Rozdział 23.

3.5K 214 5
                                    

Niewiele myśląc wyjęłam pistolet, odbezpieczyłam i wycelowałam w niego.

- I myślisz, że ja się nabiorę na ten udawany pistolet? Głupia jesteś czy co? - James śmiał mi się prosto w twarz

- A jak myślisz, czy ten pistolet w drewnianym pudełku, w twoim labolatorium jest prawdziwy? - uśmiechnęłam się złowieszczo, a James momentalnie zdębiał

- I tak nie strzelisz

- To się okaże

Miałam dwie opcje strzelić, uciec, jednak popełnić morderstwo lub dać się pojmać bratu.

Stałam tam jak kołek i nie wiedziałam czy dam radę, czy lepiej odpuścić. Byłam między Scyllą a Charybdą.

Mam dosłownie chwilę na zastanowienie. Mordercą, to ja nie jestem, a morderstwo w słusznej sprawie to i tak nadal morderstwo. Wybaczcie, ale ja nie wyznaję zasady ''cel uświęca środki''. Mimo wszystko nie chciałam zostać złapana przez moje dobre serce. Raz się żyję. Nacisnęłam spust, jednak celując w rękę. Trafiłam, a chłopak momentalnie upadł na ziemię. Pobiegłam prosto do garażu uprzednio zabierając kluczyki do motoru.

Teraz pozostawało pytanie: gdzie jechać?

Rodziców nie mam, ba biologicznych nie znam i nie chce znać, James jest oszustem, Tony jest gdzieś w szpitalu a dziadków nie mam. Choć w sumie... Wiem na pewno, że jedna babcia, co prawda ta od strony adopcyjnych rodziców, ma domek w Kanadzie, a raczej miała, bo już nie żyje. Babcia Collins była zawsze dla mnie jak prawdziwa babcia.Zawsze miała dla mnie czas i kochała mnie, a ja kochałam ją i to całym swoim sercem. Więc zdecydowałam, że tam pojadę.

Odpaliłam motor i dodałam gazu. Jedyne niepowodzenie mojego planu jakie do tej pory się zdarzyło to obecność Jamesa w domu. Tak prawdę mówiąc to popsuł wszystko. Okej, no może nie wszystko, ale dużą część. Teraz pewnie dzwoni do swojego kompana i planują jak mnie tu zaciągnąć z powrotem do tej jego śmierdzącej willi.

Tak więc jechałam przekraczając wszystkie przepisy ruchu drogowego, uciekając przed natarczywymi wilkołakami. Przewagę miałam odległości i tego, że oni nie wiedzą gdzie jestem, a raczej gdzie jadę.

Postanowiłam zrobić sobie krótki postój na stacji. Tak więc zjechałam na odpowiedni pas i wjechałam prosto pod miejsce tankowania. Po napełnieniu baka do pełna udałam się do środka budynku, aby zapłacić. Cóż, o kase się nie muszę martwić, bo dochody z nielegalnych wyścigów mam naprawdę ogromne. Weszłam i podeszłam do kasy.

- Dzień dobry, w czym mogę służyć? - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie kasjerka

- Ja zapłacić za paliwo i kawę poproszę - powiedziałam po czym zapłaciłam i usiadłam do stolika

Knajpka prezentowała się nienagannie. Delikatne różowe obrusy z kwiatową wstawką, zielone rolety, i piękny żyrandol. Mój wzrok utknął jednak na telewizorze. Leciał jakiś głupkowaty serial, jednak po chwili włączyła się reklama.

''Poszukiwana 17- letnia Lillianne Collins. Ostatni raz widziano tydzień temu. Ktokolwiek widział, proszony jest o kontakt''

Szukają mnie? Ale kto? Bynajmniej nie Robert bo tydzień tu nie pasuje, więc odpada. Z resztą nie ważne mam teraz naprawdę ważniejsze sprawy na głowie.

Czekając na kawę troszkę mi się nudziło, więc wyjęłam telefon Roberta i zaczęłam go przeglądać. Po pewnym czasie zobaczyłam coś, co zszokowało mnie do reszty...

_______________________
Nawet nwm co mam powiedzieć lel.
Pozdro, Avo🙊

Secret WolfWhere stories live. Discover now