6. Zirytowana

25.2K 1.8K 291
                                    

Kiedy godzinę później zeszliśmy na dół, już odświeżeni i przebrani, mój żołądek aż skręcił się z głodu pod wpływem smakowitych zapachów, jakie dobiegły mnie z kuchni. Czyżby mama gotowała? Nie, niemożliwe, sama ciągle wymyślała jakieś diety i jej eksperymenty kulinarne były praktycznie niejadalne. I nie Grace, która w kuchni potrafiła tylko siać zniszczenie. A więc Sophie, kucharka rodziców. To musiała być jej sprawka.

– Chodźcie, moi drodzy, na pewno jesteście potwornie głodni! – zawołała z dołu mama, kiedy wyszłam z łazienki i zajrzałam do sypialni, by upewnić się, że Henry też był już gotowy.

Chciałam coś powiedzieć, ale na jego widok wszystkie słowa uciekły mi z głowy, stanęłam więc tylko bez słowa w progu, z ręką na klamce. Henry rzeczywiście był już gotowy. Właśnie przygładzał szarą marynarkę, którą na siebie narzucił. Oprócz tego miał też na sobie czarne, dopasowane dżinsy i wpuszczoną w nie czarną koszulę. Wyglądał po prostu... o rany.

Wyglądał po prostu seksownie, nie było co owijać w bawełnę.

– O, już jesteś gotowa? – Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, gdy mnie zobaczył. Obejrzał mnie sobie dokładnie, a ponieważ nadal się uśmiechał, domyśliłam się, że widok mu się spodobał. Świetnie. – Wow, co za zmiana. I sukienka w moim ulubionym kolorze. Gdzie podziałaś różowe dresy?

Włożyłam na siebie jedną z przywiezionych z Londynu sukienek, prostą, granatową, z rękawem trzy czwarte i dekoltem w łódkę. Była obcisła i stosunkowo krótka, do pół uda. Do tego czarne szpilki. Nie miałam dużo czasu, żeby ułożyć włosy, zostawiłam je więc rozpuszczone. W Londynie rzadko się tak ubierałam, ale to nie był Londyn. Mama miała pewne wymogi względem ubioru i nigdy nie pozwoliłaby mi jeść rodzinnego obiadu w dresach.

Wzruszyłam ramionami.

– Są w koszu na brudy – przyznałam. – Upiorę je w najbliższym czasie i natychmiast z powrotem założę.

– Nie, proszę. – Henry ostatni raz poprawił kołnierzyk koszuli i podszedł do mnie. Cofnęłam się, tłumacząc sobie, że przecież musiałam przepuścić go przez drzwi, on jednak zatrzymał się tuż przede mną. Dopiero wtedy, spoglądając w górę, w jego oczy, przypomniałam sobie, jak wysoki był. A przecież miałam na sobie szpilki. – Tak jest dużo ciekawiej. I jeszcze makijaż! Wyglądasz jak zupełnie inna dziewczyna.

– To tylko odrobina błyszczyka i tuszu do rzęs – broniłam się. Dlaczego właściwie się broniłam? – Mama nie znosi, kiedy chodzi się po domu w dresach, zresztą widziałeś. Ale ja... ja nie jestem za bardzo elegancką dziewczyną.

– Hmm... nie – zgodził się po chwili namysłu, podając mi ramię. Zignorowałam je i ruszyłam korytarzem w stronę schodów. – Ale nie jesteś też nieporządną dziewczyną w dresach. Ani tą luźną dziewczyną w dżinsach, którą miałem okazję poznać w środę. Jeszcze nie rozgryzłem, która z was jest prawdziwa.

Miałam na końcu języka, że żadna. Zamiast tego jednak spuściłam wzrok i odparłam z pewnym rozdrażnieniem:

– Nie musisz próbować mnie rozgryzać, Henry. Nie po to tu ze mną jesteś. Chodźmy już, za chwilę umrę z głodu.

Zanim zdążył coś odpowiedzieć, drzwi sąsiedniej sypialni się otworzyły i ze środka wyszedł mały, blondwłosy aniołek.

Emma.

– Ciocia Ronnie? – Mała zatrzymała się na mój widok w pół kroku. Kucnęłam i wyciągnęłam do niej ręce.

– Emma, kochanie! Chodź do mnie!

Młoda nie wahała się ani chwili. Może i nie miałyśmy świetnego kontaktu, ale za każdym razem, gdy rozmawiałam z nią przez Skype'a, Emma prosiła, żebym ją odwiedziła. Dlatego też nie wahałam się ani chwili i kiedy Emma podbiegła, żeby mnie uściskać, chwyciłam ją mocno i uniosłam w powietrze, chociaż była ciężka jak diabli.

Sentymentalna bzdura | JUŻ W SPRZEDAŻY!Where stories live. Discover now