Rozdział Dwunasty "Chłopiec na posyłki"

729 58 23
                                    


 Kuroko Tetsuya siedział na ławce przy fontannie w centrum parku. Beznamiętnym wzrokiem śledził młode pary, z uśmiechem spoglądające na siebie, rodziny z małymi dziećmi czy starszych ludzi, siedzących i obserwujących jesień w swojej pełnej krasie. Przez materiał płaszcza nastolatka przenikał chłód, ale krajobraz tak zachwycał, że nie sposób było nie wybrać się tego dnia na dwór. Podobnie pomyślał chłopak, gdy ustalał dokładnie z Hanamiyą Michiru miejsce spotkania. Profilaktycznie zerknął na wyświetlacz telefonu. Pięć minut do czternastej. Znając dziewczynę, raczej nie istniała możliwość, by się spóźniła, chyba że zatrzymałoby ją coś naprawdę ważnego.

W końcu zauważył ją. Nieporadnie biegła, chyba gorzej niż sam Kuroko, stukając głośno obcasami i trzymając kurczowo na ramieniu pasek czarnej skórzanej torebki. Gdy zbliżyła się, w końcu mógł przyjrzeć się detalom. Michiru nałożyła na siebie czarny płaszcz sięgający połowy uda. Na szczupłe nogi wciągnęła bordowe wąskie spodnie, aż nadto uwydatniając chude kończyny. Szyję ściśle opatuliła kraciastym szalem, raczej przypominającym koc niż klasyczną apaszkę czy zwyczajny komin.

— Prze-przepraszam — wysapała, opierając ręce na kolanach. Widocznie zmęczyła się biegiem i marzyła jedynie o tym, by chwilę odpocząć. Tetsuya spojrzał na koleżankę z gimnazjum, uśmiechając się półgębkiem.

— Nie spóźniłaś się — zauważył chłodno, klepiąc miejsce obok siebie. Michiru z ulgą opadła na ławkę i podniosła głowę, odgarniając zamaszyście włosy, które wysunęły się podczas rozpaczliwego wyścigu z czasem. Spojrzała na niego ze zdziwieniem w oczach, tym razem podkreślonych jedynie ciemnymi rozblendowanymi starannie cieniami. Kuroko ujął telefon z kieszeni i pokazał nastolatce wyświetlacz.

— O kurczę, drań przestawił mi zegarek, kiedy zostawiłam rano telefon w kuchni — zauważyła z grobową miną.

— Hanamiya? — dopytał.

— Wkurzył się, że musiał wczoraj oglądać Shouichiego. Odprowadził mnie pod same drzwi i w tym właśnie momencie pojawił się Makoto. Demonizował pół nocy, że powinnam bardziej „uważać na swoja dupę" i podkreślał, że „nie będzie niańczył małych bachorów". — Przewróciła teatralnie oczami. — A na sam koniec wyszedł niczym diva po skończonym występie, klnąc pod nosem na Shouichiego, chociaż ten jeszcze nic nie zrobił.

Pod koniec tej opowieści rodem z melodramatu Kuroko nie mógł się nie uśmiechnął. Historie o kapitanie Kirisaki Dai Ichi, który za wszelką cenę próbował trzymać kuzynkę pod kloszem, wprowadzały go w stan najwyższego zdumienia, z drugiej strony jednak nie mógł powstrzymać rozbawienia, gdy o jego wybuchach mówiła osoba tak swobodnie posługująca się językiem jak Michiru.

— Jest o ciebie zazdrosny — stwierdził najzwyczajniej w świecie. Michiru prychnęła i zadarła wojowniczo podbródek. Minę miała zupełnie poważną, gdy wypowiadała kolejne słowa:

— Raczej zazdrosny o Shouichiego. Uważa go za największego drania pod słońcem, oczywiście, zaraz po Seijuurou, chociaż w sumie czasem zaczynam wątpić, czy w jego osobistym rankingu nie zajmuje przypadkiem pierwszego miejsca.

Kuroko nie wiedział, jak do końca zareagować. Próbował tłumić śmiech, co na szczęście mu się udało, chociaż pewnie z jego twarzy Michiru wyczytała rozbawienie, bo mrugnęła porozumiewawczo.

— Idziemy? — zapytał, wstając. Licealistka skinęła głową, dźwigając się z ławki i podążyła za Tetsuyą. Koszykarz przez chwilę nie dostrzegał, że o wiele drobniejsza i słabsza dziewczyna ledwo co daje radę za nim nadążyć, więc zwolnił kroku. — Wybacz, przyzwyczaiłem się, że Kagami zawsze pędzi.

Poza kontrolą [Kuroko no Basket]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz