Pod Gryfem

435 36 0
                                    


Nastała połowa lata a wraz z nią przyszła fala upałów. Remus i Alice przeprowadzili się już do nowo wynajętego domu. Chłopak nadal nie mógł dojść do tego, jakim cudem udało się kuzynce znaleźć ową ofertę wynajmu. Cena była śmieszna a i położenie idealne, bo mieszkanie oddalone było zaledwie 20 minut drogi od uczelni. Ów dom miał również przestronną, pustą piwnicę, która świetnie nadawała się do tego, aby w spokoju mógł przechodzić przemiany, a przy tym nie stanowić zagrożenia choćby dla dziewczyny. Jednak do pełni szczęścia brakowało mu pracy. Dobrze wiedział, że znalezienie jakiejkolwiek będzie trudnym zadaniem. Tylko nie sądził, że aż tak bardzo. Sam nie potrafił tego wyjaśnić, lecz ludzie jakby wyczuwali, że jest coś z nim nie tak. A może to była tylko jego autosugestia? Na niekorzyść wpływał również jego ubiór. Starał się ubierać schludnie, jednak trudno było ukryć pocerowane spodnie czy marynarkę. Trochę nawet żałował, że wcześniej o tym nie pomyślał i zamiast kupić nowe ciuchy, ostatni grosz wydawał na książki.
Cały czas miał wrażenie, iż kuzynka nie jest z nim szczera. Choć była mało uciążliwą współlokatorką, Remus, nie wiedzieć czemu, nie chciał przebywać sam na sam z nią zbyt długo. Tłumaczył sobie, że w końcu nie widzieli się 14 lat i po prostu muszą na nowo siebie poznać. Tylko jakoś nie było mu do tego spieszno. Do tej pory przesiadywał całymi dniami w rodzinnym domu, pomagając mamie w codziennych czynnościach. Ojciec pracował niemalże od świtu do nocy, więc niektóre prace, jak skoszenie trawnika, czekały w nieskończoność na swoją kolej. Toteż młody Lupin z wielką chęcią zabrał się do wszelkich zaległych robót, byleby nie wracać zbyt szybko do kuzynki.
Tego dnia zabrał się za porządkowanie składu, znajdującego się na tyłach rodzinnego domu. Była to ostatnia rzecz, jaką miał wykonać z prac wyznaczonych przez matkę. Choć zabrał się do tego skoro świt, skończył dopiero koło osiemnastej. Po wymyciu się i zjedzeniu wczesnej kolacji („Synu, nigdzie nie pójdziesz, jeśli nie zjesz choć jednej kanapki!") stwierdził, że tak naprawdę nie zna nowo zamieszkałej okolicy. Do tej pory nie było sposobności na rozeznanie się w terenie. A raczej warto wiedzieć, gdzie ewentualnie można się udać, choćby z przyjaciółmi na małe piwko. Postanowił więc deportować się do pobliskiego parku i stamtąd udać się na samotną przechadzkę.

~*~

Chwilę po godzinie dziewiętnastej, na jednej z opustoszałych parkowych alejek, dało się usłyszeć cichy trzask. Chwilę później, zza starego dębu wyszedł młody chłopak, otrzepując ubranie. Remus, choć teleportacja wychodziła mu najlepiej z całej czwórki huncwotów, nadal nie przywykł do takiego rodzaju transportu. Upewniwszy się, że nikt nie widział jego nagłego pojawienia się, poszedł w stronę głównej ulicy. Chociaż zbliżał się wieczór, upał nadal wszystkim doskwierał. Miało się wrażenie, że powietrze stoi w miejscu. Mimo niesprzyjającej aury, jak i tego, że do rozpoczęcia roku akademickiego było jeszcze sporo czasu, na ulicach można było spotkać mnóstwo pędzących gdzieś młodych ludzi. Lupin nie lubił takich tłumów. Miał wrażenie, że wszyscy patrzą na niego podejrzliwie, jakby wyczuwali jego inność. Przy pierwszej okazji skręcił więc w boczną uliczkę. Nie było tu zbyt wiele sklepów. Zresztą, lokalizacja nie sprzyjała pewnie żadnemu handlowi. Dzielnica wyglądała na dość zaniedbaną, choć miała w sobie pewien niewytłumaczalny urok. Stare kamienice, pnące się dość wysoko w górę, osłaniały od nadal grzejącego, mimo późnej pory, słońca. Im głębiej zapuszczał się, tym zimno było bardziej odczuwalne. W pewnym momencie Lupin pomyślał nawet o dementorach, co wywołało falę dreszczy na jego plecach. Może i nigdy nie miał z nimi do czynienia na żywo, jednak to, co przeczytał w książkach oraz usłyszał od innych, wystarczyło, by budziły w nim ogromny strach i niechęć. Dlatego też, gdy zobaczył bar mieszczący się na końcu ulicy, odetchnął z ulgą. Przyspieszył kroku, by jak najszybciej do niego dotrzeć. Dopiero gdy od wejścia dzieliło go już zaledwie parę kroków, dostrzegł szyld wiszący nad drzwiami. „Pod Gryfem"- tak głosił napis. „Trafna nazwa" pomyślał Remus, gdy spojrzał w górę. Na pięknie zdobionym, choć już mocno zniszczonym gzymsie siedział Gryf i patrzył na niego przenikliwym wzrokiem. Ucieszył się więc jeszcze bardziej, gdy zdał sobie sprawę, że lokal należy zapewne do jakiegoś czarodzieja. Chwilę później chłopak wspinał się już po niskich i wąskich stopniach. Wszedł do środka i udał się prosto do baru. Normalnie pewnie usiadłby gdzieś w kącie, jednak w lokalu było góra pięć osób rozsianych po całej sali. Postanowił więc usiąść na jednym z obracanych, wysokich krzeseł i zamówić kremowe piwo. Chwilę później trzymał zamówiony napój. Po wypiciu paru, dość dużych łyków, zauważył kartkę, która wisiała na ścianie.

ZATRUDNIĘ DO PRACY

WIĘCEJ INFORMACJI U BARMANA

-Nadal szukacie kogoś? – Zagadną do chłopaka polerującego pokal, pokazując głową na kartkę.
-Paru już się zgłosiło, ale szef chyba jeszcze nikogo nie wybrał. Zainteresowany? – Powiedział barman, nie przerywając czynności.
-Jak nikt inny. – Zaśmiał się Remus.
-Praca jak praca. Szukamy kogoś, kto stanie za barem. Sam już nie wyrabiam. Może to nieco dziwne, ale o tej porze zawsze jest tu pusto. Tłok zaczyna się, wraz z rozpoczęciem się roku akademickiego. Takich tłumów, to ty w życiu nie widziałeś. –Po chwili dodał. – Jestem Mike Dawson.
-Remus. – Podał chłopakowi rękę. – Remus Lupin. Miło mi.
W tym momencie do baru wszedł wysoki i umięśniony mężczyzna. Jeden z tych, których nikt nie chciałby spotkać w jakimś zaułku, czy na ulicy w środku w nocy.
-O, szefie, ktoś do pana! – Zawołał Mike, wskazując na Lupina, po czym wrócił do wycierania kolejnych naczyń.
-W sprawie pracy? – Spytał. Remus pokiwał potwierdzająco głową. Postura faceta nieco go onieśmielała. – Zapraszam w takim razie do mojego biura.
Po wejściu do wskazanego pomieszczenia i zamknięciu za sobą drzwi doszło do chłopaka, że nie jest przygotowany na tę rozmowę. Jakież więc było jego zaskoczenie, kiedy Luke, bo tak było na imię szefowi baru „Pod Gryfem", zaproponował mu tydzień próbny.
-Możesz zacząć od jutra. Przyjdź na dziesiątą rano. Poproszę drugą załogę, aby wprowadzili ciebie w cały ten interes. Jak wpasujesz się do grupy i w końcu ogarniesz cały team, zostajesz na stałe. Powodzenia.

~*~

Zbliżała się dwudziesta trzecia. Remus wracał do domu i nadal nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie stało. Cały miesiąc chodził i bezskutecznie szukał wszędzie pracy. A tu proszę, trochę przypadku i za tydzień może będzie mógł pochwalić się własnymi zarobkami! Był tak szczęśliwy, że miał ochotę wykrzyczeć to całemu światu. A przynajmniej pochwalić się najbliższym.
-Nie chwal meczu przed złapaniem znicza. – Mruknął do siebie po chwili zastanowienia. – Powiem im o wszystkim, jak już oficjalnie zacznę tam pracować. Chyba bym ze wstydu spłoną, jak Feniks, gdybym jednak nie dostał tej roboty.

W pogoni za szczęściemWhere stories live. Discover now