziłem, że się spotkamy. Nie planowałem tego, przysięgam.

- Wynoś się- powiedziałam z naciskiem.

- Cel...

- Nie mów tak do mnie i spieprzaj z mojego życia. Już dość zrobiłeś, nie pogarszaj tego- zaniosłam się.

- Celeste... Zmieniłem się....

- Wynoś się!- wrzasnęłam- Ty się nigdy nie zmienisz.

Chłopak cofnął się o krok jakby dostał ode mnie w twarz. Oddalił się kawałek, po czym oparł o sąsiednią ścianę.

- Dlaczego....dlaczego ty....

- Nie wiedziałem, że tu będziesz- szepnął.

Brunet wydawał się smutny i zraniony. Miałam nawet przebłysk, że chłopak naprawdę żałuje.

Nie sądziłam jednak, że Jacob Rodgers jest w stanie się zmienić. Nie sądziłam nawet, że jeszcze się spotkamy.

I choć wmawiałam sobie, że jest dobrze i mam go gdzieś, to kiedy tylko go ujrzałam coś we mnie pękło.

Na nowo poczułam się zraniona i...brudna.




Pozory mylą Cz.II"Nasze złudzenie"Where stories live. Discover now