Rozdział VIII

1.9K 134 5
                                    


Kiedy Long Island zaczął już majaczyć w dole, Leo poprosił Festusa, żeby zwolnił lot. Nareszcie zamiast rozmazanej plamy w dole mogli obejrzeć teren Obozu Herosów z lotu ptaka. Nawet po przeniesieniu się do własnych mieszkań wciąż uznawali go za swój dom. Wszystkim zrobiło się cieplej na sercu widząc znajome pola truskawek.
Zniżyli lot.
- Okej, ziomki - zaczął Leo - Przygotujcie się na wielkie wejście!
Nie wiadomo czy to Apollo postanowił wesprzeć pokręcony występ syna Hefajstosa, czy był to czysty przypadek, ale słońce akurat zachodziło rozlewając wokół pomarańczowe światło. Leo nie mógł sobie wybrać lepszego momentu na powrót z hukiem.
Zawiśli w powietrzu kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Festus mocno wachlował skrzydłami powoli opadając ku ziemi.
Piper pierwsza dostrzegła drzewo z oplecionym wokół jego pnia smokiem. Metalowy smok z hukiem wylądował, sprawiając, że podłoże zawibrowało.
Pierwsi przybiegli dwaj synowie Hermesa. Potem kilka osób od Apolla. Gdzieś pomiędzy dziećmi Aresa a mnóstwem córek Afrodyty przygalopował stary, dobry Chejron, z kołczanem strzał na plecach. W ręku dzierżył długi łuk.
Kiedy pył i kurz odrobinę opadł herosi zobaczyli sześć sylwetek które powoli zsuwały się z wielkiej maszyny. Obozowicze rozpoznali Percy'ego, Annabeth, Jasona i Piper. Od razu rozległy się w ich kierunku okrzyki powitania i wiwaty. Wszyscy wciąż jednak uważnie wpatrywali się w zamglone postaci. Po chwili ujrzeli nieznaną im długowłosą dziewczynę, o pięknych rysach. A zaraz za nią pojawił się nie kto inny jak... Leo Valdez
Kilka z córek Afrodyty błyskawicznie omdlało najczęściej odsuwając się w ramiona synów Apolla i Aresa.
Leo ustawił jedną stopę na kamieniu i przyjął pozę bohatera oświetlany promieniami zachodzącego słońca. Zapadła absolutna cisza.

Olimpijscy Herosi - Percy Jackson. Dalsze losy herosów - fanfiction.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz