Rozdział XII

1.7K 83 21
                                    

- Na Samotnej Skale, zapomniana, w dali
Pół tuzina bohaterów jednym słowem spali
Iskrę wskrzesi co podpali fundamenty świata
Ta, co nutą włada cały gniew wnet pooamiata
Tam gdzie grota się spotyka z Błękitem Wieczystym
Południe wam będzie wyborem oczywistym
Annabeth powtórzyła słowa przepowiedni.
- Czyli że co? - spytała inteligentnie Hope. Leo zachichotał, a córka Ateny spiorunowała oboje wzrokiem.
Zostały tu zaproszone tylko wybrane osoby, w tym starsi herosi i reprezentanci każdego z domków. Reszta wciąż siedziała przy ognisku
Siedzieli przy okrągłym stole, ustawionym z boku pawilonu do posiłków, na którym aż roiło się od miseczek z nachosami i żelkami w kształcie misiów. Prawie nikt z nich jednak nie korzystał. Wszyscy w napięciu oczekiwali jakiegoś rozwoju wydarzeń. Tylko dziewczyna niespiesznie przeżuwała żelkowe misie.
- Mam coś zrobić, czy co? - spytała niepewnie z pełnymi ustami.
Annabeth ścisnęła palcami nasadę nosa, marszcząc brwi.
Czy naprawdę tylko ona podchodziła do tego poważnie?
- Proszę cię. To naprawdę poważna sytuacja. Do dzisiaj wszyscy byliśmy pewni, że pokonaliśmy naszych najgorszych wrogów. A nagle pojawia się nowa przepowiednia, a potem ty.
- Tak, jasne, wybacz. - speszyła się Hope, prędko przełykając żelki misie i poprawiając się na krześle. W rzeczywistości tylko zgrywała pewną siebie. Wciąż przez głowę przebiegało jej mnóstwo myśli, ale starała się nie dać tego po sobie poznać.
- Dzięki. - powiedziała obojętnym tonem córka Ateny. - Moim zdaniem powinnaś udać się do wyroczni. - dodała nie owijając w bawełnę.
Członkowie zebrania zaszemrali, rozległo się też kilka okrzyków, popierających propozycję Annabeth.
Dziewczyna popatrzyła na Chejrona, który powoli skinął głową. W jego brązowych oczach płonął prawdziwy niepokój. Odwróciła się ponownie lustrując świeżo upieczoną córkę Apolla spojrzeniem.
Hope wydawało się, że pod naporem stalowoszarych tęczówek Annabeth uginają jej się kolana.
- W taki razie nie ma co zwlekać - odezwał się poważniejszy niż zwykle Percy.
Uczestniczące w naradzie osoby zaczęły wstawać i wracać do ogniska, kiedy para razem z Hope, ruszyła do jaskini należącej do wyroczni.
Córka Apolla wchodząc wydała cichy okrzyk zachwytu. Spodziewała się jakiejś ciemnej i wilgotnej dziury, tymczasem pieczara była urządzona lepiej niż niejedno mieszkanie.
Rachel Elizabeth Dare siedziała po turecku na ziemi. Wyglądała jakby medytowała. Kiedy trójka herosów weszła do środka, dziewczyna otworzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko.
- Hej - powiedziała, zakładając rudy lok za ucho.
- Hej, Rachel. Przyszliśmy prosić cię o przepowiednię dla Hope. - Percy wskazał na dziewczynę znaczącym gestem.
- Zobaczę, czy coś tu mam. - powiedziała zawadiacko wyrocznia. - Podaj mi rękę proszę.
Hope wysunęła dłoń, grzbietem do dołu. Rachel wzięła objęła ją swoimi dłońmi: jedną z góry, jedną z dołu i zamknęła oczy.
- Nie chyba nic tu nie... - urwała, bo błyskawicznie otoczyła ją zielona mgła. Hope chciała cofnąć się, przerażona, ale wyrocznia mocno trzymała ją za rękę.
Rozległ się głęboki głos:

Córa Promienia miejsce zajmie Sowy
Syna morskiej wody też zastąpi heros nowy
Gołębia i pioruna świat wciąż potrzebuje
Podróżnego i tęczy co na siłach się czuje
Ostatni z członków ślepo z fali się wynurzy
By powstrzymać ostateczną falę gniewu burzy
Tych, co mają do celu iść
Już dziś wskaże złoty liść

Percy podtrzymał Rachel, kiedy runęła bezwładnie na bok. Powoli posadził ją na ziemi.
Annabeth po prostu zamarła na chwilę. Stała bez ruchu, a przez głowę przelatywały jej tysiące myśli. Miała przeczucie, że przepowiednia mówiła o niej, jako o tej która ma zostać zastąpiona na misji. To było coś czego córka Ateny nienawidziła najbardziej. Zawsze uważała, że jeśli sama coś zrobi, to zrobi to najdoskolnalej i najdokładniej.
Kiedy Rachel oprzytomniała i uspokoiła przyjaciół, że nic jej nie jest, trójka herosów wyszła z jaskini. Na zewnątrz było już ciemno. W oddali można było dostrzec tylko blask ogniska. Annabeth szepnęła coś tylko Percy'emu do ucha i pobiegła do Wielkiego Domu, przekazać przepowiednię Chejronowi. Syn Posejdona został sam na sam z Hope.
Dziewczyna czuła się dość skrępowana. Po pierwsze dlatego, że chłopak był starszy, a po drugie, bo już zdążyła zauważyć, że był jakąś ważną postacią w Obozie.
- Chodźmy już na ognisko - powiedział Percy, łagodnie popychając dziewczynę.
Kiedy zasiedli ponownie na drewnianych ławach i pieńkach, wszyscy podążali za nimi spojrzeniami. Po chwili ciszy, widząc, że Annabeth i Chejron już zbliżają się w stronę ogniska wszedł na głaz i zaczął mówić donośnym głosem:
- Hope, nasza nowa obozowiczka otrzymała dalszą część przepowiedni, dotyczącą tego, kto ma wyruszyć na misję - w tym miejscu Percy powtórzył słowa wyroczni. Dookoła panowała cisza. - Jak słyszeliście, członków ma wyznaczyć liść.
Syn Posejdona zszedł z głazu i z powrotem usiadł.
- Jaki liść? - ktoś w końcu zadał pytanie, o którym wszyscy myśleli.
- Szczerze mówiąc, nie mamy pojęcia. - odezwała się Annabeth, zbliżając się do kręgu, idąc obok Chejrona.
- Musimy zaczekać na ten znak, aby wyruszyć na misję - powiedział centaur.
Nie musieli czekać zbyt długo. Kilka sekund po wypowiedzi Chejrona nad głową Hope pojawił się płomiennoczerwony liść. Własciwie dla nikogo nie było to zaskoczeniem.
Następnie zabłysł on nad Jasonem. Rozległ się pomruk zaskoczenia. Kolejna misja dla syna Jupitera?
Ale to nie mogło się równać z hałasem jaki wybuchł kiedy liść zaczął wirować przy Piper. Cały obóz wiedział już, że córka Afrodyty jest w ciąży. Wśród herosów wieści roznosiły się bardzo szybko.
Kolejny liść zabłysł nad Liamem. Piętnastolatkiem z domku Hermesa. Był dość młody, ale nie za młody na misję. Chociaż ten wybór członka zaskoczył większość. Chłopak nie wyróżniał się niczym szczególnym.
Kolejny znak zawirował nad głową Fiony - średniego wzrostu dziewczyny o białych włosach, córki Iris. Ona też była dość niespodziewanym wyborem.
Czekano na ostatni znak, bo w przepowiedni mówiono o sześciu bohaterach.
Jednak nad nikim więcej znak się nie pojawił.
Bystrzejsi prędko przypomnieli sobie jeden z wersów słów wyroczni.
"Ostatni z członków ślepo z fali się wynurzy"
Wyglądało na to, że mieli już w większości drużynę.
Kiedy było już po wszystkim,
Chejron zarządził przyspieszoną ciszę nocną, a gdy wszyscy rozchodzili się do łóżek, sam pogalopował do Wielkiego Domu z Hope, Liamem i Fioną na grzbiecie.
Przy palenisku zostały tylko cztery ciemne sylwetki.
Czwórka przyjaciół patrzyła na siebie przez płomienie dogasającego ogniska.
- Piper nie pozwolę ci jechać - odezwał się Jason.
- J, wiesz co się dzieję jak herosi nie trzymają się przepowiedni. - powiedziała łagodnie Piper łapiąc chłopaka za rękę.
- Jason, Pipes ma rację - poparła dziewczynę Annabeth.
- Łatwo ci mówić - powiedział ze złością syn Jupitera. - To nie ty jedziesz na misję w ciąży.
Annabeth spuściła wzrok. Percy objął ją ramieniem w geście obrony.
- Przepraszam - odezwał się Jason. - Po prostu chciałbym, żeby Pipes była bezpieczna.
- Wiem. - córka Ateny zapatrzyła się w płomienie.
- Stary, gdybym tylko mógł, pojechałbym tam za ciebie - poklepał chłopaka po plecach.
- Dzięki.
Zapadła cisza, co było rzadkością w towarzystwie tej czwórki herosów. Dookoła można było usłyszeć tylko cykanie świerszczy.
- To dobranoc. - Annabeth pierwsza wstała z pieńka i ruszyła w stronę domku. Percy w pierwszej chwili chciał podążyć za nią ale prędko zrezygnował z tego pomysłu i sam ruszył do łóżka.
Piper i Jason siedzieli jeszcze kilka minut, trzymając się za ręce.
Dopiero kiedy ognisko wypaliło się, a w popiele zostało tylko kilka żarzących się węgielków, niechętnie rodzielili się idąc każde do własnego domku.

Dziękuję wszystkim! Jest obiecany na 3k wyświetleń rozdział! Dziękuję wam też za prawie 300 gwiazdek i 100 komentarzy. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy!
xxx

Olimpijscy Herosi - Percy Jackson. Dalsze losy herosów - fanfiction.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz