ROZDZIAŁ #13

3K 172 4
                                    

*OCZAMI TRIS*

     Jest środa, a od soboty tylko James raz przyszedł ze mną porozmawiać. Powiedział, że Dumbledore zabronił im przychodzić. Mogłam się domyślić, ale i tak bolało, że nie udało im się jakoś wejść. Chociaż na chwilę, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Powiedział, że Syriusz jest wściekły, bo nikt nie chce mu powiedzieć co się stało w sobotę. Powiedział, że moja niespodzianka się niecierpliwi i, że robi się coraz zimniej. Spytał, czy chcę wracać do domu na święta, bo rodzice chcieliby wiedzieć. Nie chciałam. Powiedział, że nalegałby żebym została, ale skoro sama nie chcę to nie musi. Spytałam jak się trzyma Remus. Podobno był do takiego stopnia załamany, że przez jakiś tydzień w ogóle nie wychodził z łóżka, ale teraz, kiedy jest już dobrze ze mną on też ma się dobrze. Zdziwiło mnie to, nie powiem. Zawsze byłam bliską przyjaciółką Remusa, ale nie wiedziałam, że ten wypadek aż tak go załamał. Powiedział, że wszyscy za mną tęsknią.
     Powiedział, że beze mnie Hogwart zamarł. Nawet Ślizgoni się uspokoili.
     Według mnie to wina tego, że Śmierciożercy wdarli się na teren szkoły. Pewnie wszyscy czekają na następny atak. Na kolejną ofiarę. Na Voldemorta. Czekają na wojnę. Ale zamiast powiedzieć mu co myślę uśmiechnęłam się ciepło. Kiedy wyszedł pani Pomfrey powiedziała, że jest jeszcze ktoś, kto czeka za drzwiami i bardzo mu zależy na spotkaniu ze mną. Powiedziała, że chyba da mu wejść, bo inaczej będzie stał przed drzwiami od rana do wieczora. Stałby pewnie całą noc, ale raczej nie chce zostać wyrzucony. Po kilku minutach stał przede mną uśmiechnięty Remus. Na jego widok na mojej twarzy zagościł wielki uśmiech.
- Remus! - zawołałam. - Przytuliłabym cię, ale nie mam jak! - Chłopak zaśmiał się i przytulił mnie po czym usiadł na stołku.
- Ciebie też miło widzieć - powiedział nie przestając się uśmiechać. - Jak się trzymasz?
- Jakoś, chociaż bywało lepiej. Chciałabym już móc wstać i pójść - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. - Dzisiaj pierwszy grudnia, prawda?
- Tak, Hagrid przyniósł dzisiaj pierwsze choinki. Szkoła wygląda pięknie, a do świąt jeszcze prawie miesiąc - powiedział. Pierwszy grudnia. Leżę tu miesiąc. Miesiąc, który był okropny dla mnie jak i dla wszystkich moich przyjaciół.
- Myślisz, że wyzdrowieję przed wigilią? - spytałam patrząc przez okno.
- Tris... - powiedział spokojnie.
- Remus, powiedz co myślisz - powiedziałam przełykając ślinę. Ja myślałam, że prawdopodobnie nie obudzę się do końca roku i dłużej.
- Nie wiem. Skąd mam wiedzieć, mam taką nadzieję, ale... - urwał. Nie chciał kończyć, czy nie wiedział jak? Co za różnica.  Uśmiechnęłam się lekko i więcej nie poruszałam tego tematu. Rozmawialiśmy o jakiś pierdołach i jak mu idą przygotowania do SUM-ów. Omówiłam z nim jakąś część materiału z lekcji i obiecał mi, że jak się obudzę pomoże mi nadrabiać. Po kilkunastu minutach pani Pomfrey kazała mu dać mi odpocząć. Chłopak z ociąganiem wstał i pożegnał się ze mną. Wyszedł, a ja patrzyłam tęsknie w miejsce, w którym zniknął. Był jedyną osobą poza pielęgniarką, z którą miałam kontakt od niedzieli rano. Wtedy właśnie przyszedł James.
- Tris, powinnaś odpoczywać. Połóż się spać - powiedziała pani Pomfrey zamykając okno, przez które wlatywał zimny wiatr.
- Ale dlaczego? Przecież normalnie przesypiam noce, nic mi nie jest - powiedziałam z wyrzutem. - Jak będę chciała spać, to się połooożę - powiedziałam przeciągając "o" przez tłumione ziewnięcie. - No dobrze, położę się - dodałam.
- Łaski mi nie robisz - mruknęłam uzdrowicielka odchodząc. Przewróciłam oczami i zamknęłam je tłumiąc kolejne ziewnięcie. Zasnęłam po kilku minutach. 

*NARRACJA TRZECIOOSOBOWA*

     Dziewczyna spała niespokojnie, a jej sen zakłócały koszmary.

    Biegła rzez ciemny las. Była sama. Za sobą słyszała mrożący krew w żyłach śmiech. Słyszała wołanie. Ktoś krzyczał jej imię. Rozpoznała głos swojego ukochanego. "COŚ TY ZROBIŁA TRIS?!?! GDYBYŚ MI OD RAZU POWIEDZIAŁA NIE DZIAŁOBY SIĘ TO TERAZ!!!!" - krzyczał. Wołała jego imię na cały głos. Tłumiła szloch i biegła w stronę jego głosu, ale echo uniemożliwiło jej zlokalizowanie chłopaka. Wbiegła na małą polanę gdzie zobaczyła swojego brata w białym podkoszulku. "James Syriusz..." - szeptała. "Stało się z nim to, co ze mną." - powiedział zimno, a jego koszulka nasiąknęła czerwoną cieczą. Szatynka pisnęła i zaczęła się cofać. Potknęła się i upadła na plecy. Szlochała i przepraszała obydwu nastolatków.

   Obudziła się zlana zimnym potem i ciężko dysząc. Okno po jej lewej stronie otworzyło się gwałtownie i do pomieszczenia wpadło zimne, orzeźwiające powietrze. Zielonooka wystraszyła się nie na żarty. Pisnęła i zaczęła kaszleć gwałtownie. Przez okno wpadał ostatnie liście i pojedyncze gałązki. Wiatr nasilał się z każdą sekundą. Dziewczyna oddychała ciężko i rozglądała się na wszystkie strony zastanawiając się jakim cudem pani Pomfrey niczego nie słyszy. Powietrze utworzyło wokół niej coś jakby trąbę powietrzną. Szatynka z przerażeniem wypisanym na twarzy uniosła się lekko w powietrze. Nie mogła utrzymać otwartych oczu. Poczuła, że wznosi się jeszcze wyżej. Postarała się uspokoić oddech. Kiedy jej się to udało opadła gwałtownie na łóżko. Wiatr ustał a ona nie otwierając oczu spróbowała poruczyć ręką. Kiedy poczuła, że porusza dłonią otworzyła gwałtownie oczy. Zerwała się do pozycji siedzącej i zaśmiała wesoło. Zaryzykowała próbę chodzenia. Postawiła nie pewnie jeden krok. Potem drugi i trzeci. Po kilkunastu chodziła już normalnie.
     Tris Potter wyzdrowiała.

*********************************************************************

Cześć i czołem ludzie! Rozdział jest krótki, ale mi osobiście bardzo się podoba. Jestem z siebie dumna. Ja wiem, to było skromne XD Był ktoś z Was na Woodstocku? Tak z ciekawości pytam, bo ja miałam być, ale nie byłam :/ Mam nadzieję, że rozdział się podobał i standardowo proszę o komentarze.
Buziaki, Ela^^

Jedna z HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz