Koniec Kapitana Ameryki?

48 12 1
                                    


 Udało nam się wydostać. A raczej tylko mi się to udało, bo Stephen niestety został w środku. Ale to tylko szczegół, prawda? Nie. Macie rację. To nie TYLKO szczegół. On może tam zginąć. Zostawiłem go tam na pastwę losu. Strange powiedział, że da sobie radę. Trzymam go za słowo.

 Tymczasem cały nasz misterny plan runął. Oddałem klucz Peterowi i Echo, którzy pobiegli uratować przeciwników rejestracji, a ja w tym czasie miałem uratować Kapa, który najprawdopodobniej znajdował się w piwnicy. Nie martwiłbym się tak, gdyby nie to, że muszę to zrobić sam, bez pomocy Strange'a, a on bardzo ułatwiłby moje zadanie.

 Nie ma co się dąsać. Praca jak praca. Trzeba ją zrobić, bez większego buntowania się. Chociaż nie wiem, czy ratowanie Steve'a, pierwszego z Avengers, można nazwać pracą. Chociaż miałem na pewno już o wiele gorsze zadania niż to. Chociaż Kapitan to legenda – jak coś zepsuję to po mnie. A znając życie? Zepsuję.

 Dobra, nieważne. Muszę pomóc Steve'owi, mojemu najlepszemu kumplowi i mentorowi! W sumie to zawsze ja wpadam w tarapaty, a teraz w końcu jest na odwrót!

 Uchyliłem lekko drzwi, które o dziwo były otwarte. Przecisnąłem się jakoś przez szparę, aby nie robić większego hałasu i na palcach podreptałem na dół, po schodach. Nic nie usłyszałem. Żadnych krzyków czy diabolicznych śmiechów. Nic, co mogłoby się wydawać dziwne. Chociaż czy sama ta wszechobecna cisza nie jest dziwna?

 Już miałem wejść na schodek, dzięki któremu widziałbym cały pokój, ale ktoś zasłonił mi usta ręką. Jako że jestem super ninją, zacząłem się dziwnie wyginać, żeby mężczyzna (tak, wywnioskowałem, że to mężczyzna, tylko po jego ręce!) W końcu mnie puścił. To było jednak na nic.

 - Cii. Nie sądziłem, że będę mieć dzisiaj gości. W ten ważny dzień – wyszeptała postać za mną. Dokładnie znałem tą osobę. Tony Stark. Co on tu robi tak szybko?

 - mghpf? – Miało to zabrzmieć jak „Jaki wielki dzień?", ale zabrzmiało... tak.

 Iron Man zaśmiał się pod nosem i zdjął rękę z mojej buzi. Odwróciłem się do niego na pięcie i wycelowałem moim zmniejszającym urządzeniem w jego głowę.

 - Ja bym się nie śmiał! Bo jak zmniejszę tą twoją głowę to już tobie raczej śmiesznie nie będzie – prychnąłem. Wiem, to w ogóle nie było zabawne.

 - Hej! – Stark uniósł ręce w obronnym geście. – Ja wcale nie chciałem być niemiły! Chodź, nie możesz tego przegapić.

 Tony jak gdyby nigdy nic zszedł na dół, a ja, wykorzystując sytuację, poszedłem zanim. Bo przecież lepiej, żeby Iron Man i inni nie dorwali czasem Petera i Echo, prawda?

 Gdy zobaczyłem, kto i co znajduje się na dole, o mało zawału nie dostałem. Okay, okay, nie czepiajcie się tak! Może i nie dostałem prawie zawału, ale na serio byłem bardzo bardzo zdziwiony!

 Na środku pokoju stał Kapitan Ameryka, związany i ledwo trzymający się na nogach. Wokół niego okrąg tworzyło kilka osób, które stały za rejestracją. W tym Cassie.

 - Ehm, co to za egzorcyzmy tu w tej piwnicy się wyprawiają?

 - Tato... - Cassie spojrzała na mnie z niedowierzaniem, ale szybko na miejsce niedowierzania wstąpił zimny stal. – Co ty tu robisz?

 - On? Przyszedł zobaczyć koniec początku. – Poklepał mnie po ramieniu Tony. – A może jest to początek końca? To nieważne.

 Iron Man jednym kiwnięciem palca przywołał swoją zbroję i uniósł swoją żelazną rękę do góry, celując w bezbronnego Kapa.

 - NIE! – wykrzyknąłem, bo co innego miałem zrobić, jak nie stanąć przed nim i broniąc go własnym ciałem?

 - Nie stój na mojej drodze, Lang.

 - Przecież to twój przyjaciel, Tony. Ty... Nie możesz go zabić. Nie zrobisz tego przecież własnemu przyjacielowi, prawda? Współpracowaliście ze sobą, ramie w ramię. Przecież nie możecie walczyć o coś tak głupiego!

 - Dlaczego niby? To on stanął MI na drodze.

 Myśl, Scott, dalej! Musisz wymyślić jakiś argument, aby Tony nie zabił ani ciebie, ani Kapa!

 - Nieprawda. Ty także stanąłeś na jego drodze. Obaj stanęliście na niewłaściwych drogach. Może zapomnijmy o tym wszystkim, dobra? Niech będzie tak, jak było przed tym wszystkim.
 

 - I co? Samozwańczy superbohaterowie mają od tak latać sobą po mieście? – syknął z obrzydzeniem Iron Man.

 Jejku, wymyślanie jakiejś ciekawej przemowy na poczekaniu nie jest wcale takie łatwe. Jak oni to robią?

 - Ty na serio myślisz, że uda się wam namówić New Avengers do poddania się? My nigdy się nie zarejestrujemy i na innych też nie licz. Nie powstrzymasz nas. Zawsze znajdą się jacyś „samozwańcy superbohaterowie" i nie dasz rady ich powstrzymać. Ty też taki byłeś na początku, pamiętasz? Takim samozwańczym superbohaterem.

 Tony zachichotał i pokiwał głową z rozbawieniem. Zaczął powoli mnie okrążać, a następnie podszedł do Kapitana i lekko uniósł jego podbródek w górę.

 - Nie powstrzymam was? A co jeśli zabiję słynnego Kapitana Amerykę?

 Zamarłem. On nie mógł tego zrobić! Nie był aż takim potworem.

 - Nie zrobisz tego. Nie jesteś mordercą. Nie zabijesz własnego przyjaciela! – wykrzyczałem m w twarz.

 - Ja może nie, ale na pewno ktoś inny to...

 Nim Stark zdążył nawet dokończyć, kaptur z głowy ściągnął jeden z jego „wyznawców". Nie był to jeden z zarejestrowanych, a mężczyzna z czaszką na masce. Crossbones. ALE CO ON TU ROBI?!

 - Mam tego dość! Jeżeli wy się nawzajem nie zabijecie, ja to zrobię! – Crossbones wyciągnął pistolet i skierował go na Kapa.

 Iron Man szybko jednak zaczął interweniować. Może i szybko, ale nie za szybko. Brock Rumlow już wystrzelił. Kula powoli szybowała w stronę Steve'a, aż w końcu trafiła w głowę. Wszystko to działo się tak szybko, że nikt nie zdążył zareagować.

 - Tony, jak... - Nie dokończyłem, bo ten położył się tuż obok jego najlepszego przyjaciela, zdjął maskę i zaczął go obejmować, łkając cicho.

 - WYJDŹCIE! WSZYSCY WYJDŹCIE! – ryknął.

Zrobiłem to, o co on prosił, przez co został on sam w pokoju ze Steviem i śmiejącym się z niego Crossbonesem. Nadal nie docierało do mnie, co się właśnie stało. Wyszedłem na górę i zwołałem wszystkich na wyznaczone miejsce, gdzie mieliśmy się spotkać.

 Wszyscy przyszli oprócz Strange'a, który niby gdzieś się przeteleportował, ale powiedział, że zaraz przyjdzie. Wszystko poszło dobrze. Osoby przeciw rejestracji wzięły wszystkie potrzebne rzeczy i uciekły. Jedynym, małym szczegółem była śmierć Kapitana. Ale dla nas nie był to mały szczegół. Był to cios poniżej pasa. Teraz nikt nie dawał nam tej nadziei. Kapitan Ameryka był naszą jedyną szansą na wygraną.

______________

 Jejku, ale to słabe ;-; Brak weny daje się we znaki ;-;



You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 17, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Scott Lang i New AvengersWhere stories live. Discover now