Rozdział 8 : Tak jakby... nie wiem jaki dać tytuł >.<

732 74 19
                                    

Wiktoria POV.

Myślałam, że się przesłyszałam. Rozszerzyłam oczy w zdumieniu, a mój oddech nerwowo przyśpieszył. Nie chciałam go okłamywać, a jednocześnie wiedziałam, że prawda może mnie zgubić.

- Ja... umm... - zaczęłam.

Nie powiedział nic, po prostu zniknął. Siedziałam tak przez chwilę, po czym zwinęłam się w kulkę i rozmyślałam. Zaczęłam walić twarzą w poduszkę. Dlaczego to się stało ? Jestem idiotką... powinnam od razu powiedzieć, co mi chodzi po głowie. Wstałam i zaczęłam szukać szkieleta po całym mieszkaniu. Nie było go. Szybko narzuciłam bluzkę, wciągnęłam spodnie, zasznurowałam adidasy i napisałam karteczkę Papyrusowi.

"Wyszłam z Sansem na spacer, wrócimy koło popołudnia.
Wiktoria."

W

Wybiegłam z mieszkania, łapiąc klucze i zamknęłam drzwi. Zbiegłam ze schodów i wypadłam z klatki schodowej jak rakieta. Chodziłam po całym osiedlu, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć.
~ Sans... ~ myślałam gorączkowo ~ Gdzie jesteś...
Spędziłam tak trzy godziny, chodząc jak debil między blokami. Jakimś cudem zaczęło robić się ciemno. No halo, jest pierwsza po południu ! Spojrzałam w górę i zdębiałam. Całe niebo było pokryte ciężkimi, burzowymi chmurami. Chwilę potem lunęło jak z cebra. Wbiegłam w jakiś zadaszony zaułek i westchnęłam. Trzeba będzie to przeczekać. I nagle zza moich pleców dobiegł szmer. Szybko odwróciłam głowę i momentalnie zaczęłam cofać.
- Kogo my tu mamy... - odezwał się jeden z czterech mężczyzn - Myślałem, że nigdy cię już nie zobaczę...
- Też żałuję, że cię widzę - warknęłam.
- Ostra jak zawsze - mruknął, podchodząc - Ponoć takie są najlepsze...
Jeśli dalej będę iść do tyłu, istnieje ryzyko zmoknięcia. No ale już wolę zmoknąć, niż dać im się dotknąć. Jeden z nich podszedł i wyciągną dłoń w moją stronę. Natychmiast został zdzielony w twarz.
- Uhuhu, widzę, że to nie będzie takie łatwe...

Sans POV.

Siedziałem pod jednym z osiedlowych sklepów, mając naciągnięty kaptur. Ludzie mnie omijali, i tylko jedno z młodzszych dzieci podeszło, wręczając mi jabłko. Zaraz zostało zganione przez rodziców. Aktualnie z owocu zostały same pestki, które schowałem do kieszeni. Jakieś trzy godziny później obok mnie usiadł jakiś facet.
- Czasami uciekanie przed poznaniem całkowitej odpowiedzi może być największym błedem, jaki można popełnić - powiedział.
Zastygłem w bezruchu. To właśnie to, co zrobiłem.
- Zrobiłeś coś, czego żałujesz ? - zapytał.
- Tak... westchnąłem - Wyznałem komuś miłość, po czym uciekłem, zanim dostałem odpowiedź.
Mężczyna siedział chwilę cicho.
- A czy myślisz, że jest za późno na naprawienie tego błędu ?
- N-nie wiem... - zwiesiłem głowę.
- Zawsze jest na wszystko czas, ale tylko nieliczni potrafią go znaleźć.
Natychmiast wstałem i chciałem mu podziękować, ale... jego już nie było. Nie myśląc długo, przeteleportowałem się prosto do jej mieszkania. Zastałem tylko kartkę i skupionego na kostce rubika Papsa. Przeniosłem moją egzystencję na zewnątrz i zacząłem jej szukać. Gdy już zacząłem tracić nadzieję, usłyszałem krzyk. Padało naprawdę mocno, lecz natychmiast tam pobiegłem, a moje oko zapłonęło. Gdy tam dotarłem, z wkurwienia ledwo stałem. Jacyś goście DOBIERALI SIĘ do MOJEJ Wiktorii ! Natychmiast przywołałem dwa Gaster Blastery i ruszyłem w tamtą stronę. Jeden z nich właśnie chciał włożyć dłoń do jej spodni, ale skutecznie utrudniłem mu to, przyszpilając do ściany idealnie wymierzoną kością. Dwójka ruszyła na mnie, a ich (najwyraźniej) kapitan stał z tyłu i dalej macał MOJĄ dziewczynę. Strzały z Blasterów załatwiły obu "powdwładnych". Został ostatni przeciwnik. Dalej próbował jej coś zrobić, i jednocześnie zasłaniał się nią. Żałosne. Spod jego stóp wyrósł rząd kości, powodując szybką i prawie bezbolesną śmierć.
- Dunked on - szepnąłem.

====================================================
Nie bijcie ._. Zaspałam ._.

Nienazwane uczucie - Opowiadanie &quot;Undertale&quot;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz