12. 12 Sekwencji

379 19 4
                                    

Wenecja 2012

- Co my tu właściwie robimy ? - zapytał Jace idąc przebrany na trening za Clary, która również przebrana na trening miała o wiele lepszy humor od męża
Byli w Wenecji, w rezydencji Swordów. Michael zaprosił ich na jakiś specjalny trening. Jace nie za bardzo chciał brać w tym udziału, ale nie potrafił odmówić ukochanej żonie, która uparła się, że muszą jechać.
- Mówiłam Ci już. Michael chce mnie nauczyć tradycyjnego stylu walki Fairchildów - 12 Sekwencji.
- Ale czemu tu, w Wenecji, a nie u nas ? - zapytał dalej niepewnie czując się w willi pełnej wampirów
- 12 Sekwencji to sztuka walki jeden na kilkudziesięciu. Wampiry z klanu Michaela dobrowolnie chcąc brać udział w treningu, a nawet nie tylko one. Esme, Chris i Iluzjoniści też biorą udział. W dodatku ta sala treningowa jest przystosowana do treningu 12 Sekwencji.
- Ale co to w ogóle jest ? - zapytał dalej nie rozumiejąc czemu akurat wampir musiał ją tego nauczyć
- To 12 Sekwencji, czyli 12 takich "zestawów" ciosów z góry ustalonych. Każdy z ciosów to jedna część. Tych części też jest 12, a każdy wynika z drugiego. Ciężko jest w niektórych wyodrębnić jeden cios od drugiego, gdyż przechodzą tak gładko, że zmieniają się w jedno cięcie. Jedno perfekcyjne, czyste i gładkie cięcie. To pomaga w walce z kilkoma przeciwnikami. Jednym ciosem można zabić kilka osób.
- To niemożliwe. Sama natura walki mówi, że nie możesz przewidzieć skąd zaatakuje się wróg więc po co spis ściśle określonych ciosów, które mogą nie pasować do walki ?
- Przewidziano to. Sekwencje można łączyć, ale najpierw trzeba je znać.
- Ale czemu musisz je znać ?
- My. My musimy znać. - poprawiła go, wywołując jęknięcie pełne niezadowolenia u niego - To nasza tradycja od XII wieku, Jace. W dodatku teraz my musimy poprowadzić dalej ród. To nasz obowiązek.
- Dlatego 12 Sekwencji ? Bo w XII wieku zostały wymyślone ? - zapytał
- Możliwe. Wiesz, było też 12 apostołów.
- Jeden był zdrajcą. - mruknął, gdy weszli do sali treningowej
Sala była prostokątnym pomieszczeniem z wysokim sufitem pod którym umieszczono sieć belek z których zwisały liny do skoków. Przy jednej ścianie stał rząd manekinów i tarcz do rzucania. Broń do ćwiczeń była na wprost wejścia w specjalnych szafach, w których była posegregowana i ułożona odpowiednio.
- 12 Sekwencja powoduje poważne urazy u osoby, która źle ją wykonuje, dlatego nazywamy ją "Sekwencją Judasza" lub judaszowską. - powiedział Michael zeskakując z jednej z belek w towarzystwie innych wampirów - Jest na tyle zdradziecka, że na razie jestem jednym żyjącym na tym świecie Fairchildem, który potrafi ją wykonywać, łączyć z innymi.
- Acha. - mruknął Jace
- Clary zaczynamy, czy może pan niedowiarek chce zobaczyć, że Sekwencje są przydatne ?
- Ależ z miłą chęcią zobaczę tylko jak ?
- Wampiry, wszystkie na raz będą mnie atakować.
- To nie fair. One pewnie znają... - zaczął Jace
- Nie znamy. Nie możemy znać. - mruknęła Esme
- Tylko potomkowie, który ciągną prostą linię od Archanioła Michała. My się odłączyliśmy. - mruknął Jacob
- Jak ? - zapytał Jace
- Są wampirami kochanie. Nie mogą również dalej niczego przekazać.
- To, że mama nas urodziła było cudem. Wampiry z urodzenia to prawie niemożliwe. - mruknął Rafael
- Zazwyczaj wampir z wampirem nie spłodzi dziecka. Wampir z Przyziemnym na jakieś tam szanse, ale to dziecko będzie... Inne. Pół człowiek - pół wampir to inna bajka niż my.
- Czemu ??? - Jace nie ukrył zdziwienia, gdyż zawsze zaskakiwała go reakcja innych na historię narodzin trójki Swordów, którzy głośno przyznawali się do bycia wampirami z urodzenia
- To są ludzie, ale mają słabość do krwi. - mruknął Michael - Nie mają kłów takich jak my, nie są wieczni, ale odporni nie niektóre choroby, ich serca biją, są ciepli. Ale piją krew. To ich narkotyk jakby już od najmłodszych lat. No i mają Wzrok najczęściej. Co do innych zdolności to oprócz odporności na choroby to nie mają nic.
- A co z światłowstrętem ? - mruknął Chris
- No i jeszcze to. - dodał Michael - No to co ? Zaczynamy. - klasnął w ręce
Podszedł do szaf z bronią. Wziął dwa ostrza. Jedno pozostawił w ręce, a drugie przypiął do pasa z bronią. Wyszedł na środek sali. Jace i Clary cofnęli się. Wampiry poustawiały się wokół Michaela, ale nie w okręgu. Każdy w innej odległości i nieco innej pozycji. Każdy miał inną broń.
- To nie będzie równa walka. - powiedział Jace
- Ale będzie ciekawy przebieg, uwierz. - mruknęła rudowłosa
Jace spojrzał na środek sali. Michael stał spokojnie obserwując wszystkich przeciwników. Nagle Esme zaatakowała razem z Chrisem i braćmi ojca. Jej bat chciał podciąć jego nogi, a Chris wystrzelił kilka strzał. Michael odbił strzały mieczem, po czym skoczył do tyłu unikając bata. Wybił się wysoko więc mógł wykonać obrót i jednym, szybkim ciosem podciąć za pomocą długiego ostrza braci bliźniaków.
- To była 11. - szepnęła Clary
- To w końcu je znasz ? - zapytał zdziwiony Jace
- W bibliotece, w Mieści, w naszej części jest gruba księga o 12 Sekwencjach. Są tak opisane wszystkie pozycje... - szepnęła i spojrzała na męża - Czytałam ją, kiedy ty remontowałeś rezydencję. - przyznała
- Rozumiem. - mruknął Jace i zobaczył, jak Michael po prostu skoczył i zaatakował wampirzycę
Ale jego ostrze szło inaczej niż zwykle Jace widział. Nie uniósł miecza nad głowę, a trzymał na dole, tak aby przy wyskoku uderzyć ją w brodę, a przy spadaniu w głowę.
Po kilku chwilach pokaz został skończony. Wszyscy leżeli pokonani, oprócz Michaela.
- Pięknie, ale to trwało... - zaprzeczył Jace
- No właśnie. I to bez zbędnego marnowania broni. Tylko miecz. Albo dwa miecze. I nic poza tym.
- No dobrze, może jednak warto coś takiego umieć. - mruknął Jace

Kilka godzin później

- Na Anioła. Wszystko mnie boli. - mruknął Jace padając na łóżko
- No cóż, Michael nie ma zakwasów, więc nie ma przerw. - zaśmiała się Clary kładąc się koło niego - Zrobić nam kąpiel ?
- Och mój aniołku poproszę. Tak bardzo chcę się rozluźnić przy mojej kochanej żonie.
- Tylko rozluźnić ? - zapytała śmiejąc się lekko
- Kochanie. Jestem taki zmęczony, ale jeśli ty chcesz rządzić nade mną to jestem do twojej dyspozycji. - mruknął i spojrzał na nią
Jej rudy warkocz był potargany. Przepocone dresy i koszulka lepiły się do jej ciała. Miała zarumienione policzki i dyszała, ale była uśmiechnięta. Piękna. I jego.
- Wolałabym się poprzytulać do mojego kochanego męża. - rzuciła i zaśmiała się lekko, kiedy Perła przybiegła do pokoju i od razu wskoczyła na łóżko, do Jace'a
Zwierzę zwinęła się w kulkę koło jego nóg i patrzyło na nią.
- Ten lis jest niemożliwy. - mruknął blondyn i popatrzył na białe zwierzę - Ona kiedyś dorośnie ?
- Nie wiem. Rouse też nie wie. Musimy to sprawdzić w praktyce i poczekać kilka lat...
- Za kilka lat to my będziemy zajmować się innym maluszkiem. - zaśmiał się Jace
- Dalej chcesz ze mną dziecko ? - zapytała zaskoczona Clary
- Dalej ? To ja kiedyś przestałem ?
- Najwyraźniej nie. - mruknęła rudowłosa i ucałowała go w policzek - Idę szykować kąpiel, a y zastanów się, kiedy się o nie postaramy.
- Wiesz, co ? Nie wiem, czy już dziś nie chcę zacząć.
- Jednak. - zaśmiała się i weszła do ich łazienki
Jace uśmiechnął się pod nosem. Mimo, że nie był mężem Clary długo, już wiele z nią przeszedł. Nawet ich pierwsze spotkanie nie wypadło w sprzyjających okolicznościach tylko podczas poszukiwań informacji o Valentinie, zamieszaniu z Kielichem Anioła i w ogólnym chaosie panującym wtedy w Świecie Cieni. Potem Morgenstern namieszał w ich uczuciach do siebie tak, że oboje sądzili, że coś jest z nimi nie tak. Potem znów atakowały faerie i przez to prawie dwa razy stracił ją.
Pomyślał nagle o faerii. Baśniowy lud został zamknięty w Dworze i tym razem był regularnie sprawdzany. Na szczęście pewne ulgi udało się załatwić dla tych, którzy nie brali udziału w wojnie - syreny, wróżki, niektóre driady i najady wróciły do domu, a Mark Blackthorn, porwany jeszcze przez Sebastiana wrócił do domu.
Clary od czasu do czasu odwiedzała go. Pomagała mu. Mark na początku tylko jej ufał. Dziwnie się jednak zachowywał. Gdy wchodziła do pokoju podchodził do niej na kolanach i łapał za kostki łkając. Zawsze witał ją tak samo - Witaj posłanko Niebios. Rozmowy z rudowłosą pomagały mu odnaleźć się w obecnym świecie. Dzięki niej dość szybko zaaklimatyzował się w Los Angeles.
Dodatkowo pomogła Arthurowi Blackthornowi. Po tym, jak faerii pomieszały mu nieco w umyśle nie potrafił normalnie funkcjonować, nie potrafił zarządzać Instytutem - wszystkie obowiązki przejęła Diana. Jednak Clary mu pomogła. Dała Dianie fiolkę leku, który pomagał Arthurowi bez konsekwencji w postaci bólu lub innych nieprzyjemności.
Jace uśmiechnął się delikatnie. Dzięki jego żonie wielu żyło lepiej i wielu myślało o niej jak aniele. Zawsze uśmiechał się na wizję Clary ze złocistymi skrzydłami, w bieli złocie. Była jego aniołem, po prostu.
Teraz jednak wierzył, że czeka ich spokojne życie razem, że dalsze ich losy będą pisanie spokojnie i długo.

Dary Anioła : Anielskie KronikiWhere stories live. Discover now