5. Och, Kiciusiu...

Zacznij od początku
                                    

Uśmiechnęłam się w duchu na te słowa. Nie tylko przestał na mnie naciskać, ale też pochwalił wyroby mojego taty. Gdyby tylko wiedział...

- Dobra, Biedronsiu. Musimy znaleźć... Piekarza? Tak się on nazywa?

Wywróciłam oczami, powstrzymując się od uderzenia w czoło otwartą dłonią.

- No co?

- Po prostu go znajdźmy. – Zerwałam się biegiem.

- Zanim przemieni kogoś w chodzący placek – dodał, kaszlnąwszy.

- Dziwna z ciebie kicia – zaśmiałam się i zarzuciłam Jo-jo na komin pobliskiej kamienicy, a to pociągnęło mnie na jej dach.

Usłyszałam głuche uderzenie Kociego Kija o chodnik, a gdy następnie mrugnęłam, Czarny Kot biegł już na „czterech łapach" u mego boku.

Wiedziałam, że Akuma kryła się w telefonie mojego opętanego taty, ale nie pamiętałam, gdzie go schował po swojej przemianie.

Piekarz był równie postawny jak Tom Dupain, o ile nie jeszcze większy. Białka jego oczu zmieniły kolor na czerwony, a gęsty, lecz niedługi wąs teraz sięgał mu do brody i zawijał się przy końcach. Po niebieskiej koszulce na krótki rękaw nie pozostało ani śladu. Skóra, wcześniej różowa, teraz brązowa niczym świeżo upieczony chleb pokryta była błyszczącym fioletowym materiałem, przylegającym do niej szczelnie. Fioletowe coś opasało całe jego ciało, a przód tułowia i nóg okrywał wielgachny biały fartuch z wizerunkiem czarnego motyla po środku tkaniny. Fartuch miał niewielką kieszeń w miejscu, gdzie znajdowała się lewa pierś mężczyzny. Być może to tam siedział sobie jego telefon.

- Widzę go! – Czarny Kot wskazał palcem na wysoką postać dwie ulice dalej.

- Czy on...?

- Trzyma w rękach małe dziecko. – Potwierdził moje obawy Kot, pociągając urokliwie nosem.

Puściliśmy się biegiem za złoczyńcą, a gdy byliśmy już o skok od niego, usłyszałam płacz dziecka i prośby jego matki, by Piekarz oddał jej synka. Zeskoczyliśmy z kamienicy pod same nogi naszego przeciwnika, a ten obrzucił nas tylko obojętnym spojrzeniem.

- Piekarzu, odłóż to dziecko na ziemię!

Przed twarzą Piekarza pojawił się różowy promień światła, a potem mężczyzna skinął głową z uśmiechem i odstawił chłopca z powrotem na twardy grunt. Ten od razu podbiegł do matki, nieco się uspokajając.

- Jesteście zdecydowanie lepszą zdobyczą niż ten chudy chłopaczek. Młode, sprawne ciała będą o wiele lepszym składnikiem do mojego ciasta. Pytanie tylko, czy ma ono być czarne czy może w kropki? – zaśmiał się gardłowo.

W ręce Piekarza po raz drugi pojawił się skórzany bicz i mężczyzna zamachnął się nim na Kota.

- Uważaj, Czarny Kocie! – ostrzegłam, ale zbyt późno, by ten miał możliwość zareagowania.

Piekarz owinął swój bicz wokół mojego partnera i zaczął ciągnąć go w swoją stronę. Gdy zrobiłam ledwo trzy kroki do przodu, mężczyzna wziął w swoje ogromne łapska Czarnego Kota i odbił się z ogromną siłą od ziemi, pędząc w kierunku... dworu Agreste'ów?

Zdziwiłam się, jak i przestraszyłam zarazem. Dlaczego akurat tam? I co jeśli jest tam wciąż Adrien i Piekarz będzie chciał zrobić z niego ciasto? Jakby już nie było mi mało, musząc ratować Czarnego Kota.

Ruszyłam w pogoń za uciekinierem, zarzucając Jo-jo na wystające fragmenty budynków i wzbijając się w powietrze niczym słynny Spiderman. Moje Jo-jo okoliło głowę jednego z wielu gargulców katedry Notre Dame w chwili, w której Czarny Kot krzyknął „Kotaklizm!" i spróbował zniszczyć bicz owinięty wkoło niego. Ale Piekarz go wyprzedził i złapał go za przegub, uniemożliwiając Kotu ruch ręką. Szarpnęłam Jo-jo, odwijając je z gargulca, i przymocowałam je sobie do pasa, w międzyczasie lecąc prosto na Piekarza. Uderzyłam w niego całym ciałem, sprawiając, że stracił balans. Kot wyleciał mu z rąk i uderzył prawą ręką w przypadkowy kafel placu, niszcząc go. Stanęłam hardo na podłożu i w dwóch susach znalazłam się przed Kotem, aby pomóc mu wyplątać się z bicza. Kątem oka spostrzegłam biegnącego w naszą stronę wściekłego Piekarza.

- Odwróć jego uwagę, Kotku – powiedziałam, gdy skórzany pas nie krępował już chłopaka.

- No problemo, Biedrona – odrzekł i tyle go widziałam.

W tle usłyszałam przerażone okrzyki przechodniów i turystów, kiedy Czarny Kot powalił mężczyznę; jednakże tamten zaraz kopnął go tak mocno, że blondyn przeleciał przez całą długość placu, lądując pod wejściem do katedry. Piekarz już biegł w jego stronę. Nie było czasu. Musiałam działać.

Wyrzuciłam Jo-jo w powietrze, by skorzystać ze Szczęśliwego Trafu. W dłonie wpadła mi czerwona apaszka w czarne kropki.

- No i co ja z tym zrobię?

Pobiegłam za złoczyńcą, nie mając najmniejszego pomysłu. Do uszu dobiegł mnie krzyk mojego partnera, walczącego właśnie z Piekarzem. Kiedy Kot uderzył w niego Kocim Kijem, ogłuszając go na moment, oświeciło mnie. Pędem wskoczyłam mężczyźnie na plecy i zawiązałam apaszkę na jego oczach. Zanim zdał sobie sprawę, co się dzieje, zabrałam mu telefon i podrzuciłam Kotu. Chłopak rozbił go o betonowe kafle, którymi wyłożony był plac przed katedrą Notre Dame w tej samej sekundzie, gdy Piekarz zdjął z oczu materiał, a ja zeskoczyłam mu z pleców.

Akuma poczęła szybko uciekać, ale moje Jo-jo zaraz ją schwytało.

- Pa-pa, miły motylku – wyśpiewałam i wypuściłam na wolność owada o mieniących się nieskazitelną bielą skrzydłach.

Podniosłam z ziemi arafatkę i podrzuciłam do góry, zawoławszy wcześniej „Niezwykła Biedronka". Paryż rozświetliły czerwone smugi światła, po chwili ulatując do nieba.

Na miejscu Piekarza ponownie zastałam swojego tatę. Uśmiechnęłam się, widząc go całego i zdrowego.

- Dobra robota – pochwalił Czarny Kot, obejmując mnie ramieniem i przybliżając swoją twarz do mojej.

- Zostaw sobie te flirty na później.

- O! To jest jakieś później? – uśmiechnął się Kocur szeroko, a oczy zaświeciły mu się uroczo.

Z nagła jednak odsunął się ode mnie, a jego twarz powoli spoważniała.

- Biedronko, muszę ci o czymś powiedzieć.

Wtedy zabrzęczał jego pierścień.

- Musisz lecieć – upomniałam go, lecz blondyn nie ruszył się z miejsca.

- Nie, proszę, zaczekaj chwilę i mnie wysłuchaj.

Skinęłam zdezorientowana głową i wzruszyłam ramionami w geście zapytania. Co było dla niego takie ważne, że aż był gotów ujawnić swoją prawdziwą tożsamość na oczach wszystkich?

- Chciałem ci o tym powiedzieć już dawno, ale jakoś nigdy nie było sposobności, każde z nas się dokądś śpieszyło...

Nie umiałam domyślić się, do czego zmierza. Po prostu słuchałam go cierpliwie i ze szczerą ciekawością. Jednakowoż nie sądziłam, że wyzna mi coś takiego...

- Kocham cię, Księżniczko. Całym swoim sercem.

MIRACULOUS Pewnego dniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz