12. Zdenerwowana

26K 1.8K 462
                                    

Po śniadaniu przejęła mnie mama. Nie zdążyłam nawet porozumieć się z Henrym i powiedzieć mu, co myślałam o tych sentymentalnych bzdurach, którymi uraczył wszystkich podczas posiłku, a już ciągnęła mnie do wyjścia z jadalni, zapewniając, że mój narzeczony zostanie w dobrych rękach Willa i Cartera. Trochę obawiałam się o te „dobre ręce" i czego mógł przy nich nagadać, jeśli go nie przypilnuję.

Mój niepokój jeszcze wzrósł, gdy mama i Grace pociągnęły mnie do samochodu. Nie chciałam zostawiać Henry'ego samego, zwłaszcza gdy sama opuszczałam dom, nie miałam jednak wyjścia. Gdy zapytałam, dokąd jedziemy, Gracie zaśmiała się.

– Rodzice Willa chcieli sprowadzać dla mnie suknię ślubną z Paryża, ale uparłam się – wyjaśniła. – Avery ją dla mnie uszyła. A dla ciebie sukienkę druhny. Zobaczysz, jest śliczna. Na pewno będzie dobra, chociaż faktycznie trochę schudłaś... Ale Avery ma dobre oko, wystarczyło jej twoje zdjęcie. W razie czego poprawi coś na szybko.

Wprost nie mogłam w to uwierzyć. I jeszcze kazały uszyć dla mnie sukienkę!

– Ale ja mam swoją sukienkę – zaprotestowałam słabo. Grace uśmiechnęła się figlarnie.

– Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci pójść w byle czym? Nie bój się, sukienka jest śliczna. Zresztą Avery będzie miała bardzo podobną, w tym samym kolorze, tylko krój trochę się będzie różnił. Nie zrobiłaby byle czego, wiedząc, że będzie musiała to na siebie założyć.

To była prawda. Poza tym nie wątpiłam w dobry gust zarówno mojej siostry, jak i Avery, ale nie chciałam akceptować czegoś, czego nie widziałam. Podejrzewałam kłopoty.

Jak się wkrótce okazało, słusznie.

Avery mieszkała niedaleko z mężem, w jednym z tych niedużych, ładnych, parterowych domków przy Chestnut Road. Jedno z pomieszczeń przerobiła na pracownię, a to, co początkowo było cierpliwie znoszonym przez męża hobby, wkrótce stało się sposobem na życie i zarobek. Obecnie Avery była najbardziej rozchwytywaną w Brockenhurst krawcową, również dlatego, że nie tylko podążała za trendami, ale też miała mnóstwo własnych ciekawych pomysłów. Widać to było w pomieszczeniu, do którego weszłyśmy po powitaniach, gdzie dookoła walały się manekiny, jakieś niedokończone projekty, kreacje, skrawki materiałów, projekty, przyrządy krawieckie. Było tam tego pełno i trudno było przejść przez pokój, nie wpadając na coś. Pomyślałam, że każda normalna krawcowa miałaby wszystko uporządkowane i pochowane, ale nie Avery. Avery uwielbiała nie tyle nieporządek, co chaos.

W chaosie najlepiej jej się pracowało, jak przyznała, nieco zawstydzona stanem pracowni. Na szczęście jej mąż praktycznie nie wchodził do tego pomieszczenia, bo inaczej pewnie by się do niej zraził – tak stwierdziła.

– Każda kobieta powinna mieć miejsce, w którym może odreagować i po prostu pobyć sama, bez obaw, że jakiś mężczyzna tam do niej przyjdzie – dodała po namyśle, rozglądając się bezradnie dookoła, jakby czegoś szukała. – Pracownia jest dla mnie takim miejscem. Rozgośćcie się, ja tylko... A, już pamiętam! Szafa w kącie.

W szafie wisiała biała suknia ślubna Grace i kilka długich do ziemi sukienek w ciekawym kolorze mięty, który kompletnie do mnie nie pasował. Jedną z tych sukienek Avery wyjęła i podała mi, a poruszała się z nią tak ostrożnie, jakby niosła jakąś cenną relikwię.

–Przymierz – poleciła pewnym siebie tonem głosu. – Na pewno będzie leżeć doskonale.

Miło z jej strony, że wiedziała to, zanim jeszcze w ogóle włożyłam sukienkę. Nie odezwałam się jednak, tylko zgodnie powędrowałam za parawan, który służył za przymierzalnię. Mama pociągnęła mnie do wyjścia od razu po śniadaniu i nie zdążyłam zmienić spódnicy, do której włożyłam moje czarne kozaki, wcale niepasujące do takiej sukienki, na dżinsy, w których zazwyczaj wybierałam się na eskapady poza domem. Miałam wprawdzie w domu szpilki, ale tylko czarne, kompletnie nienadające się do założenia do miętowej sukienki.

Sentymentalna bzdura | JUŻ W SPRZEDAŻY!Where stories live. Discover now